Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Misiaczek Pensjonariusz
|
Wysłany:
Czw 15:32, 17 Lut 2011 |
|
|
Dołączył: 10 Lut 2010
Posty: 77 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wlazłam do stajni jak zwykle niemrawo. Komu by się chciało wstawać o czwartej rano, po to żeby na siódmą być w stajni? Mnie Poszłam do Demcia. Młodego wręcz rozpierała energia, rzucał się o biegalni jak dziki. Na padokach szalało już kilka koni. Widać Maks też wcześnie wstał… Stwierdziłam że nie będę się z nim szarpać przy czyszczeniu i wypuszczę go na chwilę na padok, niech się dziecko wybiega, a co. Nie zauważyłam że na padoku siedzi Sugar… A wypuszczanie tych dwóch koni razem niestety nie należało do szczególnie błyskotliwych pomysłów. Demon niestety zdążył już odgalopować niezły kawałek – bieganie za nim było jeszcze gorszym pomysłem. Myślałam ze będzie dobrze, ale na myśleniu się skończyło. Sugar zapragnął pokazać Demkowi kto tu rządzi, a siwy, choć młodszy, wcale nie zamierzał tego tolerować. Już po chwili ogiery zaczęły się gryźć i kopać…
- Cholera jasna! – krzyknęłam tylko i poleciałam po bat. Kilka uderzeń odpędziło Sugara, a ja zabrałam Demcia, który niemiłosiernie się stawiał i jakoś nie wykazywał chęci do zaprzestania walki. Ciągnęłam go siłą w stronę wyjścia. Było to dość trudne, bo koń bądź co bądź był „troszkę” silniejszy. Z odsieczą jak zwykle przyszła Dei i starała się pomóc mi ciągnąć Dema, ale niestety bojownicze zachowanie Sugara jeszcze motywowało Dema… Na szczęście jakoś zapałętała się tu Miś i udało jej się przywołać swojego konia do porządku. Popatrzyłam na Dema i Sugara…. Potem na Dej…
- Co powiecie na potrójny trening…? – spytałam patrząc na dziewczyny. Te przytaknęły i wszystkie trzy poszłyśmy czyścić konie. Demu mógł stać obok Zenki, jednak Miś z Sugarem byli w znacznej odległości od nas. Tak, dla bezpieczeństwa. Przyniosłam sobie szczoty i zaczęłam pielęgnację mojego nadpobudliwego ogierka. Rzucał się dzisiaj niemiłosiernie, a na dodatek był cały brudny. Poszłam po wiadro ciepłej wody iw cisnęłam sobie tam dwie cytryny. Najpierw spróbowałam gumowym zgrzebłem rozwalić te ohydne plamy z gnoju. Dobra, część odpadła, ale te żółte plamy doprowadzały mnie do szału. Wzięłam więc gąbkę i zanurzyłam w wodze z cytrynką. Plamy odpuściły zostawiając nieskazitelnie białą sierść. Potem wyczesałam włosianką kurz. Następnie miękką szczotką wyczesałam całego konika. Grzebieniem wyczesałam jeszcze grzywę i ogon, które nawiasem mówiąc były „nieco” przydługie. Potem wymyłam całego Dema woda z cytryną i wysuszyłam ręcznikiem. Był idealnie bieluśki. Gdy szłam po sprzęt spotkałam Jerrego, który jak zwykle biegł do stajni.
- Dzisiaj weź Wiekierkę. Mała na emeryturze, to ruszy się troszkę – rzuciłam tylko wchodząc do siodlarni. Wzięłam leciutki sprzęt Demcia i wróciłam do stajni. Dżokej szybko uwinął się z czyszczeniem Wi, ponieważ nasza elegantka potrafi być czysta. Nie tarza się w byle czym, jak mój Demuś. Z siodłaniem młodego jak zwykle się nie spieszyłam. Ogłowie najpierw. Bez problemów włożyłam je na Dema, z kiełznem jak zwykle miało dziecko problem. =.=. Kiedy on się wreszcie nauczy… Potem podkładka, którą równiutko rozłożyłam na grzbiecie Dema, na nią derka i siodełko. Potem ten okropny popręg x,x Zaciągnęłam go jakoś ściskając siwka okropnie. Wiśka stała już przygotowana, ale ja nawet nie zwróciłam na to uwagi tylko połaziłam z młodym po stajni i po dziedzińcu – dopiero wtedy wsadziłam na niego dżokeja, a sama dosiadłam Wi. Dejusz kłusowała sobie w okolicy toru. Czekaliśmy już tylko na Miś z Sugarem. W końcu doszła i dziewczyna z absolutnie dzikim koniem, którego dzikie zachowanie podjudziło Dema i po chwili on też zaczął zachowywać się jak dziki O.o. Zaczął brykać, stawać dęby… Sugar wyrywał i walczył z Miś. Natomiast Zenia i Wi stały obok siebie i patrzyły na te dwa młode wariaty z politowaniem… Jerry jakoś opanował szalejącego siwka, ale Pride wciąż zachowywał się groźnie do otoczenia.
