Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
Teren by Joanne

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> ARCHIWUM / Approvn the Blues / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rustler
Pensjonariusz
PostWysłany: Czw 15:47, 15 Lip 2010 Powrót do góry


Dołączył: 28 Gru 2009

Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Koń: Approvn The Blues
Jeździec: Joanne
Do czego: teren
Miejsce: -

Dziś zachciało mi się pomęczyć biedne koniki wSC Raz z Gdy tylko wparowałam do stajni zostałam zaatakowana przez Nojca,który bezżadnych pytań wlepił mi karteczkę z zadaniami do wykonania.Idącspokojnie i głaszcząc każdego konia czytałam uważnie moje'zadania'.Ogarnąć kilka rzeczy, zająć się kilkoma końmi i...wziąć kilkanatrening. Ooo...o to mi chodziło. Na liściku miałam wypisanegoApprovna,z którym miałam trochę poćwiczyć, obojętnie co. Postanowiłamwsiąśćsobie ot tak i pojechać na jakiś spokojny terenik. Bardzo lubiłamtegoarabka, więc wesoło wkroczyłam do siodlarni, z której po chwiliżwawymkrokiem zbliżałam się do boksu kasztanka, raźno wyglądającegozzadrzwi. Położyłam sprzęt i pogłaskałam konia, dając mujednocześniekrążek marchewki, po czym wzięłam kantar i założyłam naeleganckiłepek, a samego konia wyprowadziłam na stoisko do czyszczenia,gdziedokładnie uwiązałam i sięgnęłam po szczotki. Najpierw usunęłamwszelkiebłotka, zaklejki itd, potem miękką szczotką inne brudy i sierśćjeszczeszmatką, dla lepszego końcowego efektu. Gdy już sierść arabioszabyła wdobrym stanie sięgnęłam po grzebień, którym to dokładnierozczesałamjego długą grzywę i ogon, przy czym chłopak się niecowiercił.Pochwaliłam i w dłoń kopystka idzie. Nie miałam większychproblemów zjego nogami, Approvn był grzeczny i ładnie podawał mi nogi.Gdyskończyłam odeszłam kilka kroków i obrzuciłam konia spojrzeniem.
-ładnyjesteś panie koniu... - Wymamrotałam pod nosem i odeszłampod boks, bywziąć siodło i resztę sprzętu. Zaczęłam zakładać. Wpierwsiodło zczaprakiem, potem ochraniacze dla bezpieczeństwa, derka nagrzbiet i nakoniec ogłowie. Kasztanek miał pewne opory przeddotykaniem uszu, jednakw końcu udało mi się założyć ogłowie ipozapinać paski, więc tadam etc.Sama się mocniej owinęłam, mimo kaskuzałożyłam cieplutkie nauszniki igrube rękawice na dłonie, po czymzłapałam za wodze koniaka i ruszamy.Wpierw pomyślałam, że można by sięrozstępować na hali, by mieć gdziezostawić derkę. Weszliśmy z głośnym'uwaga!' i zatrzymaliśmy się wśrodku, by nikomu nie przeszkodzić. Konibyło sporo, chyba teraz jestsezon treningowy x] Szybko podciągnęłampopręg, ustawiłam sobiestrzemiona i wsiadłam. Konik był nie za duży,więc z łatwościąwskoczyłam na jego grzbiet, po czym lekka łydka istępujemy. Bloo szedłszybkim, żwawym tempem uważnie rozglądając siędookoła. I tak na luziesię rozgrzaliśmy porządnie przez 10 minut,zrobiliśmy po kółku kłusa nastronę i stępem do drzwi. Oddałamdziewczynom derkę a sama wyjechałam naarabku z hali na zimne, rześkieporanne powietrze. Approvn parsknął, aja na w miarę luźnych wodzachskierowałam go w stronę naszego lasku.Kasztan był wyraźnie pobudzony,jednak szedł dyktowanym tempem czasemtylko energicznie odwracającgłowę w stronę jakiegoś dźwięku czy coś. Po10 minutach rozluźnił sięwięc nabrałam wodze i łydka do kłusa. Ogierwypruł do przodu, jednaknie ze złośliwości, a nadmiaru energii.Kłusowaliśmy długo, po drodzeskręciliśmy sobie w prawo a potem w lewoby potem móc wyjechać na łąki.Było mroźno, ale nie ślisko, więc gdypoczułam, że mój rumak sięrozgrzał pokłusowałam jeszcze trochę i stęp.'No cóż...pokonaliśmyspory kawałek drogi' - pomyślałam rozpatrującokolicę. 'Ale do łąk mamyjeszcze spory kawałek' - stwierdziłam izatrzymałam konia, bypodciągnąć mocniej popręg, bo był o dziurkęprzyluźny. Approvn stałgrzecznie, a od razu gdy opuściłam nogę ruszyłżwawo stępem.
