Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Arrya Właściciel Stajni
|
Wysłany:
Wto 20:29, 09 Lip 2013 |
|
|
Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 201 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Pisały: Arraj & Deicu
Dzisiaj wielki dzień, przyjeżdżają nasze dwa nowe rumaki. A wydawało się jakbym wczoraj zobaczyła to ogłoszenie o sprzedaży mojego wypierdka… Savoir był od początku przeznaczony dla Dejka, jednak musiał wyjechać razem z Wikipedią - teraz miał powrócić do Deandrei jako ujeżdżony już przyszły sportowiec. Okazało się, że ze Skyrimem są najlepszymi kumplami, więc tym lepiej, że będą stały w naszej stajni. Razem z Dei przygotowywałyśmy się do całego procederu, boksu już gotowe, padoczek wydzielony, przyczepa w pełnej gotowości.
Słońce od rana dawało po gałach, na niebie nie było chyba ani jednej chmurki. Temperatura sięgała jakoś 30 stopni, lato w pełni. Z właścicielem ogierów ustaliłyśmy, ze przyjedziemy po nie koło południa, ponieważ miałyśmy do przejechania ładny kawałek. Zaprzęgłyśmy Maksa jako kierowcę, z czego nie był zbytnio zadowolony, jednak po Dejkowej perswazji dał się przekonać.
Zwlekliśmy się wszyscy z łóżka jakoś około 5, żeby na spokojnie wszystko ogarnąć. W stajni nie było jeszcze żadnych pensjonariuszek (co się dziwić…), konie leniwie skubały sobie siano w boksach albo drzemały w biegalniach. Zrobiliśmy sobie wszyscy tosty, usiedliśmy w kuchni i zaczęliśmy szamać.
-Tak mi się nie chce jechać…- Maks ukrył twarz w dłoniach i westchnął teatralnie.
-Nie marudź to może będziesz mógł czasem powozić dupę na którymś z ogierów – powiedziała Dej, upijając łyk kawy.
Wpatrywałam się w ser na moim toście i trochę nie ogarniałam. Ale w głębi serca byłam bardzo szczęśliwa – po dokładnie roku miałam mieć znowu swojego konia. Jednak objeżdżanie koni pensjonariuszy to nie to samo co własny ogierr. Uśmiechnęłam się lekko i ziewnęłam szeroko.
Po zjedzeniu śniadania udaliśmy się do stajni aby dać koniom żarcie i wypuścić coponiektóre na pastwisko poczym sprawdziliśmy dokładnie przyczepę i samochód. Przytargałam jeszcze siatkę z sianem i razem z Maksem udało nam się ją przymocować do żerdki w środku przyczepy. Skontrolowałam jeszcze ciśnienie w oponach i zameldowałam, że chyba wszystko gra. Wpakowałyśmy się z Dejem do tyłu i ruszyliśmy w drogę.
Co 2 godziny robiliśmy krótki postój ale droga i tak się dłużyła niemiłosiernie. Jechaliśmy przez malownicze miasteczka i lasy, widoki były bardzo na plus, ale po drodze zaliczyliśmy ze dwa korki, gdzieś był też wypadek. W południe mieliśmy jeszcze do przejechania jakieś 100 kilometrów, zadzwoniłam więc do właściciela koni i uprzedziłam, że się spóźnimy. Sky i Savek podobno już czekały na nas przygotowane do transportu, więc podekscytowani czym prędzej ruszyliśmy dalej.
W końcu dojechaliśmy – ośrodek robił świetne pierwsze wrażenie. Wielka hala, ujeżdżalnia z piaskiem kwarcowym, karuzela, pięknia stajnia z imponującymi boksami… Warunki dla koni pierwsza klasa. Maks zaparkował przy biurze, wyszliśmy z samochodu i bez problemu znaleźliśmy właściciela, który okazał się bardzo miłym i konkretnym człowiekiem. Po ustaleniu wszelkich formalności poszliśmy na tył ośrodka, gdzie na małym padoku stały nasze dwa cudeńka, opakowane już w derki. Rumaki żywo podniosły głowy gdy nas zobaczyły i podeszły do ogrodzenia, wyciągając szyje z nadzieją na jakieś smakołyki. Wyglądały świetnie - oba były zadbane, z masywnymi szyjami i bystrym spojrzeniem.
