Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
02.07.2013r. - Wróg u bram! Czyli przyjazd Enza do Deandrei.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Z życia stajni / Dzienniki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tiara
Pensjonariusz
PostWysłany: Pią 11:08, 05 Lip 2013 Powrót do góry


Dołączył: 13 Cze 2011

Posty: 385
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

Usłyszawszy szaleńcze ujadanie psów za oknem, postanowiłam w końcu zwlec swój szanowny zadek z wyrka i zabrać się za coś konstruktywnego. Była godzina dwunasta, więc chyba nieźle pobalowaliśmy zeszłej nocy, skoro jeszcze nic nie robiłam w stajni.
- Wstawaj, idziemy trenować, LOL – skierowałam owe słowa, z podkreśleniem ostatniego, do wiernego towarzysza mojego nędznego życia, czyli Adama. Czarnowłosy mruknął coś niezrozumiałego, jęknął, sapnął i przewrócił się na drugi bok.
- Nieee wstajęęę – wymruczał bardziej elokwentnie i zakrył głowę poduszką.
- Ja p…
- W tym związku to ja pier… - przerwał mi, ale zdążyłam zrzucić go z łóżka zanim dokończył swoją inteligentną i błyskotliwą wypowiedź. – Kurwa, okej, zrozumiałem aluzję – warknął, pocierając łokieć, w który najwidoczniej najmocniej przywalił, zaliczając kontakt pierwszego stopnia z podłogą.
Nie odpowiedziałam i powędrowałam do łazienki z zamiarem ogarnięcia się. Gdy zobaczyłam w lustrze jakąś przerażającą twarz z podkrążonymi oczami, rozciętą wargą (!) i generalnie jakąś taką przeżutą i wyplutą, stwierdziłam, że może to dobrze, że nie pokazałam się do tej pory ludziom. Uznałam, że zostanę dzisiaj w domu i nie wyjdę z niego dopóki nie ogarnę ryja. Wróciłam więc szybkaczem do pokoju z wyrazem zdruzgotania na mojej i tak już zdruzgotanej życiem twarzy i usiadłam na łóżku, wzdychając ciężko raz za razem.
- A Ty czemu jeszcze nie ubrana?! – zgromił mnie głosem, a także wzrokiem, Adam.
- Booo… bobobo, no przecież się tak nie pokażę – machnęłam grabiami w powietrzu, że niby wskazując teatralnym gestem moją facjatę.
- Co mnie to obchodzi, idź nałóż sobie tapetę na ryjło i biegusiem do stajni, w końcu mieliśmy trenować – powiedział dosadnym tonem. Był wkurzony za to, że zrzuciłam go z łóżka. Oj no Jezu, straszne. Jak się ma tak obrażać o byle co, to lepiej niech się przyzwyczaja do takiego traktowania, bo nie lubię jak facet obraża się o byle co! FOCH.
- Ta – skwitowałam.
Wychodząc z pokoju, zatrzasnęłam za sobą drzwi, pokazując chłopakowi swojego focha. Zabarykadowałam się w łazience i zaczęłam ubolewać, bo nie wiedziałam co zrobić z faktem dokonanym, że było wyraźnie widać, iż zostałam nieźle… khm, wy… niepowiemwięcej. :X Postanowiłam jednak nie robić z tym nic (bo nie potrafiłam) poza odświeżeniem japy zimną wodą z jakimś szitowym płynem do mycia twarzy, który dostałam od znajomej, bo jak to ona powiedziała „SAMA BYŚ SOBIE TEGO NIE KUPIŁA HIHIHIHI”. No. Wjechałam następnie w moje super sexi ciuszki do pracy i wyszłam z łazienki zadowolona z siebie.

