Koń: Approvn The Blues
Jeździec: Rustler
Do czego: przyjazd do Distrib
Miejsce: --
Samolot wylądował 15 minut przed przewidywanymczasem. Droga do SC zajęła mi następną godzinę. Gdy wreszcie znalazłamsię na podwórku odetchnęłam rześkim, polskim powietrzem. Po przywitaniusię ze wszystkimi dziewczynami poszłam do stajni. Przywitałam się zApprovnem i Magic'iem. Pierwszy Approvn. Założyłam mu kantar iuwiązałam z zewnątrz boksu. Zaraz podeszła do nas Nojka. WyczyściłaMagic'a w czasie gdy ja czyściłam Approvna. Potem obydwum założyłśmyogłowia i poszłyśmy na chwilkę przelonżować. W tym czasie opowiedziałamjej o ranczu, o planach dotyczących koni, długości drogi do przebycia iwarunków w samolocie. Na szczęście do miejscowości gdzie mamy ranczodolatuje malutki samolot. Za niewielką cenę mogłyśmy przekupić pilotaby leciał niżej co jest niezbędne dla koni. Po pół godzinie wróciłyśmy.Uspokojona opowieścią Noj i ja wytarłyśmy obydwa ogiery i zaczęłyśmyubierać w ochraniacze. Potem chwilę pogadałyśmy na korytarzu i derki nakonie. Jeszcze tylko kantary i mogłyśmy wyprowadzać. Na podwórkuczekała na nas duża terenówka z dwukonnym trailerem. Magic odmówiłwejścia więc ja spróbowałam wprowadzić Approvn'a. Magic szarpnął ipodkłusował do westowca. Tak więc miałyśmy już dwa konie w trailerze.Ostatni raz uściskałam Nojkę i wsiadłam do samochodu. Teraz jechałamdużo wolniej więc droga na lotnisko zajęła nam około 1,5 godziny. Naparkingu wybrałam ustronne miejsce. Teraz musiałyśmy poczekać razem zDaily i końmi 2 godziny. Daily poszła na terminal potwierdzić naszeprzybycie a ja zajęłam się końmi. Najpierw wyprowadziłam Approvna iprzywiązałam do kratownicy naszego samochodu. Magic poszedł za nim bezoporów. Stały obydwa ze spuszczonymi głowami. Chyba wiedziały że czekaje długa podróż. Stanęłam między nimi i głaskałam obydwa ogiery poszyjach. Za chwilę na parking podjechała duża terenówka i wysokczyła zniej Noj-Nojka. Konie nerwowo podniosły głowy. Noj wręczyła nam jeszcze3 pokrowce z siodłami i 2 walizki, w których znajdował sę sprzęt koni.Podziękowałam i ostatni raz się pożegnałyśmy. Noj powiedziała że czekana nią jeszcze dużo obowiązków i pojechała. Daily wróciła z biletami idopytała się co jest w walizkach. Po wytłumaczeniu jej zajęłyśmy sięodprowadzaniem koni. Jak już mówiłam, wybrałam ustronne miejsce. Coprawda parking jest asfaltowy ale teraz leżało tutaj tyle śniegu żekonie chodziły jak po trawie. Łaziłyśmy tak w kółko około godziny całyczas gadając i przeżywając zbliżającą się podróż. Potem weszłyśmy napobocze a chłopaki zaczęli wygrzebywac coś z pod śniegu. W końcuzapakowałyśmy je do przyczepy i powoli wjechałyśmy na pokład małegomiędzykontynentowca. Wysiadłyśmy i zajęłśmy miejsca siedzące. Oprócznas, przyczepy z Approvn'em i Dancer'em leciały jeszcze 3 osoby ijeszcze jedna przyczepa z końmi. Zajrzałam do ogierów ale stałyspokojnie. Approvn skubał siano a Magic utrzymywał równowagę w szerokimrozkroku. 10-godzinny lot szybko minął. Prawie cały przegadałam naprzemian z Daily oraz końmi xD W końcu wylądowaliśmy. Podczas tegomanewru koń z sąsiedniej przyczepy głośno rżał a nasze ogiery zaczynałysię tym denerwować. W niedługim czasie opuściłyśmy straaaszny samolot iruszyłyśmy w drogę na farmę. Po kilkunastu minutach znalazłyśmy się namiejscu. Wyprowadziłyśmy znerwicowane ogiery i zdjęłśmy z nich derki.Na termometrze było 13 stopni na plusie. "Nie ma to jak Kanada"uśmiechnęłam się do Daily. Była 14:24 więc wyprowadziłyśmy je napadoki. Razem poszłyśmy zająć się stajnią. Za godzinę zgarnęłyśmy koniez padoków i wprowadziłyśmy do wyznaczonych dla nich boksów. Następniedostały lekki obiad. Zostawiłyśmy je w ochraniaczach transportowych iposzłyśmy do domu odpocząć po nużącej podróży.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach