Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gniadoszka Pensjonariusz
|
Wysłany:
Pon 21:51, 20 Sty 2014 |
|
|
Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 197 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
W ramach zacieśniania więzów postanowiłam wybrać się z klaczą na jeden ze szlaków w Bałtyckiej. Sama stajnia była już zamknięta, ale wycieczki po górach działały na szczęście dalej. Po ustaleniu szczegółów z Karruchną, zapakowałam moje klaustrofobiczne zwierzę do przyczepy i ruszyłyśmy w podróż. Na miejscu wypakowałam rudą i poszłam przywitać się z właścicielką. Wybrałyśmy wspólnie szlak odpowiedni dla umiejętności Kwasa, pogadałyśmy trochę, po czym wzięłam się za przygotowanie młodej.
Cały sprzęt miałyśmy ze sobą. Przywiązałam Acidę i sięgnęłam po szczotki. Energicznymi ruchami czyściłam jej sierść, nie była brudna, bo kąpałyśmy się przed wyjazdem. Ruda trochę przebierała nogami, ale nie kręciła się zbytnio. Szybko ją odświeżyłam po podróży i poszłam po sprzęt. Założyłam jej ogłowie z nachrapnikiem szwedzkim z wpiętym wędzidłem z wąsami, deanowski czaprak i siodło bezterlicowe. Zapięłam też ochraniacze, nawet jeżeli szlak jest niezbyt wymagający to zawsze teren. Przy siodle miałam apteczkę, a także kurtkę przeciwdeszczową i derkę treningową na wypadek deszczu. Wskoczyłam zgrabnie na siodło i ruszyłyśmy na plac.
Tam dałyśmy sobie chwilę na rozgrzanie. Na początek stępowałyśmy, Kwas sama się wyciągała i szła płasko-daleko. Złapałam ją na kontakt i podniosła się nieco. W stępie zrobiłyśmy duże koło, powoli rozciągając mięśnie. Potem poszłyśmy szerokim wężykiem i zrobiłyśmy koło nieco ciaśniejsze od poprzedniego. Klacz uaktywniła się bardziej z tyłu i ożywiła chód. Przeszłyśmy gładko do kłusa anglezowanego. Ruda zaczęła pionować głowę, czasem tak miała przy zmianie chodów. Zrobiłyśmy średnie koło, potem mniejsze i ciasny wężyk. Kwasu była posłuszna, zaangażowana, złego słowa nie mogłam powiedzieć. Strzygła uszami na najmniejszy hałas, ale nie przerywała ćwiczenia. Potem przeszłyśmy do galopu, robiąc duże koła z kłusem na zakrętach. Młoda bardzo fajnie radziła sobie z płynnymi przejściami kłus-galop. Gdy już wyczuła schemat zdarzało jej się wyrywać do galopu przed komendą, ale natychmiast ją zwalniałam. Potem galop po prostej i wolta do kłusa. Mała była dzisiaj bardzo zaangażowana i wręcz łaknęła tej pracy. W kłusie zrobiłam dwie wolty, a potem wróciłyśmy do stępa, żeby powyciągać się jeszcze przed czekającą nas trasą. Na początek wybrałyśmy niedługi szlak Halami pod Szrankami.
Wyjechałyśmy na południowy-wschód w kierunku mostu na rzece Zimnej. Nie przepłyniemy raczej wpław. Kłusowałyśmy spokojnie, nie przemęczając się. Rudą fascynowały wszelkie nowości dookoła i ciężko było ją utrzymać skupioną, ale skłamałabym mówiąc, że się tego nie spodziewałam. Trochę wyrywała, ale trzymałam ją na kontakcie, co zawsze działało na nią jak znak stopu. Zdarzało się, że goniła tyłami i wtedy musiałyśmy zrobić małe kółko, żeby wróciła do kłusa. Pogoda nam dopisywała i zapowiadała wspaniałą przejażdżkę. Zima w tym roku najwyraźniej postanowiła zrobić sobie wakacje, bo zamiast śniegu mogłyśmy podziwiać zieloną trawę. Gdy zaczęłyśmy się zbliżać do rzeki i dało się słyszeć jej szum, Acida nagle położyła uszy i zwolniła, spoglądając nieufnie.
- Co jest mała? Boisz się szumu wody? Kochana, przyzwyczajaj się, nie takie rzeczy cię spotkają na crossie! – zaśmiałam się klepiąc ją po szyi. Popędziłam ją do aktywniejszego kłusa. Nie protestowała, choć dalej miała uszy w potylicy. Gdy podeszłyśmy do mostu, Kwasu wyjątkowo niechętnie, ale wykonywała polecenia. Stawiała kopyta na deskach wyjątkowo ostrożnie, prychając z każdym krokiem. Gdy tylko minęłyśmy ten etap, Ruda bardzo chętnie przyspieszyła. Teraz zaczynała się ta trudniejsza, wyższa część. Acid nie sprawiała wrażenia jakby przesadnie się męczyła, więc utrzymałyśmy tempo wspinając się halami. Był to krótki szlak, więc nie planowałam postoju. Chciałam zobaczyć czy uda nam się pokonać całą trasę miarowym tempem, czy też wielkopolka się zmęczy. Da mi to jakiś obraz jej kondycji. Teren dookoła był raczej trawiasty z nielicznymi drzewami. Na szlaku była nawet wydeptana już ścieżka. Spotkałyśmy kilka owiec po drodze, którym Kwasu była niezmiernie zainteresowana. Niestety owce nie były tak przyjaźnie nastawione, więc zmuszone byłyśmy się oddalić. Acida zaczynała się powoli nudzić i zdarzało jej się usiłować odbijania na boki. Dodałam jej trochę, żeby się bardziej zaangażowała. Gdy zaczynała tracić zainteresowanie zostawała tyłami. Podziwiałyśmy krajobraz spokojnie sunąc dalej aktywnym kłusem.