Wpatrywałam się w Savoira z lekko rozdziawionymi ustami. Z tej małej, ruchliwej pokraki z czasów źrebięcych pozostało chyba tyko umaszczenie. Teraz stał przede mną ogier z krwi i kości - umięśniony, bystry, pewny siebie, bardzo charyzmatyczny. Mimo, iż był nieco niższy od swojego hanowerskiego przyjaciela, to obaj robili naprawdę świetne wrażenie. Nie dało się rozstrzygnąć, który może pochwalić się lepszą muskulaturą. Z mojego niemego zachwytu wyrwał mnie dyskretny kuksaniec od Maksa.
-No rusz się, nie po to Cię tu przywiozłem żebyś teraz stała pół dnia i się wgapiała - syknął poirytowany, chociaż widziałam, że tylko się droczy. W jego oczach malował się taki sam zachwyt jak w moich i Arrajowych. Rysualka podeszła już w stronę swojego rumaka i pewnym ruchem weszła na padok. Stała się przez to centralnym punktem skupienia uwagi, a po niedługim czasie została obwąchana od góry do dołu i przeszukana dokładnie niecierpliwą parą chrap.
-Sio, łakomczuchy - Odepchnęła zdecydowanie od siebie te namolne potwory i podpięła uwiąz kasztankowi, który - cóż - uprzednio próbował skosztować jej dłoni. Arr skarciła go głosem, chociaż widziałam, że jest bardzo zadowolona ze swojego nowego kompana. Byłam pewna, że z jego charakterem sobie poradzi, w końcu nieraz już zajmowała się takimi narwańcami. W końcu i ja dotarłam do łaciatego. Spojrzał na mnie ciekawsko, stawiając uszyska na sztorc. Wyciągnęłam łapę, żeby mógł ją obwąchać, po czym znalazłam się u jego boku. Pogładziłam jego jedwabiście gładką, lśniącą sierść na szyi i również przypięłam mu uwiąz. Właściciel widząc, że jesteśmy gotowe otworzył nam bramę po czym gestem wskazał kierunek.
Szybko znaleźliśmy się przy naszym koniowozie. Kiedy czekałyśmy, aż Maks opuści rampę, spojrzałyśmy na siebie z Arrajem porozumiewawczo. Wiedziałam, że jak tylko zamkną się drzwi samochodu, zaczniemy niemal piszczeć z zachwytu. Tę chwilę mojej nieuwagi Vivre wykorzystał, żeby wsadzić mi chrapska w dekolt.
-Jeeeez, nie mówcie mi, że to jest dziedziczne ._. - sapnęłam, wyciągając jego łeb i poprawiając bluzkę. -Myślałam, że Maks tylko jednego tak skrzywił -.-
Chłopak słysząc to zaśmiał się głośno, po czym zameldował, że wszystko gotowe.
-Voila, proszę wsiadać, zapiąć pasy, szykujemy się do odlotu - zakomunikował.
-Idź pierwsza ^ ^- uśmiechnęłam się i obserwowałam dziewczynę wprowadzającą swoje cudo do przyczepy. Skyrim wszedł pewnym krokiem, z postawionymi czujnie uszami. Następnie my ruszyliśmy do boju.Tak jak się spodziewałam, nie mieliśmy najmniejszych problemów z załadunkiem. Kiedy już oba ogiery zostały przywiązane i skubały łakomie siano, dostały jeszcze po smaczku od nas, po czym wysiadłyśmy, a Maks zamknął rampę i zabezpieczył ją. Upewniłyśmy się, że wszystko zostało zabrane i ustalone z właścicielem, po czym pożegnaliśmy się i ruszyliśmy w drogę powrotną. Tak jak się spodziewałam, kiedy tylko ruszyliśmy z podjazdu zaczęłyśmy podekscytowane dzielić się wrażeniami. Maks tylko kręcił głową z uśmiechem.