Poszłam raźnym i wesołym krokiem do kuchni i postanowiłam zrobić sobie jakieś pyszniaśne tosty z serem i keczupem, ohohohoh. Tak więc gdy tosty się robiły, zaparzyłam sobie lipy, omnom. Usiadłam z gotowym śniadankiem przy stole i zaczęłam je pałaszować, ale niestety na całą kuchnię rozległy się słowa z piosenki Bon Jovi – Because We Can, a konkretniej „I DON’T WANNA BE ANOTHER WAVE IN THE OCEAN!”. Jest to mój superprzeepicki dzwonek w telefonie i w ogóle jest fajny, bo to Bon Jovi.
- Siemanerko, mamełe – powiedziałam wesołym tonem, gdy zobaczyłam, że to tylko moja mama, a nie jakiś upierdliwy, randomowy człek.
- A Ty co w takim dobrym humorze? – zapytała ze śmiechem.
- Właściwie to nie jest dobry, no ale muszę sprawiać pozory, hehehehe – odparłam i kontynuowałam przeżuwanie mojego tosta, bo głodna byłam, a tu mi telefony przerywajo. ;-;
- Ah, już myślałam, że cieszysz się z tego powodu, że dzisiaj do mnie przyjeżdżasz. Bo przyjeżdżasz, prawda? Nie zapomniałaś?
W tym momencie zakrztusiłam się tostem. A niech cię, morderczy toście, który chciał mnie zamordować!
- Dz… dzisiaj? Koniecznie muszę dzisiaj? – wydukałam z przerażeniem, przypominając sobie o stanie mojej mordeczky.
- No tak się umawiałyśmy, w sumie to nawet konia Ci wykąpałam i przygotowałam do podróży.
- K… konia? – wydukałam z jeszcze większym przerażeniem, bo nie miałam pojęcia o jakim koniu ona mówiła. Czyżbym kupiła po pijaku konia? – KUPIŁAM WCZORAJ KONIA? Ohmygod, wiedziałam, że tej nocy robiłam jeszcze coś poza… khm, nieważne.
- Nie kupiłaś wczoraj żadnego konia, ale za to zaciekawiłaś mnie tym co robiłaś w nocy, więc możesz mi poopowiadać jak przyjedziesz.
- Problem w tym, że nie pamiętam co robiłam.
- No to robi się jeszcze ciekawiej! - mama już nie mogła wytrzymać i zaczęła brechtać mi do słuchawki, a ja siedziałam przed morderczymi tostami z miną :I i zastanawiałam się „za jakie grzechy?”.
- Dobra, ale co to za koń, o którym mówisz?
- Jezu dziecko, no Enzo!
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAha – wrzasnęłam jak oparzona, ale na koniec się opanowałam i przerobiłam mój wrzask na słówko „aha”. Taka jestem szczwana. Czujecie tę fazę?
- No. To przyjedziesz?
- Ehm… Ehm… No… Skoro nawet wykąpałaś już tę bestię to… no ok…
- On nie jest bestią, powtarzam Ci po raz kolejny! To najbardziej uroczy koń w tej stajni – usłyszałam wniebowzięty głos mamy.
- Ta – skwitowałam po raz drugi w dniu dzisiejszym.
Dogadałam się jeszcze co do godziny przyjazdu etc, a później rozłączyłam się i zakończyłam żywot morderczych tostów, które już nie były tak bardzo mordercze. Pewnie poczuły do mnie respekt.

Posprzątałam po sobie i poszłam szukać Dejca. Gdy już ją znalazłam i odciągnęłam ją od Maksa, dałam jej innego morderczego tosta, którego zrobiłam special dla niej.
- Czego znowu chcesz, cholero jedna? – zapytała Dejsza, zajadając się tostem. Morderczym tostem. ONA JESZCZE NIE WIE. >:O
- No bo… no bo jest sprawa. Generalnie too… zapomniałam, że miałam jechać dzisiaj do mamy po swojego konia i w sumie to nawet nie wiem kiedy się z nią umówiłam i przepraszam, że Ci nie powiedziałam i, że mówię to teraz, no ale jadę dzisiaj po konia i będzie stał w Dean i jest mega wredny i będzie ciężko i wybacz jeszcze raz – powiedziałam całe ostatnie zdanie na jednym tchu, więc musiało to brzmieć ultra dziwnie, ale w sumie… jestem dziwna, więc mnie to nie obchodzi, lol.
- Zaraz… chodzi Ci o Enza? – Dejc miał dziwną minę.
- Eee… skąd wiesz? – teraz to ja miałam dziwną minę.
- No bo mi już dawno o nim mówiłaś i wczoraj oblewałyśmy przyjazd Vivre’a i Skyrima oraz dzisiejszy przyjazd Enza, bo zacieszałyśmy, że mamy takie trzy zajebiste, różnomaściste ogiery, które się będą kochać.
- Wszystko fajnie, tylko, że Enzo nie będzie kochać nikogo. NO ALE OK, skoro Ci mówiłam, to najsss. A teraz oddawaj tosta – powiedziałam ze śmiechem.
- Fak ju. D: A co do Enza, to na pewno przesadzasz i na sto pro będzie kochał się z naszymi gejuchami – powiedziała Dei i zabrała tosta z mojego pola rażenia.
- Ta – skwitowałam po raz trzeci w dniu dzisiejszym.
Pożegnałam się z Dejcem, mówiąc, że nie będę miała czasu z nią pogadać przed wyjazdem, bo będę ogarniać ryja. Dejc nie pytała co mi się stało, bo zapewne wiedziała to lepiej ode mnie. Stwierdziłam, że ja wolę się jednak nie dowiadywać, więc nie dopytywałam.