Po dosyć monotonnym krajobrazie rzucił mi się w oczy Turkusowy Staw przed nami. Woda naprawdę wyglądała cudownie, tym bardziej przy tak dobrej pogodzie. Gdy podjechałyśmy bliżej Kwasu zaczęła się wyrywać i ciągnąć w stronę wody. Zawróciłam ją stanowczo na ścieżkę i półparadą przywołałam do porządku. Ruda od razu się zreflektowała i nie robiła więcej problemów. Szła wręcz wzorowo, jakby przepraszająco. Powoli zbliżałyśmy do wsi i nie chciałabym tam żadnych problemów. Acida też najwyraźniej nie chciała mieć problemów ze mną, bo podporządkowała się całkowicie. Swoją drogą uwielbiałam to, jak była łatwa w prowadzeniu. Z Arhą nieźle bym się poszarpała, na Rudą zadziała już mocniejsze ściągnięcie wodzy.
Gdy dotarłyśmy do Morawy od razu rzuciły mi się w oczy szyldy oferujące wełniane rzeczy, sery i mleko. Nabrałam ogromnej ochoty wstąpić, ale tym razem obiecałam sobie sprawdzenie kondycyjne, co zakładało całą trasę miarowym tempem. Zatrzymywanie się do niego nie należało. Jakiś pan wyprowadzał psa i gdy zobaczył na horyzoncie turystkę z koniem, od razu chwycił go za obrożę. Posłałam mu mój uśmiech wdzięczności, bo pewnie skończyłoby się na tym, że Ruda pragnąca przyjaźni bliżej poznała kły tego pięknego owczarka. Pies usiadł przy nodze pana i poza cichymi pomrukami nie dawał się we znaki. Przejechałyśmy obok nich bez problemu, zmierzając dalej szlakiem.
Praktycznie zaraz za wsią natknęłyśmy się na Schronisko Rębowe. Czułam już lekki głód, ale niezłomnie ruszyłyśmy dalej kłusem. Kwasu nadal nie wyglądała na skrajnie wyczerpaną, pojawił się na razie pot na szyi, więc nie było konieczności zatrzymywania się. Skierowałyśmy się więc w stronę Przełęczy Rębowskiej, dalej podziwiając leśno-górski krajobraz.
To właśnie w lesie napotkałam przeszkodę, mającą zrujnować cały mój szatański plan. Kłoda. Pozostało pytanie, obejść utrzymując nasz miarowy kłus czy też może przeskoczyć i olać plan? Obliczyłam, że powinnam się zmieścić między kłodą na ścieżce i drzewami obok, pokłusowałyśmy więc tą drogą. Znów okazało się, że moje szacowanie można sobie w odwłok wcisnąć, bo było za wąsko i obtarłam sobie nóżki. ;-; Na szczęście nie porwałam bryczesów, szczęście w nieszczęściu. Kłusowałyśmy dalej szlakiem, zaraz za drzewami po lewej mając potok Morawiecki, którego szum umilał mi podróż i irytował Kwasa. Klaczyna znowu zaczęła się ganaszować, ale po chwili jej przeszło. Pojawiło się już więcej potu i brzmiała jakby była już zgrzana. Nie dużo nam zostało do Bałtyckiej, więc miałam nadzieję, że dojedziemy bez problemów.
W końcu. Był przed nami. Największy straszak nr. 2. MOST NA RZECE. Straszne wręcz, Kwasu nie ogarnia dlaczego w ogóle musimy tędy przechodzić, no ale cóż. Bywa prawdaż, lajw iz brutal. Ponownie Ruda przylepiła uszy do potylicy, ale dała się spokojnie przeprowadzić z siodła i nie musiała specjalnie zsiadać. Zaraz za mostem zobaczyłam już zabudowania Bałtyckiej.
Gdy dotarłyśmy na miejsce klacza oddychała już ciężej. Rozsiodłałam ją, wytarłam z potu, bo trochę jednak wiało i zmierzyłam tętno. Było wysokie, ale akceptowalnie wysokie, nie miałyśmy się czym martwić. Stępowałam z Rudzielcem w ręku, aby ją trochę rozchodzić, a ta cały czas skubała kaptur mojej kurtki. Po kilku kółkach wokół placu zmierzyłam jej tętno znowu i tym razem było całkowicie w normie. Połaziłam z nią jeszcze, karmiąc smaczkami. Stwierdziłam, że dobrze poradziła sobie w terenie i ma całkiem niczego sobie kondycję, chociaż jest jeszcze pole do pracy. Potem uwiązałam na stanowisku i porządnie wyczesałam. Sprawdziłam jej nogi i kopyta, jeszcze raz przeszłam w ręku, tym razem zwracając uwagę na to, jak stawia kończyny. Wszystko było w porządku, więc po krótkim odpoczynku zapakowałyśmy się i pojechałyśmy z powrotem do Dean.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|