Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ev Pensjonariusz
|
Wysłany:
Sob 10:54, 24 Gru 2011 |
|
|
Dołączył: 07 Mar 2011
Posty: 70 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Jak ja zazdroszczę wszystkim tym dziewuszkom, które mają swoich facetów do jeżdżenia ich koni. Niestety ja takiego nie posiadam, a mój tyłek składa się tylko z 2 pośladków i raczej nie dam rady jeździć na dwóch koniskach na raz. Ehh… No ale trudno, jakoś sobie trzeba poradzić.
Wyciągnęłam z siodlarni swoją przepastną skrzynię z bambetlami, przewiesiłam sobie przez ramię dwa kantary i poszłam do moich urwisów. Po drodze spotkałam Evila, który właśnie rozbierał Wiśniowego. Wtedy przyszła mi do głowy pewna myśl…
- Ile biegałaś? – spytałam poprawiając zjeżdżające kantarki.
Spojrzała na mnie jak na wariatkę, po czym uśmiechnęła się łagodnie i wpuściła Potoka do boksu.
- Trening trwał godzinę…
- Czyli znając ciebie, biegałaś mniej niż 3 minuty – rzuciłam jej fioletowy kantar, który bez problemu złapała. – Bierzesz Sugara i jedziemy w teren.
- TERAZ?! – spytała lekko oburzona.
- Tak – przytaknęłam. – T-E-R-A-Z – wycedziłam przez zęby i poszłam w kierunku boksu Samanthy. Trzeba kiedyś ruszyć te spleśniałe tyłki.
-Hej urwisie – przywitałam się z jej kasztanowym zadem. Oczywiście nie raczyła się do mnie odwrócić przodem. – Taa… też się cieszę, że cię widzę – otworzyłam bramkę i weszłam do klaczy. Odruchowo skuliła uszy, jednak nie zrobiła żadnego innego ruchu. Nawet na mnie nie spojrzała! Wredota…
Uznałam, że nie chce mi się męczyć z łapaniem jej łba, zapinaniem karabinków itp. Więc przerzuciłam jej uwiąz przez szyję i nie miała innego wyjścia jak pójść za mną. Na początku się opierała, jednak po chwili wydreptała na korytarz.
Nie widziałam większego sensu pójścia na myjkę, więc wyczyściłam konisko przed boksem. Stała wyjątkowo grzecznie, nie usiłowała mnie zabić i tym podobne. Założyłam jej tylko ogłowie, nie wybierałyśmy się gdzieś daleko, tylko na chwilę połazić po łące. Tyle czasu nie chodziły, że nie mogę jej przemęczyć.
- To co robimy? – spytała Evil wyprowadzając osiodłanego Sugara ze stajni. Poszłam w jej ślady.
- Na łąkę. Myślę, że z pół godziny nam wystarczy – krzyknęłam w jej stronę i usiłowałam zarzucić nogę na grzbiet Sam. Oczywiście nie wyszło. Chyba się starzeję… Wdrapałam się więc na jej grzbiet z „martwego Indianina”, mniej więcej wygodnie się usadowiłam i złapałam wodze.
- Ale jest tyle śniegu…
- Nie marudź, w końcu zimę mamy – zaśmiałam się i dałam leciutką łydkę.
Po chwili szłyśmy już wolniutkim stępem w kierunku pastwisk.
Po drodze można było poobgadywać postępy jej koni w treningach. Zwłaszcza tych wyścigowych. Doskonale pamiętam te lata kiedy byłam jedną z tych szczęśliwych właścicielek gwiazd rytualnych torów. No, ale sława przecież kiedyś przemija i trzeba zająć się czymś innym. Zaproponowałam Evilowi pomoc. Przecież moje konie też kochają biegać i tylko wiek nie pozwala im na starty w zawodach. Mogłyby się czasami przydać jakiemuś podlotkowi, żeby wyrobić w nim poczucie własnej wartości. Każdy potrzebuje czasami wygrać jakiś wyścig.
Po wjechaniu na łąkę ruszyłyśmy wolniutkim kłusem. Tego śniegu wcale nie było aż tak dużo jak mogłoby się wydawać. Za to cieszyłam się ogromną przestrzenią. Starałam się nie pozwolić nabrać prędkości tej dzikiej jędzy, bo pewnie wylądowałabym na ziemi. Odchyliłam się do tyłu i starałam się rozluźnić biodra. Nie było to takie proste, kiedy przez kilka dobrych lat musiały być prawie nieruchome, żeby utrzymać się w dobrej pozycji nad końskim grzbietem. Zrobiłam z nudów kilka wolt i ósemek. Evil poznawała ujeżdżeniowe zdolności Suga i dostałam niezły opierdziel za to, że nic z nim nie robię w tym kierunku, a do 20 już niedaleko. Wzruszyłam jedynie ramionami.
- To może mały wyścig? – zasugerowała podjeżdżając do mnie.
- A potem będziesz mnie wyciągać z jakiegoś bajorka? – w zasadzie to sama miałam ochotę na chwilę szalonego galopu.
- Nie przesadzaj! – ruszyła w zasadzie z miejsca.
Sug poderwał się jakby właśnie wyskoczył z bramki startowej. W mgnieniu oka przeszli do cwału. Sam zrobiła się niespokojna. Pozwoliłam jej ruszyć z kopyta, przytuliłam się do jej szyi i tylko czekałam aż uzna, że nie nadąża i zechce pozbyć się ciężaru ze swojego grzbietu.
Dogoniłyśmy ich dopiero pod płotem. Nie miałyśmy szans, za duży odstęp.
Śmiejąc się poklepałam zadowoloną klacz po szyi.
- I to kasztanki lubią najbardziej! – przeciągnęła się Evi i ruszyła żwawym kłusem. Chcąc nie chcąc musiałam pójść w jej ślady. Szczerze się bałam o własne życie, ale jakoś się utrzymałam. Potem spokojnym stępem na długiej wodzy wróciłyśmy do stajni. Kto wie, może faktycznie zacznę bawić się w primę balerinę z Sugarem? Ale… Koń wyścigowy i dresaż?! To lepszy żart od spokojnego folbluta…
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|