Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Dirnu Pensjonariusz
|
Wysłany:
Pon 1:55, 18 Sie 2014 |
|
|
Dołączył: 12 Cze 2013
Posty: 200 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Z Baronetką James nie widział się właściwie kupę czasu. Z racji darzenia jej swego rodzaju sympatią witał się z nią zawsze na stajennym korytarzu, gdy szedł na spotkanie z Violentem, Hope czy po prostu pracował. Od jej zajeżdżenia minęły conajmniej miesiące! Dogadał się więc z Dejcem, który ostatnio miał dużo roboty a mało czasu i postanowił chociaż raz wziąć nietypową kasztankę w obroty. Oczywiście przywitał się z nią, wyczyścił, osiodłał bez najmniejszego problemu...
Na początek poprowadził klacz na karuzelę, tu przez kilka minut pokazywał jej, że to nic złego. Wpuścił przed nią jeszcze Hope, która była dość spokojna i szybko przyzwyczajała się do nowych warunków. Panie zostawił tak na około 10 minut stępa, co by się trochę rozchodziły przed pracą. Z szarą akurat nic dziś konkretnego nie planował, ale taki spacerek na pewno jej nie zaszkodzi. Zostawił tam jeszcze na w razie czego stajennego i zaczął szykować sobie pobliski maneż. Uprzątnął go z kamieni, ustawił linie drągów (choć nie był pewny czy ich dzisiaj użyje), zostawił sporo miejsca na wszelkiego rodzaju manewry - zmiany kierunku i et cetera. Wyszło akurat koło 10 minut, więc od razu odprowadził Hope na pastwisko, a Baronetkę na przygotowaną wcześniej ujeżdżalnię. Nie ma dziś laby! Dopiął klaczuchnie popręg, wskoczył na jej grzbiet ze schodków i z siodła dopasował sobie strzemiona. Kasztanka stała spokojnie w miejscu, ze znudzeniem rozglądała się wokół. Wyglądała na trochę przyśniętą, więc pewnie będzie ją musiał trochę rozbudzić, pobudzić...
Na sam początek aktywny stęp, dwa, może trzy okrążenia z mocną, naprzemienną pracą łydkami, bo bez tego czekoladowa człapała i leniła się. Po tym rozstępowaniu (połączonym jeszcze z karuzelą) wypchnął ją z krzyża, dał łydeczkę. Ot, na przejście w kłus. Skrócił sobie od razu trochę wodze i chwilę później ponowił pomoce z bacikiem, bo Baronetka nie zareagowała. Tutaj też trzeba było trochę ją pobudzić, więc przy anglezowaniu ciągły impuls, ręka trochę uniesiona. Ostatecznie wyszło im z tego dość dobre, energiczne tempo... No i w nim pozostali jeszcze przez kilka okrążeń. James w tym czasie rozgrzewał też trochę siebie - jeździł długie ściany kolejno w półsiadzie, anglezowanym, wysiadywanym. Dalej kłus i już kolejne ćwiczenie, żeby się przypadkiem kasztanka nie poczuła znudzona! Na długiej ścianie dodanie w anglezowanym, na krótkiej skrócenia. To drugie szło Baronetce zdecydowanie lepiej... Klacz reagowała na pomoce właściwie, ale James zauważył, że ta przerwa na dobre jej nie wyszła - małe różnice między ramami, trochę mało płynne przejścia w wyższe chody. Widać, że nie jest jeszcze w pełnej pracy... Ale może niedługo to się zmieni - tego jej zresztą James życzy.