Wpadłam na Adama i zlustrowałam go wzrokiem, co uczynił również on.
- Długo będziesz na mnie obrażony? – zapytałam z przekorą w głosie.
- Owszem, ale dzisiaj w nocy odpokutujesz – odparł, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam, bo już wiedziałam, że się nie gniewa.
- Sorryyyy za tamto… Wstawanie o dwunastej jest nie dla mnie i mnie poniosło – jęknęłam z pokorą.
- Zauważyłem.
- Co zamierzasz z tym zrobić?
- Nic.
- Mogłam się tego domyślić… Dobra, nieważne. Musimy jechać do mojej mamy po moje osobiste Ferrari. To znaczy ja muszę, ale liczyłam na to, że pojedziesz ze mną – spojrzałam na niego maślanymi oczkami.
- Ta – tym razem to on skwitował. Skubany.

Gdy już nadszedł TEN czas, czyli godzina czternasta, podpięliśmy Deanową przyczepę do Jeep’a Adama, po czym wpakowaliśmy się do samochodu i wyruszyliśmy w drogę. Po godzinie jazdy dotarliśmy na miejsce. Wysiadając z samochodu zostałam wyściskana przez mamę, później Adam został przez nią wyściskany, a na koniec wyściskała nas razem. Nie czuję kobiety.
- Choooodźcie do środka to dam Wam ciasteczka – powiedziała z wyszczerzem.
- Mamo, jestem gruba – jęknęłam i rozejrzałam się po terenie stadniny.
- Mamo, jestem głodny i chętnie zjem ciasteczka – powiedział Adam, ku uciesze mojej mamy, która zaciągnęła go do domu i zaczęła wpychać w niego ciasteczka. We mnie też oczywiście.
- Co Ci się stało w twarz, kochanie? – zapytała ze śmiechem.
- Urodziłam się – sapnęłam.
- To moja wina, sorczy – odpowiedział Adam i szturchnął mnie łokciem w żebra, na których poczułam niesamowity ból. Oszit, nie obczajałam w sumie całego swojego ciała, ale już się bałam odkryć co się na nim kryje. Muszę więc to obczaić od razu po powrocie do domu.
- Zginiesz – odparłam krótko.
Moja mama cały czas się śmiała i w ogóle hiper fun, fajnie jest, śmiejmy się z Tiarca poszkodowanego przez życie, swojego chłopaka i niedługo również przez swojego konia.
Ponad dwie godziny nam upłynęły na gadaniu, jedzeniu ciasteczek, które później ewoluowały do postaci lodów i ciasta. Gdy już zjedliśmy wszystko, co mama miała nam do zaoferowania (albo wszystko co chciała nam zaoferować, bo podejrzewam, że ma więcej tych słodkości skitranych gdzieś po szafkach), poszliśmy wreszcie zapakować mojego konia.
- Adam, idź otwórz przyczepę i lepiej nie podchodź do tego Diabła, bo Cię zabije – wydałam chłopakowi polecenie.
- Każdy Twój koń próbuje mnie zabić. Jestem dla nich konkurencją, czy coś? – westchnął ciężko.
- Nieprawda, Sun próbuje Cię zabić tylko wtedy jak nie dasz mu marchewki. No i nie tylko Ciebie.
- A Enzo to wcale nie Diabeł! Ona przesadza. – Mama usilnie starała się bronić swojego ukochanego konia.
- W sumie to chyba po raz pierwszy się z nią zgodzę. Po każdym spotkaniu z Luckiem wracałem z pogryzionymi rękami - powiedział ze smutkiem Adam.
- No to może zostać u mnie, ja go lubię! – Obrony ciąg dalszy.
- Ta – skwitowałam po raz czwarty w dniu dzisiejszym.