- Dobra moi państwo, mamy nowego kolegę w naszym wspaniałym podwórkowym kółku różańcowym, więc kilka słów objaśnienia. Jam być trener czyli guru, więc co powiem jest absolutnie święte. No tak, dzisiaj lecimy 1200 coby nam się młody od krótkich dystansów nie odzwyczaił. Na tor, rozgrzewka i do mnie, jasne? – pomijając śmiechy przy części o różańcu i guru dzisiejsza „odprawa” poszła całkiem spokojnie. Wi człapała spokojnie za folblutami, troszkę ospale, ale nie wymagałam od niej jakiegoś szczególnego tempa. Tym bardziej że jechaliśmy za rzucającym się na wszystkie strony gniadoszem. Gdy folbluty kłusowały, a jeźdźcy tradycyjnie obstawiali kto wygra (wyobrażacie sobie jak ciężko odgadnąć kto stawia na kogo ) ja pogalopowałam na Wi w kierunku celownika. Wolty, nie wolty, stęp, kłus, lekkie zagalopowania – takie ćwiczenia były już tradycyjne. Demek bardzo ożywienie kłusował dookoła, Zenia trochę szarpała się z Dejcem, za to Sugar znowu wyczyniał jakieś dziwne akrobatejszyny. W końcu po 10 minutach zwołałam załogę naszego wesołego statku do siebie.
- Dobra, to tak, bramki są, moje kontakty są jak zwykle niezawodne, tak, tak, później będziecie mogli mnie powielbić, teraz jednak proszę kłusikiem do bramek i obsługa zapakuje was do tego blaszanego ustrojstwa. Czasy podam, no problem. Jerry, strategia tak jak ostatnio – dżokej kiwnął głową i odjechał, a za nim dziewczyny. Słyszałam szepty. Miś pytała się Dejca co za strategia, ta na to że nie wie bo super tajna. Uśmiechnęłam się wrednie – nikt nie wie, Mwah >3! Jak zwykle, tradycyjne już kłótnie w maszynie, Sugar coś odpierniczał, ale po chwili bramki się wzięły i otwarły, a ja włączyłam stoper. Gniady wyrwał do przodu, za jego zadem Dem i na końcu Zenia. Krótki dystans, więc już po chwili Dem zaczął wyprzedzać Sugara. Ten mocno rwał do przodu, jednak siwy i tak go wyminął. Jeszcze nie wypruł maksymalnym tempem i dobrze. Czekamy aż Zenka odpali. Sugar starał się atakować, jednak wciąż utrzymywał się zaraz za zadem Dema. Tuż przed zakrętem Zenia oddała rytualnego kopa i zaczęła bez skrupułów wyprzedzać. W tym momencie Dem rytualnie zarzucił łbem, jednak tak poszedł w przód, że omal nie bryknął i także zaczął przyspieszać. Sugar został mocno w tyle, jednak nie poddawał się i wciąż zwiększał tempo. Zenka bez większego patyczkowania się szła równo z Demem. On po zewnętrznej, spychał klacz trochę. U siwego śmignął bat i nieco wyprzedził Zenkę. Byli już w połowie ostatniej prostej. Zen mocno wyrwała zostawiając Dema w tyle. Mocny posył, celownik i… Pierwsza Zenka ok. 1 ¾ długości z czasem 45”02. Za nią Dem ok. 6/7 długości (tak na oko) przed Sugarem z czasem 48”89. No i ostatni gniadosz z czasem 1’22”07. Nie byłam zadowolona z tego czasu. Siwy na początku radził sobie lepiej. Za bardzo poszliśmy w długie dystanse. Muszę mu różnicować treningi. Nie mogę najpierw wałkować tego, potem tamtego, bo jak wracamy do tego pierwszego to idzie mu gorzej. No nic, teraz już wiem. Przy wytracaniu prędkości wszyscy użerali się z końmi które bardzo chciały dalej biec . Gdy po okrągłym okrążeniu konie przytruptały do mnie podałam czasy.
- No… Nie poszło najlepiej. Nie oszukujmy się, poszło do bani. Sugar ok., nie biegał jeszcze dużo i wgl, ale Demkowi szło dużo lepiej. Ogłupiłam go tymi ciągłymi 1700, Zenkę przy okazji niestety też. Ale nie jest tragicznie, doszlifujemy się i będzie lepiej. No dobra, koniec mej świętej przemowy. Ochłodzić mi konie pół okrążenia kłusem i drugie pół stępem, potem przed stajnię – po tym wygłoszeniu skierowałam Wisię ślimaczym stępem w okolice stajni. Po drodze folblucie cuda mnie oczywiście dogoniły, nie wiem czy oni wszyscy do końca rozumieją moją wizję stępa, nigdy nie sprawdzałam… Kiedyś się schowam w krzakach i się przekonam czy to moje zaufanie nie jest czasem aby za duże. Coś zawsze wydaje mi się, że za szybko mnie doganiają. No nie ważne, przed stajnią Wisię oddałam w ręce Jerrego, a sama wzięłam się za moje ukochane mleczne cudo. Zdjęłam mu wszystko z grzbietu i przejrzałam go w kierunku otarć. Potem w ogłowiu oprowadziłam go po stajni. Patrzyłam głównie na nogi, czy nie kuleje. Potem zdjęłam ogłowie i założyłam kantar. Obejrzałam wargi, czy od wędzidła nic mu się nie stało. Potem obejrzałam nogi – oprócz błota nie było tam nic groźnego. Kopyta to samo. Poszłam z nim więc do myjki i spłukałam błoto z nóg, brzucha, zadu (??)… Potem wypuściłam go na biegalnię i odniosłam sprzęt. Dżokej już tradycyjnie gdzieś się spieszył więc odprowadzenie Wi do boksu i odniesienie sprzętu spoczęło na moich barkach x,x Załatwiłam wszystko a potem poszłam z Miś i Dejem na herbatkę.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|