W każdym razie - poklepał delikatnie jje szyję, nagrodził słowem i dał chwilę stępa. Tutaj zaczęli sobie jeździć koła, wolty, zmianę kierunku na kole... Baronetka chciała te łuki sobie poskracać i szybciej wrócić na pierwszy ślad, więc James uparcie spychał ją wewnętrzną łydką z powrotem na łuk i pilnował zgięcia. Musi się chociaż trochę rozciągnąć! Szybko załapała, że jak trzeba pracować to porządnie... Więc dalej była już właściwie bardziej zasłuchana w sygnały od jeźdźca i pracowało im się zdecydowanie lepiej. Kiedy już nieco w stępie odetchnęła znów dał jej pomoce do przejścia w kłus. Baronetka z miejsca płynnie przeszła w kolejny chód, chwaląc się niezłą akcją nóg... Na środku krótkiej ściany i w dwóch miejscach na długiej ścianie James siadał głębiej w siodło, odchylał się trochę do tyłu i ściągał wodze ze stanowczym 'Prrr'. Pierwsze przejście do stój wyszło im niestety z kilkoma krokami stępa... Lepiej zakłusowanie z miejsca i dalsze utrzymywanie tempa. Znów pomoce do zatrzymania, mocniejsze trochę niż poprzednio. I tu efekt został uzyskany! Klacz stanęła w miejscu z kłusa i przez cały czas zatrzymania pozostała spokojna i nieruchoma. James nagrodził ją i jechali ćwiczenie dalej. Jeszcze kilka razy zaznaczył nagrodzeniem o co mu chodzi. Dali sobie w końcu i spokój z zatrzymaniami i w kłusie rozciągnęli się jeszcze trochę na mocniejszych łukach, woltach, wężykach. Na razie unikali drągów. Mężczyzna nie był nawet pewny czy się dziś faktycznie przydadzą. Baronetka wpisywała się pięknie w łuki, dawała z siebie właściwie wszystko. Dalej powrót do stępa na luźnej wodzy. Trening lajtowy, bo jedynie na rozruszanie klaczy w tej dziedzinie, odświeżenie podstaw. Kasztanka znowu odpoczęła trochę, więc James wziął się teraz za przypominanie gorzej pewnie pamiętanych elementów - zwrotu na przodzie i cofania. Zatrzymał czekoladową w połowie długiej ściany, zaczekał aż klacz będzie stała całkiem spokojnie i wziął się do roboty - przełożył bacik do drugiej ręki, skrócił znacznie wodze, ustawił klacz do zewnętrznej, cofnął zewnętrzną łydkę i zadziałał nią stanowczo. Na samym początku Baronetka właściwie nie skojarzyła o co mu chodzi. Jedynie skojarzenie łydki ze spychaniem na ścianę i takim naprowadzaniem dało jej pewnie jakieś pojęcie, o co temu człowiekowi może chodzić! Zjechała zadem z pierwszego śladu, obracając się trochę na nieruchomych właściwie przodach. James jeszcze trochę się z nią pogimnastykował i w końcu mieli za sobą koślawy, wolny zwrot na przodzie. Nagrodził ją oczywiście, pogonił do stępa i wrócił na najbardziej przez siebie lubiany lekki kontakt. Kolejny raz zatrzymał ją w następnym okrążeniu w połowie drugiej długiej ściany i dał te same pomoce. Teraz oczywiście Baronetka szybciej załapała o co mu chodzi i z gracją wykonała ów manewr. Powtórzyli to ćwiczenie jeszcze kilka razy, zawsze z przerwą conajmniej jednego okrążenia między zmianami kierunku i w końcu zwykła zmiana kierunku przez przekątną, wyjechany narożnik i tuż za nim zakłusowanie. James pozostał w wysiadywanym i w samym środku kolejnego już narożnika dał jej pomoce do zagalopowania na lewą nogę. Klacz przeszła jedynie do szybszego kłusa, James anglezował więc jeszcze całą długość ściany, usiadł przed samym narożnikiem i znowu! Tu już zagalopowanie bez problemu. Kilka kół, okrążeń, zwolnienie do kłusa i to samo po zagalopowaniu na prawą nogę.
Mężczyzna rozstępował ją w końcu, świadom, że za ten trening mógł się wziąć porządniej... Ale też, że wspomógł ruszenie któregoś z Deandreiowych koni. Rozsiodłał ją sobie na myjce, schłodził nogi i odprowadził do boksu. Na pożegnanie zostawił jej oczywiście jabłuszko. Niepryskane! Po drodze jeszcze myślał, co by mogło być powodem takiego rozleniwienia czekoladówki... I w końcu doszedł do wniosku, że tak ją rozpuściło to długie lenistwo.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|