Poszłam z mamą do stajni, zaciskając nerwowo palce na ochraniaczach transportowych, które trzeba karemu dokładnie założyć, bo inaczej połamałby sobie nogi w tej przyczepie. Nie usłyszałam na powitanie miłego rżenia, jakie zazwyczaj słyszałam od Hidalga, Avanious’a, czy nawet Sun’a, za to usłyszałam dziki ryk, a następnie głuchy łomot kopyt uderzających o deski i wystraszone rżenie innego konia.
- Zdecydowanie najwspanialszy koń na świecie...
- Pewnie jego sąsiad go zaczął zaczepiać. Też byś się wkurzyła jakby ktoś Cię gryzł po szyi.
Wreszcie stanęłam na wysokości zadania, a konkretniej naprzeciwko karej głowy, która wyskoczyła z boksu. Brązowe oczy przeszyły mnie na wylot, a gdy koń zobaczył, że to tylko ja, wrócił do boksu. Jego uszy już nie były tak mocno przyciśnięte do szyi, tylko teraz trochę odstawały, łooo! Jak się bawić, to się bawić! Szalony koń, ewidentnie robi postępy.
- Dobra, Bestyjo, jedziemy do Dean, poznasz Sun’a i Dejca i Arrajca i w ogóle. Fajnie będzie, mówię Ci – powiedziałam stanowczym, jednak spokojnym głosem. Poczęstowałam ogiera marchewką i poklepałam go po szyi. Kary kwiknął niezadowolony, ale pozwolił mi przypiąć uwiąz do jego, czerwonego jak lakier Ferrari, kantara.
Weszłam do boksu i nie zostałam od razu zdeptana, whoa. To chyba za sprawą obecności mojej mamy w pobliżu, którą Enzo wprost ubóstwia. No nevermind, założyłam karemu ochraniacze na nogi, oczywiście nie obyło się bez chamskiego uciekania i podnoszenia każdej z kończyn. Wyprowadziłam konia z boksu, a mama założyła mu derkę, która ochroni go przed rozoraniem sobie grzbietu w przyczepie, do czego kary jest zdolny.
Poszliśmy sobie radosnym trójkącikiem w stronę przyczepy. Enzo wyczuł Adama i od razu stulił uszy. Boże, nigdy nie sądziłam, że da się je stulić jeszcze bardziej! x.x Kłapnął zębami, gdy wyminęliśmy chłopaka, a później stanął jak wryty przed przyczepą.
- No dalej, młodyyy, właź, proszęęę – powiedziałam załamana. Pociągnęłam lekko za uwiąz, ale koń ani drgnął. – Boisz się przyczepy?! Ale z Ciebie frajer, nie wierzę – powiedziałam z ironią, a ogier, jak za dotknięciem magicznej różdżki, ruszył do przodu i wszedł ze spokojem na rampę, a później do środka przyczepy. Uniosłam brwi ze zdziwieniem, ale stwierdziłam, że nie będę wnikać. Powinnam się cieszyć, że wszedł do koniowozu prawie od razu. Podnieśliśmy rampę i zamknęliśmy dokładnie przyczepę.
- Możesz go odwiedzać kiedy chcesz, na pewno będzie się cieszył. Może nie będzie tak bardzo chamski jak będzie Cię od czasu do czasu widywał. Mam nadzieję… – powiedziałam, żegnając się z mamą.
- Na pewno do Was wpadnę i przywiozę więcej ciasteczek! – odparła wesoło i wcisnęła Adamowi do ręki pudełko z… ciasteczkami.
Pożegnaliśmy się raz jeszcze, po czym wsiedliśmy do samochodu. Adam przekręcił kluczyk w stacyjce, a donośne rżenie karego z przyczepy dołączyło do ryku silnika. Ah ta motoryzacyjna dusza… Very HappyD

