Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ev Pensjonariusz
|
Wysłany:
Nie 22:55, 13 Lis 2011 |
|
|
Dołączył: 07 Mar 2011
Posty: 70 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
W zasadzie nie wiem co mnie naszło, ale siedząc w siodlarni i ogarniając mniej więcej swój sprzęt postanowiłam wziąć kogoś na spacer. ot tak, z nudów.
Ściągnęłam więc jakiś porzucony kantar z wieszaczka, wzięłam dłuższy uwiąz i podreptałam do dalszego skrzydła stajni.
Sam stała nadal na mnie obrażona, a ja nie miałam zamiaru ryzykować życia tylko po to, żeby wyciągnąć ją siłą z boksu. Nie to nie.
Za to w ciągu dnia usłyszałam od kogoś, że Sugar już od dawna stoi samotnie w boksie i nikt nie ma ochoty go ruszyć. Uznałam, że może uda mi się z nim coś zdziałać. Szkoda by było gdyby wynieśliby go do centralki...
- Hej przystojniaku - powiedziałam ochoczo kiedy podeszłam do jego boksu.
Spojrzał na mnie pytająco, a ja bez zbędnych ceregeli otworzyłam mu bramkę.
Nawet się nie spostrzegłam, kiedy ogier spokojnie wyczłapał ze swojego mieszkanka i stanął obok mnie. Spryciarz...
- Idziemy sobie gdzieś? - spytałam zakładając mu na łepetynę kantar.
w zasadzie mogłam tylko przerzucić uwiąz przez szyję, ale co tam. Jakoś zawsze wolałam mieć większą kontrolę.
Kasztan zarzucił wesoło łbem.
Gdzieś w dali można było usłyszeć kolejną kłótnię Samanthy z sąsiadami. Zupełnie nie rozumiem tych stworzeń...
- Chodź, nie ma sensu się nimi przejmować - oznajmiłam kiedy zauważyłam, że Sug kuli uszy i ogląda się nerwowo w kierunku awanturników.
Na dworze było już ciemno, więc nie było sensu oddalać się zbytnio od oświetlonych terenów stadniny. Ani do lasu, ani nigdzie...
Jednak nie można się ciągle nudzić no!
- Jabadabadu!!! - ktoś rzucił mi się na szyję.
Sugar o mało nie dostał zawału, ja z resztą też. Odskoczył przestraszony w bok.
- Ja pierdziele, na łeb ci się rzuciło czy co? - warknęłam myśląc, że na plecach siedzi mi Gniadek.
- A komu się tutaj nie rzuciło? - ten śmiech był inny niż Gniadej.
- Evi? - taa... byłam nieźle oszołomiona.
- Nie kurwa, caryca Katarzyna - mruknęła i pogłaskała Sugara po szyi.
- Ja tam nie wiem - wzruszyłam ramionami.
- Co robicie ciekawego? - coraz bardziej się podniecała.- Ty go przejmujesz?
- Nie... tak tylko go wyciągnęłam żeby się przewietrzył... Sam się śmiertelnie na mnie obraziła, a nawet jeżeli byłaby pokojowo nastawiona do świata to i tak nie mam pojęcia co mogłabym z nią robić...
- Nie potrafisz przeżyć bez wyścigów, nie? - wydawało się, że mnie rozumie.
Przytaknęłam.
- Daj mi dwie minutki - nagle rozpłynęła się w powietrzu.
Dziwna istota.
- O co jej może chodzić? - spytałam kasztanka, który zabrał się za skubanie trawy. - Ale trzeba przyznać, że nie mam pojęcia jak ja przeżyję bez wyścigów...
Podniósł swój piękny łeb i spojrzał na mnie ze współczuciem. Ma oczy po matce... Zdecydowanie są do oczy Sonador...
- Ty nie musisz na to narzekać - nie ma to jak gadać z koniem na jakieś filozoficzne tematy.
- Mówiłam, że zajmie mi to 2 minuty - Evline zjawiła się tak jak mówiła.
Tyle że nie spodziewałam się, że pojawi się ze swoim Potokiem.
- Mogę wiedzieć co ty kombinujesz? - spytałam na poważnie, jednak nie zdążyłam nic więcej powiedzieć kiedy poczułam, że tracę kontakt z ziemią i coś wrzuca mnie na grzbiet Sugara.
- Idziemy biegać - zakomenderowała zwinnie wskakując na Wiśniowego.
Szaleństwo.
No ale ok, po co się buntować?
Po chwili jechałyśmy spokojnym stępem w stronę toru.
Sugar trochę się wiercił, z początku nie słuchał, ale w końcu się uspokoił. Miałam pewne obawy co do jazdy jedynie na kantarku, na w zasadzie obcym koniu, ale nie takie się już rzeczy w życiu robiło. Pogodziłam się z myślą, że najwyżej się zabiję.
Ostatnie kilkadziesiąt metrów pokonałyśmy żwawym kłusem. Doszłam do wniosku, że zapomniałam już jak się jeździ i musiałam mocno kombinować, żeby nie zostać wyrzuconą na orbitę okołoziemską. Ale jakoś sobie poradziłam.
- No to co, z lini? - spytała Evi kiedy wjechałyśmy na tor.
Całe szczęście był oświetlony, bo nie wspominam zbyt dobrze treningów w ciemnościach, gdzie odruchowo zamykałam oczy w obronie przed nicością.
- Jesteś stuknięta - oznajmiłam jeżdżąc niezdecydowanie noga po boku Sugara.
Tak, usiłowałam skręcić w lewo.
- I kto to mówi... - ustawiłyśmy się na starcie.
- Jeżeli się zabiję, to będzie twoja wina - syknęłam tłumiąc śmiech.
Najbardziej nie podobał mi się fakt, że Wiśniowy miał założone ogłowie... Mi pozostało trzymanie się grzywy albo niezbyt stabilnej linki.
- Powiem na twoim pogrzebie, że sama się chciałaś ścigać - wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- Ty...
- START! - dlaczego ona jest taka szybka w podejmowaniu głupich decyzji?
wyrwałyśmy do przodu. Nie mam pojęcia jak ona to zrobiła, ale jechała w półsiadzie. Moje łydki odmówiły posłuszeństwa w pierwszych sekundach biegu. Wiatr wyciskał łzy z oczu, wyglądałam jak worek ziemniaków usiłujący utrzymać się na grzbiecie, trzymałam się kurczowo liny, ale mimo wszystko było wspaniale!
W końcu poczułam się wolna. Nawet nie obchodziła mnie w tej chwili rywalizacja, taktyka czy pozycja. Potrzebowałam prędkości. Wtedy czułam, że żyję...
Po małej rundce uznałyśmy obie, że nie dam rady utrzymać się dłużej w takim tempie, więc śmiejąc się wróciłyśmy do stajni.
Tego wieczoru nie miałam najmniejszego problemu z zaśnięciem.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|