Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Chanell Pensjonariusz
|
Wysłany:
Wto 23:59, 13 Wrz 2011 |
|
|
Dołączył: 18 Maj 2011
Posty: 18 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Weszłam do stajni i ja z moim ‘tamtararam.!’ W wejściu po czym poszłam do szatni. Tam przebrałam się, a plecak wpakowałam do szafki.
Wyszłam na korytarz, gdzie skierowałam się ku Singingowi. Ogier popatrzył na mnie, zastrzygł uszyma i złapał delikatnie końcówki moich włosów. Ja podrapałam go po chrapach, uśmiechając się szeroko. Weszłam do boksu, uprzednio biorąc oczywiście kantar i uwiąz. Założyłam wyżej podany sprzęt na łeb ogiera, który się nie sprzeciwiał. Pogłaskałam go po tej jego szyi i dałam ukradkiem talarek marchewki, który miałam w kieszeni. Singing, rozglądając się uprzednio, wargami zgarnął marchewkę z mojej dłoni.
Wyszliśmy na myjkę, gdzie go przywiązałam i poleciałam po szczotki i sprzęt. Wzięłam to wszystko i wróciłam do ogierka, który zajął się oglądaniem jaskółek gnieżdżących się na dachu Deandrei. Postawiłam wszystko dwa metry od konia po czym wyjęłam zgrzebło fińskie i zaczęłam czyszczenie. Dokończyłam innymi szczotkami po czym zaczęłam rozczesywać grzywę ogiera, robiąc na niej warkocza dobieranego. Będzie lansik, a co.! Następnie rozczesałam ogon ogiera, na którym też zrobiłam jednego, krótkiego warkocza. Ogier co jakiś czas patrzył, co ja tam z nim robię, szczypał moją bluzkę. Po wszystkich możliwych zabiegach pielęgnacyjnych, założyłam ogierkowi owijki, bo mnie nie stać na ochraniacze x,x po czym zaczęłam zakładać siodło. I oczywiście stajnię rozdarł mój krzyk:
- Gdzie kurwaaaa mój popręg?!
Rozejrzałam się, a tam Dejec stoi z Maksiem i się na mnie dziwnie patrzą. Deidre podreptała do siodlarni i wyszła z moim popręgiem w łapkach. Ja się uśmiechałam onieśmielająco. Podryw na uśmiech, a jak ;o Wzięłam mój ukochany popręg za oszczędności po czym podziękowałam właścicielce stajni (;>) i wróciłam do konia, a Deidre i Maksem poszli no… No właśnie.
Założyłam ten mój ukochany popręg do siodła, a Singing cały czas się patrzył na mnie dziwnie. Ach, jak konie upodabniają się do właściciela… I ja to wykorzystałam, szybko zapinając popręg, póki się nie nadął. Poklepałam go w nagrodę po szyi z cwanym uśmieszkiem. Następnie przesunęłam kantar na szyję i, także na szyję, założyłam wodze. Następnie złapałam za pysk i założyłam ogłowie, bo tego raczej opisywać nie trzeba. Wzięłam kask, rękawiczki i coś do picia, przyczepiając butelkę do siodła za pomocą magicznych sznureczków, o.
Wyprowadziłam ogiera przed stajnię, ‘ubrałam się’, a pinto zaczął nadymać chrapy, po kilku chwilach rżąc gardłowo. Ja tam na to nie zwróciłam uwagi, tylko sprawdziłam popręg i wsiadłam. Poprawiłam sobie wszystko po czym ruszyliśmy w drogę do WSR Storm, gdzie miałyśmy się spotkać z Cochise.
Jechaliśmy spokojnym stępem, na luźnej wody. Ogier wyciągał łeb i razem wciągaliśmy świeże, leśne powietrze. Co jakiś czas tylko, Śpiewak unosił głowę i zatrzymywał się, rozglądając dookoła. Jednak już po chwili ruszał dalej w dość monotonną drogę.
I dotarliśmy. Po dwóch godzinach, ale dotarliśmy. Podjechaliśmy przed stajnię, a ja wybrałam numer do Chochise i odczekałam ‘donczju noł pompera’, po czym koleżanka odebrała. Nasza rozmowa wyglądała mniej-więcej tak:
- Heloł, gdzie jesteś?
- Ymunymu… Eee? Z jakiej okazji jesteś tutaj?
Spytała a ja popatrzyłam w jej okno, gdzie było widać jej postać w różowej pidżamce w serduszka.
- Teren. Nasz. Dzisiaj.
Piii. Piii. Piii.
I chwilkę później Coch była już na dole i szykowała Melodię. Zeszłam ze grzbietu Srokatego i wprowadziłam go do stajni, gdzie ‘postawiłam’ go przy pierwszym-lepszym boksie i poszłam do Cochise, przywitać się. Pogadałyśmy sekundkę po czym ja wróciłam do Singinga, a Choc do przygotowania klaczy. W końcu byłyśmy gotowe na kilkugodzinny teren dla poprawy formy. Wyprowadziłyśmy konie przed stajnię, gdzie obwąchały się. Na szczęście, Melodia Duszy nie miała rui. Bo jakby miała, to by było źle v.v W każdym razie, wsiadłyśmy, a ja dopięłam popręg i ruszyłyśmy w stronę jakiegoś tam jeziorka, gdzie prowadziła Cochise. Jednak jechałyśmy obok siebie, rozmawiając przez cały czas. A koniki szły, czasem stykając się chrapkami. Po jakimś czasie, zaczęłyśmy kłusować. A ja oczywiście zahaczyłam głową o gałąź, niech żyje zgrabność.! Więc zaczęłąm wysiadywać. A Coch na odrzutowym kucyku zapieprzała przed nami i skubana jeszcze się o nic nie walnęła.! Poklepałam Singa po szyi. Taki grzeczny z niego konik.!
W końcu, Cochise wprowadziła nas w jakieś błotne zakręty, a ja się denerwowałam, bo koń mi się ślizgał i o. Raz prawie się poślizgnął tak, że razem nie polecieliśmy błoto. Prawie, na szczęście. I w końcu cel podróży – małe jeziorko, ukryte gdzieś w lecie. A co się robi nad wodą? No co? Popędziłam Singa do galopu, a on ochoczo wykonał moje polecenie. Zostawiliśmy Cochise i Melodię za nami.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|