Droga powrotna minęła nam jakby szybciej, najprawdopodobniej to przez godzinę, mniej samochodów jeździło i tak dalej. Wjechaliśmy na teren Dean, a na powitanie wybiegła nam Deidre i Arrya. Gdy się zatrzymaliśmy i wysiedliśmy, z przyczepy dobiegło poirytowanie rżenie ogiera.
- JAPA KONIU! Dojechaliśmy, powinieneś się cieszyć, a nie drzeć mordę – krzyknęłam, żeby koń mnie usłyszał, bo cały czas staliśmy przed Jeep’em i zbieraliśmy się w sobie, by wreszcie otworzyć przyczepę. To tak jak w Mustangu z Dzikiej Doliny - „zbierzcie paru ochotników i zaprowadźcie go do stajni”. D:
- Dobra nooo, wyprowadzaj tą piękność! – podjarał się Arraj.
Weszłam więc do przyczepy i zostałam przywitana wkurzonym kwikiem i zębami. Gdy koń się ogarnął, podpięłam uwiąz do kantara i dałam Adamowi znak, żeby otworzył przyczepę. Kary odwrócił się i zarzucił łbem, po czym zaczął powoli się wycofywać. Stanął na prostej nawierzchni, a dostrzegłszy dwie nowe twarze, przycisnął uszy do szyi i wyszczerzył zęby, rżąc przy tym przenikliwie. Później uniósł głowę i rozszerzył chrapy, sztachając się nowymi zapachami. Gdy już się naćpał, szarpnął głową i ruszył w kierunku dziewczyn. Udało mi się go przytrzymać, a on zaczął rżeć ze zdenerwowaniem. Kilka koni ze stajni i pastwisk mu odpowiedziało, więc na moment postawił uszy (!!!!!!!) i odpowiedział głuchym gruchotem. Później jego radary (czyt. uszy) wróciły na swoje domyślne miejsce, a wzrok został ponownie skierowany na rysualki.
- Spoko lajty, Enzik, możesz je polubić, bo są zajebiste. Zobaczysz, zaufaj mi – powiedziałam spokojnie do karego i poklepałam go po łopatce. Koń prychnął i odpuścił nacisk uszu, a później nawet trochę się rozluźnił.
Poszłam później z ogierem na spacer po terenach Deandrei, coby mógł lepiej poznać swój nowy dom. Mijaliśmy konie na pastwiskach, które przyjaźnie rżały i prychały do karego, jednak on pokazywał im zęby, albo po prostu je ignorował, pozostawiając dla siebie wszelkie komentarze. Ogólnie mogę stwierdzić, że Diabłowi spodobało się w Dean i będzie mu się tu miło żyło, mieszkało i koegzystowało z ludźmi i zwierzętami. :33
Zaprowadziłam konia do boksu obok Sun’a i przedstawiłam rudego Diabłowi. Sun radośnie wyciągnął głowę w kierunku nowego kolegi i prychnął na powitanie, a Enzo rozszerzył chrapy i użarł Dancer’a w szyję. x.x Później zaczął rżeć na całą stajnię, przywalił tylnymi kopytami w boczną ścianę boksu i ogólnie zaczął się rzucać. Rudy położył po sobie uszy i wycofał się do wnętrza boksu, płacząc i użalając się nad swoim losem. Rzuciłam mu marchewkę i poklepałam go po zadzie, bo tylko do niego dosięgłam.
- Nie martw się, Sunik, będzie dobrze. Tak myślę D: - powiedziałam z udawanym spokojem, a później weszłam do boksu karego.
Lucek obrócił się w moim kierunku i prychnął ze złością, a ja podpięłam uwiąz do kantara i wyprowadziłam go na korytarz. Poinformowałam Dejca o konieczności przeprowadzki, a ona zaoferowała mi biegalnię, do której udałam się od razu, coby kary nie zabił rudego.
Wprowadziłam ogiera do biegalni, która odtąd będzie jego domkiem, napełniłam żłób paszą i dorzuciłam kilka marchewek, a później dodałam do wody parę kropli waleriany, coby się nerwus trochę odprężył.


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Z życia stajni / Dzienniki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare