Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
Pierwsza Kontuzja

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Demonic Speed Creation [*] / Poza Treningiem
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gniadoszka
Pensjonariusz
PostWysłany: Nie 15:11, 19 Gru 2010 Powrót do góry


Dołączył: 02 Paź 2010

Posty: 197
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Ponieważ Demonkowi w nowym miejscu odbiło, podczas TERENU nabawił się lekkiej kontuzji nogi. Obił sobie staw skokowy przez co czeka go 4 dni siedzenia w boksie i zbijania bąków. A nie. Ja mu nie dam siedzieć w boksie. Wzięłam [link widoczny dla zalogowanych] i namoczyłam spory kawałek waty. Przyłożyłam do stawu obkładając go całego i zawinęłam całą nogę bandażem. Uraz nie był poważny, ale dzięki lekowi szybciej się zagoi. Po założeniu opatrunku złapałam skórzany uwiąz.
- Idziemy na mały spacer. Mógłbyś stać w boksie, ale jak mi się zastoisz będzie więcej roboty z rozruszaniem cię - po tych słowach przypięłam uwiąz i wyprowadziłam młodego na korytarz. Miał praktycznie usztywnioną nogę wiec trochę śmiesznie chodził. Po wyjściu na dwór poczułam straszny ziąb. Szybko zawróciłam do stajni i zerknęłam na termometr... -20*C. Zostawiłam Demka przy biegalni i pobiegłam po grubszy sweter, ocieplane bryczesy, grube skarpety, rękawice i zimową kurtkę. Gdy dodatkowo opatulona szalikiem wróciłam do stajni, Demonek popatrzył na mnie jak na wariatkę.
- Zobaczysz jak tam zimno! - krzyknęłam. Pobiegłam do siodlarni i przyniosłam derkę zimową z grubym wypełnieniem. Założyłam ją na Demka i poszliszmy na spacer. Młody rzucił się na śnieg jak opętany, ale wtedy odezwała się noga i natychmiast się zatrzymał.
- Powoli, bo coś sobie zerwiesz, a wtedy będzie problem - mruknęłam idąc ścieżką prowadzącą między pastwiska. Powoli, stępem szliśmy pomiędzy ogrodzeniami. Podekscytowany Demek witał się radośnie ze wszystkimi końmi. Młodzik cieszył się raczej przyjaźnią wszystkich koni w Dean, nawet Rufcia, jak to na dobrą matkę przystało, obwąchała go dokładnie i poskubała po szyjce. Mi natomiast rzuciła mściwe spojrzenie, skuliła uszy jeszcze bardziej i wyszczerzyła zęby. Po chwili wściekle odgalopowała w głąb pastwiska. Ruszyłam z Demem dalej, ścieżką nieco pod górę prowadzącą do lasu. Młody wyrywał mi do kłusika, ale ja niezmordowanie trzymałam go w stępie. Przeszliśmy obok polany, zamarzniętego jeziorka i po ok. pół godziny zawróciliśmy. Gdy wróciliśmy w okolice pastwisk, konie właśnie szły do boksów. Wzięłam wiec Demonka i też wyprowadziłam w pobliże biegalni. Sayu właśnie wprowadzała Rufcię do biegalni obok. Najpierw usiłowała zdjąć jej derkę, ale przy aktualnej wściekłości klaczy była to istna Mission Imposible. Zaśmiałam się widzą jak zrezygnowana Sayu wciska karą na biegalnię.
- A ty co sie cieszysz?! - krzyknęła w moją stronę.
- Nic nic... Próbuję tylko sobie wyobrazić jak ty na nią włożyłaś tę dereczkę.
- Nie chcesz wiedzieć... - mruknęła Say i poszła do domu. Ja byłam trochę zmarznięta, Demonic także. Zdjęłam derkę i wypuściłam młodego na biegalnię. Trochę pobiegał, ale nie mógł nic za bardzo wyczyniać z obandażowaną nogą. Z niesmakiem odciążył sobie tą nogę i rozstawił uszy na boki.
- Co sie martwisz, jeszcze się nabiegasz - zaśmiałam się i wyszłam ze stajni.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Gniadoszka dnia Pon 10:39, 20 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Gniadoszka
Pensjonariusz
PostWysłany: Śro 15:43, 22 Gru 2010 Powrót do góry


Dołączył: 02 Paź 2010

Posty: 197
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

20.12.2010r.
Drugi dzień siedzenia na dupie. Zostały mu jeszcze dwa. Weszłam do boksu młodego i rozwinęłam bandaż. Przejechałam ręką po stawie skokowym lewej tylnej nogi. Demonic prychnął i wściekle odsunął nogę do tyły.
- Ech. Jeszcze trochę ciepły - mruknęłam z niezadowoleniem - Powinno być dużo lepiej! Coś ty tu wyczyniał? - zmierzyłam konia wzrokiem. Ten spojrzał na mnie tak jakoś... Dziwnie.
- Bo cię upnę na dwa uwiązy i będziesz tu stał w miejscu mając taką przestrzeń. Nie wolno ci szaleć idioto!
Demek prychną z niezadowoleniem i zrezygnowany rozłożył uszy na boki, odciążył nogę i dał się opatrywać. Zdjęłam watę i wzięłam kolejny kawałak. Namoczyłam lekiem i obłożyłam staw. Zawinęłam bandażem od podudzia aż po pęcinę. Potem wzięłam uwiąz i wyszliśmy na spacer. Dzisiaj było dużo cieplej, jakieś -10*C. Ale i tak założyłam na Demka derkę a sama byłam w kurtce i owinięta szalikiem. Spokojnym stępem pochodziliśmy po dziedzińcu. Droga do lasu nie wyglądała dziś zachęcająco więc zapakowałam młodego do karuzeli i ustawiłam na pół godziny stępa w lewo i pół godziny w prawo. Oparłam się o karuzelę i czekałam... Czekałam... Czekałam... Wciąż czekałam...
Nagle poczułam silne szarpanie za kurtkę. Demonic którego widziałam zaczął mówić "Gniaad... Wstawaj..." i to coraz głośniej. Chwila. Coś jest nie teges. Otworzyłam oczy. Nade mną stała Dei.
- Halooooo! Śpiąca Królewno!
- Ccccoo? Co sie dzieje? - przymrużyłam oczy.
- ZASNĘŁAŚ! Demonic sterczy tu juz ooodd... - Dei zerknęła na zegarek - Dwóch godzin!
- Co, ale jak to..? O Boże. - Wstałam i zabrałam Demonka - Jak ja mogłam zasnąć?
- Nie mam pojęcia. A teraz choć, mały jest troszeńkę przemarznięty.
Wprowadziłyśmy małego na biegalnię. Postanowiłam mu zaufać i zostawiłam go luzem. Potem poszłam z Deikiem na gorąca czekoladę. Spanie na śniegu raczej dobrze mi nie zrobi...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gniadoszka
Pensjonariusz
PostWysłany: Śro 19:21, 22 Gru 2010 Powrót do góry


Dołączył: 02 Paź 2010

Posty: 197
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

21.12.2010r.
Dzisiaj przyszłam do Demona po porządnej kawie i dwóch szklankach Pepsi coby tym razem nie zasnąć =.=. Młody stał na biegalni z tą swoją niewinną minką. Coś mu ostatnio odpiernicza, a ja nie zamierzam tego tolerować. Kocham go ale jednocześnie nie cierpię. Nie mogę go wyczuć. Raz jest łagodny jak baranek, a za chwilę odpierdala mi meksykańskie rodeo =,=. Czy tam jakieś. Nie wiem, nie interesuje mnie rodeo to nie wiem. Podeszłam do biegalni siwka. Niby wszystko w porządku, ale coś mi tu nie grało.
- Coś nawywijał...? - odwierając bramkę dowiedziałam się... Odleciała z zawiasów =.=.
- Osz ty cholero, choć tu, tym razem pożałujesz! - zaczęłam biec w stronę Dema, a ten odkłusował podskakując i podciągając chorą nogę pod siebie. Uciekał na trzech nogach, a ja próbowałam go złapać. Kątem oka zobaczyłam Ros ze sprzętem Esterki, która dostała mega wyczeszczu i upuściła sprzęt na ziemię. Wybiegła ze stajni i wróciła... Razem z Dei. Ta, podobnie jak Ros, dostała wybałuszu oczu. Dejcu podbiegła z zamiarem pomocy ale zatrzymała się przy bramce i krzyknęła przeraźliwie. Na ten "sygnał" wbiegły Aryj i Sayu, zapewne sądząc, że Rufcia coś nawywijała. Ta, na domiar złego, podburzona destrukcyjnym działaniem Demona zaczęła walić szkitą w ogrodzenie. Wyobrażacie sobie jak to wyglądało... Saycu zatrzymała się z niedowierzaniem przy Dejcu, Ros wciąż stała w drzwiach, Arryj próbował jakoś uspokoić Rufkę, a ja złapać Demona. W końcu Rufcik osiągnął swój cel i rozwalił bramkę po czym karuska wybiegła na korytarz. Ross dla własnego bezpieczeństwa usunęła się z drogi i nieznośna piękność wybiegła na dziedziniec. Demon na nieszczęście poszedł jej śladem zręcznie wymijając zaskoczone Say i Dei.
- Łapcie go! - krzyknęłam z niemałym opóźnieniem - Ten debil ma chorą nogę!
Dei wiedząc że tak o, to ich nie złapiemy odwiesiła ogłowie, które zostawiła poprzedniego dnia przy boksie Zenki. Smoczyca nie stawiając oporów chapnęła wędzidło, a Dejcu z naszą pomocą wsiadła na nią i... Ruszyła galopem na oklep łapać nasze cuda. Wybiegłyśmy przed stajnię aby w razie czego pomóc z Rufką. Właściwie to nie było żadnego "w razie czego". Doskonale wiedziałyśmy że będziemy musiały pomóc z Rufką... I sfinansować nowe drzwiczki -,-. Na szczęście brama na dziedzińcu była zamknięta, więc kara wściekle cwałowała po okrągłym dziedzińcu, a siwek krzywo kłusował za nią. Dejcu, of course najpierw złapała Demka. Ross, która panicznie bała się Rufki zgodziła się go potrzymać, kiedy my będziemy walczyły z karuską. Dla bezpieczeństwa własnego i kontuzjowanego konia (który jest tępy jak but, bo tego nie rozumie =.=) odsunęła się, a właściwie schowała za róg stajni. My próbowałyśmy zapędzić Rufkę (przy pomocy bata, parasolek i innych "strasznych" rzeczy, które były pod ręką) w ślepy zaułek, aby Dejcu mogła ją złapać, a potem wspólnymi siłami zaciągnęłybyśmy ją na padok. Taki przynajmniej był plan. Niestety Rufka nie dała się tak łatwo zapędzić. Rzucała się na wszystkich i wszystko z zębiskami, stawała dęba wyrzucając przed siebie przednie nogi (prawdopodobnie próbowała nas kopnąć...). Stwierdziłyśmy że najbezpieczniej jest się na razie wycofać. Schowałyśmy się więc z Ross za stajnią i rozmyślałyśmy.
- Sayszu, co ona lubi...? - zapytałam.
- Eeeee, zabijać?! - krzyknęła wkurzona całym zdarzeniem Say.
- Nieee, to to wiem.. - mruknęłam - Chodzi mi o smakołyki.
- Chyba lubi marchewkę - powiedziała niepewnie Arryj.
- Dobra, to mam plan - powiedziałam. Ross zdaje się modliła...
Plan był następujący - jakiś niepoprawny samobójca (ja =.=) rozłoży wzdłuz dziedzińca aż do połowy padoku marchewki. Potem jak najszybciej ucieka. Liczymy na to, ze Rufcia za nimi pójdzie, a gdy wejdzie na padok, wrednie ją tam uwięzimy. Z drżącymi rękami i wiadrem marchewek zostałam chamsko wypchnięta na dziedziniec. W odległości ok. 15m ode mnie galopowała wściekle Ruffka. Podeszłam na możliwie najbliższą bezpieczną odległość i zaczęłam rozkładać marchewki. W odległości ok. pół metra od siebie. Gdy byłam mniejwięcej w połowie drogi, Rufik odwrócił głowę w stronę marchewek i zaczął chrupać jedną po drugiej. Stwierdziłam że trzeba się sprężać, więc skręciłam w najbliższy wolny padok. Doszłam do połowy i skuliłam się za ogrodzeniem. Dei i Say już tam były. Gdy Rufcia zbliżyła się do wejścia na padok wstrzymałyśmy oddech. Kara podniosła łeb, rozejrzała się podejrzliwie kuląc uszy ale po chwili wróciła do chrupania. odetchnęłyśmu z ulgą. Gdy zostały jej już bodajże trzy marchewki szybko podniosłyśmy się i spólnymi siłami migiem zamknęłyśmy bramkę. Kara podbiegła wściekle rzucajac się. Błyskawicznie wycofałyśmy się i wróciłyśmy do Dema. Młody na szczęście nic sobie nie zrobił. Zmieniłam palantowi opatrunek i stwierdziłam że spacer, to można odhaczyć jako zrobiony =.=. Spojrzałam mściwie na Dema.
- Skończyło się - mruknęłam upinając go na dwa uwiązy. Zostawiłam go i poszłam z Dejcem uregulować rachunek za drzwiczki...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gniadoszka
Pensjonariusz
PostWysłany: Pon 13:22, 27 Gru 2010 Powrót do góry


Dołączył: 02 Paź 2010

Posty: 197
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

22.12.2010r.
Dzisiaj ostatni dzień siedzenia. Rozwinęłam banadaż i przejechałam dłonią po stawie. Nic. Żadnej reakcji. Wzięłam Dema i oprowadziłam po korytarzu. Nie kulał już wcale. Na wszelki wypadek zawinęłam jeszcze bandażem. Po krótkiej sesji w karuzeli młody wrócił na biegalnię.
23. i dni następne...
Następnego dnia już odwinęłam bandaż na stałe. Noga wyglądała bardzo dobrze i wkrótce wznowimy treningi.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Demonic Speed Creation [*] / Poza Treningiem Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare