Spacer

Przyjechałam do Deandrei żeby zabrać moje konie na spacer. Oba były już w podeszłym wieku, więc nie chciałam już na starość męczyć ich treningami. Stwierdziłam że spacer z nimi da nam wszystkim więcej radości niż lonżowanie, praca nad ustawieniem i inne pierdoły. Weszłam do stajni pierwszej i skierowałam się do boksu Sunciaka. Niedawno mi okulała, ale przychodziłam codziennie leczyć nogę i już było wszystko ok. Przytargałam z siodlarni skrzynkę ze szczotkami Sunny. Wyjęłam zgrzebło i szybko usunęłam kurz i zaklejki z sierści klaczy. Potem wyczyściłam kopytka, rozczesałam grzywę i ogon i wyszłam z boksu wcześniej dając klaczy malinowy smakołyk. Poszłam ze skrzynką do Seiguento. Mój ogierko-wałaszek patrzył na mnie ufnie. Wyczyściłam mu szybko kopyta, przeczyściłam gruntownie jego sierść zgrzebłem i założyłam kantar na jego głowę. Dopięłam uwiąz do kantara i poszłam z Seigiem do Sunshine. Dopięłam do jej kantara uwiąz i wyszliśmy. Skierowaliśmy się najpierw do lasu. Wzięcie ze sobą dwóch koni nie było dobrym pomysłem, bo pchały się na siebie i na mnie, ciągnęły nie równo... W końcu odczepiłam uwiąz od kantara Sunshine a dopięłam Seiguento, związałam na górze i miałam wodze ;D! Wgramoliłam się na niego i dałam łydkę. Sunka szła za nami jak pies co jakiś czas zatrzymując się by skubnąć trochę trawy, ale zaraz dogalopowywała i stopowała dopiero na zadzie Seiguento. Szliśmy sobie spokojnie około pół godziny a muchy coraz gęściej obsiadały konie. Zawróciliśmy więc i po pól godzinie byliśmy już w stajni. Odprowadziłam konie do boksów, dałam smakołyki i pojechałam.