Podróż powrotna nie przebiegła bez komplikacji, ponieważ znowu był jakiś wypadek na trasie. Jakiś pechowy dzień dla tych ludzi. Przez to wszystko do stajni dotarłyśmy dopiero wieczorem, ponieważ musieliśmy się jeszcze zatrzymywać na postoje oraz żeby napoić konie. Oba ogiery przez całą podróż zachowywały się wzorowo, Sky raz tylko kopnął w bok przyczepy ale to chyba z nudów. Jak wjechaliśmy na teren Dean to od razu zleciały się pensjonariuszki, pragnąc zobaczyć nasze nabytki. Najpierw wycofałam Skyrima, potem Dej wyprowadziła Savka. Konie ciekawsko wyciągały szyje i strzygły uszami, kasztan zarżał ogłuszająco kiedy zobaczył konie na dużym pastwisku. Od razu go skorygowałam i wypuściliśmy je na wydzielony padok, uprzednio ściągając z nich ‘kubraczki’ xD
Mój koń od razu ruszył kłusem w kierunku innych koni, zatrzymał się przy ogrodzeniu i zaczał świrować, chcąc się zapewne popisać. Łaciaty też potrząsał głową i się wspinał, to się nam trafiły konie pokazowe… Spojrzałam na Dejka wskazując głową ich wybryki i zaśmiałyśmy się. Maks został przy ogrodzeniu pilnując, żeby czegoś nie narobiły a my tymczasem poszłyśmy do stajni popatrzeć, czy boksy są gotowe.
W zasadzie nie miałyśmy dużo do roboty, boksy były wyszorowane i odświeżone, a przed każdym z nich leżała bela słomy i siano do uzupełnienia paśników. Wzięłyśmy się więc szybko za roztrząsanie ściółki i uzupełniłyśmy paśniki, potem szybka kontrola czy poidła działają oraz czy drzwi trzymają się porządnie, po czym mogłyśmy wrócić po nasze wariaty. Zdziwiłam się, widząc, że Sav już wykorzystał okazję i zdążył się uchrzanić -.- Widocznie kochał się tarzać, bo spojrzał na mnie z błogością w oczach, wypuszczając głośno powietrze chrapami. Następnie podniósł się z ziemi, otrzepał i udawał że nic nie zaszło. Maks, zgromiony przeze mnie wzrokiem za to, że go nie powtrzymał, wzruszył tylko ramionami. Sky z kolei wydawał się niewzruszony, stał czysty tak samo jak w momencie wyjazdu, patrząc na okolicę czujnym wzrokiem. Savu trącił go przyjaźnie chrapami, na co Skyrim wyrwał się z zamyślenia i parsknął, skubiąc go w kłąb :3 Uważał przy tym żeby się nie uchrzanić, ofc xD Widząc to wydałyśmy z siebie glośne AWWWWW po czym stwierdziłyśmy, że już komary się pastwić zaczynają i wypada wracać do budynku. Wyprowadziłyśmy więc nasze koniska z padoku i bez wahania wprowadziłyśmy je do stajni, a następnie do ich boksów (oczywko stały koło siebie, coby się dało miziać ile wlezie <33). Koniałki zachowywały się dość pewnie w nowym otoczeniu i po zatoczeniu kilku kółek w nowym boksie zaczęły zachowywać się jak u siebie. Sky dorwał się do poidła a Sav z wielkim kęsem siana wystawił łeb na korytarz, stawiając uszy ciekawsko i rozglądając się na boki. Spojrzałyśmy na siebie z Arajem zachwycone, po czym ziewnęłyśmy równocześnie. To był dla nas długi dzień pełen wrażeń, dlatego zgodnie stwierdziłyśmy, że należy jak najprędzej udać się w kimę.
Wpierw jednak zostałyśmy miło zaskoczone, zastając gotową kolację przygotowaną przez Tiarca i Adama <3 Z wielkim zapałem więc udałyśmy się, cóż, wpierdalać : DDD By uwieńczyć ten cudowny dzień równie cudownym żarełkiem ^^
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|