Dołączył: 03 Sty 2012
Posty: 58 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Witkowo - Wielkopolska
|
Minął dzień od zaplanowanego terminu narodzin klaczki. Co noc spałam w stajni czekając na narodziny źrebaka. Zostałam obudzona przez dość głośny gwar w stajni. Było ok. 22, nie jestem pewna. Zobaczyłam, że klacz leży i rodzi. Wpadłam w panikę, ale potem byłam szczęśliwa. Za chwilę odzyskałam rozum i zadzwoniłam po Gniadoszkę. Ta szybko przyjechała i patrzyła razem ze mną na przebiegający poród. Klacz rodziła ok. 30 minut. Powoli ukazywał się izabelowaty źrebak. Miałam łzy w oczach, byłam zachwycona. Kiedy cały źreb się już ukazał klacz zaczęła go lizać, ja podeszłam do niego i zaczęłam powoli i delikatnie wycierać, dmuchałam mu raz po raz w chrapy, żeby kojarzył mój zapach z bezpieczeństwem. Kiedy go wytarłam Gniadoszka zaczęła mu lekko piłkować kopytka. Wytarłam ją jeszcze sianem i pomagałam wstać. Młoda od razu wstała. Szeroko rozłożyła nogi i stała sztywno rozglądając się wokół. Potem zrobiła krok przednimi nogami, a tylne zostały jej z tyłu. Śmiałam się jak debil i chyba ją speszyłam bo się przewróciła * XDDD*. Po chwili jednak wstała i udając matkę podeszła do niej i zaczęła ssać mleko. Była chyba 23 albo nawet później. Nie sprawdzałam czasu. Podobno szczęśliwi czasu nie liczą . Kiedy Gniadoszka pojechała do domu, ja wyszłam z boksu i jeszcze pół nocy patrzyłam się na źrebaka. Zmęczona położyłam się na moje wygodne łoże w sianie.
Post został pochwalony 0 razy |