-Ej, a gdzie to się tak wybierasz szybko? -Powiedziałamwstrzymując go i cofając tych kilka kroków. Pogłaskałam poszyi i kłus.Droga była przyjemna, śnieg chrzęścił, ale nie ślizgaliśmysię na nimnawet w szybkim kłusie, więc lekka łydka i galop. Bloo wyprułdoprzodu, jednak po chwili czując się niepewnie zwolnił, za cogopochwaliłam. Galopowaliśmy z krótkimi przerwami na odpoczynek tak z20minut, nim dotarliśmy do wyjazdu na łąki. Już wcześniejzwolniłamkasztana do kłusa, następnie stępa, więc zdążył ochłonąć.Wyjechaliśmyna łąki. Śniegu było dużo, a wcześniej przyjechałam tuupewnić się, żepodłoże śliskie nie jest. Wszystko było okej, więczakłusowaliśmy zApprovnem, potem dałam mu mocną łydkę do galopu, na cokoń ruszył doprzodu machając z radości łbem. Pozwoliłam mu jechać swoimtempem, onsam będzie wiedział kiedy zwolnić, a kiedy może sobiepopędzić.Galopowaliśmy tak przez dłuuugie pola, momentami osiągającniesamowitąprędkość, jednak nadal zachowując ostrożność. Po 20 minutachkasztanekzaczął galopować wolniej, aż w końcu postanowiłam odpocząć wstępie.Poklepałam go, dałam plasterek marchwi i zaczęliśmy inną jużdrogąwracać do stajni. Gdy ochłonęliśmy po szaleńczym galopiezakłusowałam,a po długim odcinku samego kłusa ruszyłam spokojnymgalopem. Droga byłaprzyjemna, świeciło zimowe słońce, a ptaki śpiewałydookoła. Bluesgalopował już spokojnie, nie szalał. Nagle, przed namidrogę przecięłospore stado saren, na co Kasztan uskok w bok, kilkakroków w tył i stoizapatrzony w stworzenia. Uspokoiłam go głosem igłaskaniem po czym stępi kłus. Potem jeszcze troszeczkę galopu ikłusimy. W oddali było jużwidać zarysy budynków SC, ukryte w porannejmgle, która mimo iż rzadka,do dawała doskonały efekt. Wtedy, z ogromnymokrzykiem w powietrzewbiła się spora grupa niezidentyfikowanych ptakówsprawiając, żeApprovn ruszył przed siebie szybkim galopem, uskoczył wbok, a gdyudało mi się go zatrzymać kręcił się w miejscu.
-No już,uspokój się Bloo...to tylko ptaki, one się bardziej bojąnas niż my ich.- Mówiłam spokojnie do ogiera, głaszcząc go po szyi imomentami próbującpo uszach. W końcu koń stanął i patrzył się w niebo.- I co? Widzisz?Nie już ich. Zjadły Cię? Nie. No to ruszamy.
Po tych słowach łydkado stępa, a potem jeszcze odrobina kłusa.Zwolniliśmy do stępa i naluzie wracamy na teren stajni. Na chwilęwjechaliśmy na halę, z którejpo 10 minutach wyszliśmy, koń okrytyderką, a ja z herbatą w dłoni.Poszliśmy do stajni, gdzie rozsiodłałamkasztanka, wytarłam tam gdziebył mokry i zlałam nogi, przy okazjimyjąc je, a potem pielęgnująckopyta. Takiego konia odstawiłam do boksuw ładniusiej dereczce po czymdałam resztę marchwi i poszłam dokończyćmoją herbatkę odnoszącwcześniej sprzęt araba.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> ARCHIWUM / Approvn the Blues / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare