Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
13.07.14r - Lonża

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Boks II / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Eviline
Pensjonariusz
PostWysłany: Wto 2:26, 06 Sty 2015 Powrót do góry


Dołączył: 11 Mar 2011

Posty: 321
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Wpadłam do mojej podopiecznej by ją wziąć na lonżę, trochę ogarnąć. Przyjechałam z psami, które są moimi odwiecznymi towarzyszami ostatnio. Przekroczyłam próg stajni wesoło pogwizdując. Statue znała mnie już wcześniej, więc byłam raczej dobrą osobą do opieki nad nią. Nie denerwowała się zbytnio przy mnie. Podeszłam do jej boksu, a ona od razu się wychyliła by zobaczyć kto to jej zawraca szanowny zadek.
- Cześć Złota. - Wyszczerzyłam się w jej stronę i pokazałam jej marchewkę, którą miałam zamiar jej dać. - Głodna trochę? - Klacz od razu złapała marchew i pożarła ją łapczywie. Wyciągnęłam ją z boksu na korytarz i zaczęłam czyścić. Szczotki miała przy boksie więc z tym nie było problemu. Zdecydowanymi ruchami czyściłam sierść klaczy z zaklejek, oraz delikatniej rozczesywałam, lub wycinałam kołtuny, które powstały w międzyczasie jej pobytu w Dean bez właścicielki. Nuciłam przy tym melodię, którą zawsze nucę, gdy czyszczę swoje czterokopytne. Klacz była zrelaksowana, a mięśnie miała rozluźnione. Zgięła sobie tylną nogę elegancko, a jej wzrok zdawał się mówić "Rób tak dalej". Gdy skończyłam z sierścią zajęłam się kopytami z którymi było nieco gorzej, Zadarło się tam nawet parę kamyków w błotnym strupie, ale wszystko odeszło w niepamięć po przeczyszczeniu.
Przypięłam klaczy lonżę i ruszyłyśmy na halę, żeby żadne głosy jej nie denerwowały, ani też nie chciałam mieć widowni. Szła spokojnie, dotrzymywała mi tempa i nie ciągnęła. Czasami było jakieś mocniejsze tupnięcie, czy zerwanie się do kłusa, ale nie robiło to na mnie większego wrażenia.
Gdy wprowadziłam ją na halę momentalnie sięgnęłam po długi wspomagający bacior i zaprowadziłam klacz na środek. Odsunęłam ją od siebie sygnalizując jej to batem i pogoniłam do stępa. Ruszyła mozolnie, wręcz ospale i od niechcenia.
- O nie moja młoda panno, tak to być nie będzie. - Zacmokałam na nią i lekko dotknęłam batem jej zadu. Klacz nie chciała się z początku przekonać do żwawszego tempa, jednak po kilku próbach poszła na ugodę i przyspieszyła swoje tempo do takiego które mnie w miarę satysfakcjonowało. Cały czas starałyśmy się znaleźć to jedno, wspólne tempo. Byłam zbyt zawzięta i uparta by odpuścić. Gdy już mi się wszystko podobało i potrwało to dość długo, bym wiedziała, że się nie schrzani, to dałam jej znak na kłusa. Już samo przejście mi się nie spodobało, ale dzisiaj tego wszystkiego już nie naprawię, bo to są żmudne i ciężkie próby, a chcę by chociaż zaczęła ładnie i naturalnie się poruszać, a nie być kwadratowa. Nagle w momencie mojego błądzenia w myślach klacz zerwała mi się go galopu z masą baranków, strzałów i innych udziwnień. Taaa... Niezbyt zdziwiło mnie to jej szaleństwo. Długo stała w końcu. Mruknęłam coś pod nosem ogarniając ją by zbyt szybko nie straciła siły. Walczyłam z nią rękami, wspomagałam się przekładając bat przed nią, to ją zastopowało. Wszystko przestawiłam na miejsce i znów zachęciłam ją do kłusa. Miała bardzo płynny kłus, niestety dla mnie wykrok miała za długi. To jest niewygodne, gdy się anglezuje. Strasznie szybko przebierała kopytami. Westchnęłam cicho i starałam się ją zwolnić tym razem. Klacz albo się zatrzymywała, albo stawała dęba i tak w koło macieju. Jednak trochę ją utemperowałam, ona też załapała i już szła trochę lepiej, choć nie mogę powiedzieć, że problem jak ręką odjął. Zatrzymałam ją i przyciągnęłam do siebie. Przepięłam lonżę na drugą stronę i znów kazałam jej odejść. Puściłam ją galopem, na początku dałam jej się wybiegać, więc klacz swobodnie machała łbem, trochę podskakiwała jak królik, który nadużył kofeiny, ale była z czasem coraz wolniejsza i spokojniejsza, co mi się uśmiechało. Gdy zmęczyła się dostatecznie by trzeźwo myśleć zaczęłam pracę nad jej ruchem. Prawidłowym rozluźnieniem mięśni, reagowaniem na podstawowe pomoce, przecież nie oczekiwałam od niej cudu. Przed nami ciężka praca, ale sukces musimy osiągnąć. Tego jestem pewna. Zwalniałam klacz co i raz, aż w galopie robiła małe kroczki, a zaraz później rozciągałam ją maksymalnie. Skierowałam nas bardziej na drągi i zwolniłam panienkę do kłusa.
- Rozluźnisz się trochę. - Pchnęłam ją w stronę drągów, przeszła je nieco koślawie, trochę w nie pukała, dlatego to powtarzaliśmy, aż w końcu klacz totalnie się rozluźniła i zaczęła przechodzić drągi sprawnie. Zwolniłam ją do stępa i postanowiłam zakończyć nasz trening na dziś. Zaprowadziłam ją na myjkę, opłukałam nogi i wprowadziłam do boksu. Pożegnałam się z nią dając jej marchewkę i wróciłam do domu.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Boks II / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare