Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Deidre Właściciel Stajni
|
Wysłany:
Sob 1:23, 11 Sty 2014 |
|
|
Dołączył: 21 Gru 2009
Posty: 676 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Dzisiaj, szczęśliwie złożyło się, że miałam mieć sesyjke treningów w Dean. Pierwszy szedł pod nóż ogierek Dejca, którego nie znałam za grosz. Tak więc, trzeba się było przywitać.
- Hej koniku. – przywitałam się widząc łeb ogeirka. Ten spojrzał na mnie uważnie i machnął głową w moją stronę. Podeszłam do niego i pogładziłam po łbie. Ten momentalnie począł poszukiwać smakołyków w moich kieszeniach. Nie znalazł, ale ja coś wyciągnęłam i mu dałam. Chyba lubił truskawki, bo dokładnie wylizał mi dłoń. Poklepałam go po boku szyi. Ten dalej myszkował, jednak teraz zainteresował się zamkiem mojej kurtki.
Spojrzałam na konia. Był w derce, a więc albo był kąpany albo ogolony. Weszłam do boksu i zobaczyłam, że i jedno i drugie. Tegoroczna zima pozwalała na takie zabiegi. Zwróciłam jednak uwagę, że derka nie była w kolorze brązowym, a raczej zielona, jednak po ten kolorek ledwie podświetlał warstwę błota. Miałam wrażenie, że koniowi już po prostu nie zmieniano derki z dworu dla oszczędzenia sobie nerwów prania takiego błocka.
Przeszłam się do siodlarni i razem z siodłem, ogłowiem i ochraniaczami wzięłam również lonżę. Nie miałam pojęcia czego się spodziewać, więc na początek poszliśmy na lonżownik. W dereczce.
Wystarczyło mi przechodzenia przez stajnię, aby stwierdzić, że Savoire nie jest potulnym ogierkiem. Czując kobitki stawał na głowie, co by się pokazać. Nieważne.
Doszliśmy na lonżownik, tam go puściłam i pognałam do kłusa. Konik bryknął lekko i kłusował. Ruch to on miał. Chyba się kiedyś zrujnuję i kupię sobie takiego konia. Cud malinka.
Co jakiś czas udawało mi się zmienić kierunek poprzez machnięcie mu lonżą przed nosem. Skubany inteligent był, więc z tym nie było problemu.
Stwierdziłam, że długie męczenie go nie ma sensu, więc wróciliśmy do stajni, gdzie szybko go ubrałam i poszliśmy na halę. Tam spokojnie mogłam zdjąć z niego lekką derkę, którą wytargałam z siodlarni. Jak mi się spoci to go z łatwością zabezpieczę.
Wsiadłam, chociaż nie lubiłam nic nie wiedzieć o koniu. Zwłaszcza, jak mogło mnie czekać cokolwiek niezbyt radosnego.
Dopasowałam sobie ładnie wszystko, podciągnęłam popręg. Savoire stał grzecznie, co mnie ciekawiło. Z reguły młode konie się kręcą, a on był grzeczny. Poklepałam go i przyłożyłam łydkę. Ruszył energicznie, dał mi się bez problemu podebrać, podstawić. Czasami coś rozpraszało nieznacznie jego uwagę i zaczynał podrzucać głową, jednak mocniejsze zamknięcie w pomocach sprowadzało go do pionu.
Na początek moja zwyczajowa rozgrzewka. W sumie zaplanowałam na dzisiaj porządną pracę w chodach z może niewielkimi skokami. Liczyłam na to, że Dej przybędzie i coś rozstawi…
Rozgrzewkę rozpoczęłam od zmian tempa w stępie. Musiałam być ostrożna – ogierek bardzo fajnie reagował na pomoce i tym samym łatwo mogłam przesadzić z łydką i puścić go w kłus. Nie chciałam tego.
Kolejnym zadaniem były moje wolty, półwolty, ósemki i serpentyny, przy których czujnie pilnowałam, aby Savoire się odpowiednio zginał na łukach. Był młody, więc wyrobienie w nim tego pozwoli uniknąć złych nawyków w przyszłości.
Stwierdziłam, że po prawie pół godzinie tego typu ćwiczeń możemy spokojnie przejść do kłusa. Jak wiele młodych koni, ogierek chciał ruszyć jak szalony, jednak zamknęłam go dosiadem i ręką i mocno nacisnęłam łydkami. Savoire ruszył zwięźle do przodu i nie ciągnął mnie do przodu, jak oszalały. Poklepałam go i zaczęłam kręcić podobne figury jak w kłusie. Ogier był posłuszny, z chęcią wykonywał zadane polecenia, po kilkunastu przejazdach sam zaczynał korygować trasę poruszania – gdy zbyt mocno wpadał lub wypadał starał się odpowiednio wyginać, co pomagałam mu jedynie korygować. Ciekawy zwierzak.
Kolejnym krokiem w naszej rozgrzewce było przejście na moment do stępa i odpoczęcie na dłuższej wodzy. Po dłuższej chwili zebrałam wodzę i ruszyliśmy kłusem. Tym razem nie było już tak łatwo. Zaczęliśmy od przejść stęp-kłus i odwrotnie. Savoire był na początku trochę nie uważny na moje pomoce, ale szybko się to zmieniło. Przechodził płynnie i bez zastanowienia. Poklepałam go i zatrzymałąm z kłusa. Zaskoczony konik przestąpił jedną przednią i jedną tylną nogą i stał jak krowa na pastwisku. Ogarnęłam go zmuszając do postawienia jednego kroku. Ogier zrozumiał i dostawił swoje koślawe kopytka do równych linii. Poklepałam go i ruszyłam kłusem. Nie miałam z tym problemu – ogierek bajerancko reagował na łydki. Gdy zobaczył, że dobrze zrobił ruszając na moją komendę kłusem, szedł bardziej rozluźniony. Kolejne zatrzymanie, ale już nie taki zaskok. Jedna noga nam została z tyłu, ale było dobrze. Wykonaliśmy jeszcze kilkanaście takich prób, jednak włączając do tego wszystkiego dodatkowo galop. Konik bosko galopował, tak, jak lubię najbardziej – praktycznie można go było utrzymać w miejscu w tym chodzie. Mramuśnie. Nawet udało nam się kilka razy zagalopować ze stępa.
Poklepałam Savoira i zwolniłam na moment do stępa. Ogierek wyciągnął nieznacznie szyję, na co mu pozwoliłam.
- Ładnie wam idzie. – prawie spadłam z konia, słysząc te słowa dobiegające z trybun.
- Dejcu nie strasz mnie, bo zejdę na zawał.
- Przepraszam. Mogę w czymś pomóc?
- Możesz nam postawić jakąś fajną stacjonatkę z wskazówką na kłusa, będę wdzięczna.
- Łok.
Dejec zajmował się stawianiem przeszkody, ja w tym czasie odpoczęłam, razem z koniem.
Kiedy przeszkoda była gotowa, ruszyłam kłusem i zrobiłam woltę przed przeszkodą, poczym z lewego najazdu ruszyłam, spokojnie, chociaż ogierek miał ochotę mnie pociągnąć. Skurczybyk wysoko podniósł nogę nad drągiem, po czym skoczył 40cm jakby to było co najmniej 70 czy 80. Tia. Ja, troszeczkę nie przygotowana straciłam równowagę i nieudolnie starałam się ją złapać w galopie. Zwolniłam ogierka i usadowiłam się z powrotem w siodle. Najechaliśmy z drugiego najazdu, znaczy się prawego na tę samą przeszkodę. Tym razem miałam na uwadze szalone wybryki ogierka. Savoire szedł zdecydowanie, z tym akurat problemów nie było. A i skok jego tym razem nie był aż taki wielki, chyba dotarło do niego, że nie musi się aż tak popisywać. Pochwaliłam go za ładny skok.
- Podnieś może o dwie dziurki.
Deidre podniosła szybko poprzeczkę i mogłam spokojnie ruszać. Ogierek szedł w miarę spokojnie, dał mi się prowadzić, o dziwo. Udało mi się go naprowadzić i skoczył całe 60cm. Poklepałam go i zwolniłam z galopu, bo nie dość, że był zbyt szybki, to jeszcze na złą nogę.
- Podnieś do 80 i przetocz wskazówkę pod przeszkodę. Skoczymy sobie z galopu.
Przez chwilę stępowaliśmy, kłusowaliśmy i zatrzymaliśmy się, abym miała ciągłą kontrolę nad koniem. Chodziło mi o utrzymanie jego uwagi na sobie i aby nie zapomniał, że pracuje.
Gdy przeszkoda była gotowa, ruszyliśmy sobie bardzo spokojnym galopem. Zrobiłam jedną pełną woltę przed przeszkodą w lewo i z tej właśnie nogi najechaliśmy na przeszkodę. Savoire troszeczkę się napalił i chciał ruszyć szybciej. Ale tylko nieznacznie przyspieszył. Przytrzymałam go i siadłam mocniej w siodło, aby go maksymalnie spowolnić - to nie była wysoka przeszkoda. W nieco przyspieszonym zebranym galopie skoczyliśmy sobie na spokojnie w miarę przystępną przeszkodę, jak na wiek konika. Savoire skoczył ładnie, wysoko, ze sporym zapasem. Miał dobrą technikę skoku i lekko lądował. Bardzo przyjemny konik.
Po tym ostatnim skoku porządnie go rozkłusowałam oraz rozstępowałam. Konik z przyjemnością wyciągnął szyję. Poluźniłam popręg i dałam mu wyschnąć.
Po treningu zeszłam z ogierka i przykryłam go derką. Całą resztą w boksie zajęła się już Dei.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|