Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Eviline Pensjonariusz
|
Wysłany:
Sob 0:02, 23 Sie 2014 |
|
|
Dołączył: 11 Mar 2011
Posty: 321 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Jakoś nie mogłam spać tej nocy. Nadmiar pozytywnych emocji, ale i jakiegoś rodzaju obaw zerwał mnie z łóżka wczesnym rankiem. Pomimo tego, że była godzina piąta, lub nawet przed, wstałam, ubrałam się i usiadłam na ciepłym kaloryferze. Wszyscy spali, a przynajmniej nikt nie wynurzał się z ciepłych pokoi. Siedząc tak usiłowałam przypomnieć sobie sen, który śniłam. Podobno obrazy ze snów, które śnimy w nowym miejscu są bardzo istotne. To była chyba łąka przystrojona modrakowymi i czerwonymi kwiatami, zalana słońcem. Na pewno pasły się tam konie, a całość jawiła się jako obrazek przepełniony ciepłem i radością. Aż miło robiło się w sercu w myśl o ciepłym lecie i leniwych dniach spędzonych z przyjaciółmi, albo z końmi nad jeziorem. Tymczasem na dworze panował półmrok, zaczynał na nowo prószyć śnieg, a za moim oknem stały stare drzewa pokryte szadzią. Było bajkowo. Zapięłam sweter, włożyłam resztę ciepłego okrycia i wyszłam na dwór, sama, bo nawet Chaps został w swoim legowisku.
Mroźne powietrze przenikało człowieka od pierwszy sekund po wyjściu z pomieszczenia. Ucieszyłam się, gdy w kieszeniach znalazłam rękawiczki. W stajni, po zapaleniu światła panowała przyjemna atmosfera i cisza, przyjemnie pachniało świeżym sianem. Zbliżyłąm się do boksu Dana, ciekawiło mnie w jaki sposób odpoczywa. Ogier drzemał sobie ze zwieszoną głową i przymkniętymi oczami, gdy szurnęłam butami o podłogę ocknął się i spojrzał na mnie z zaskoczoną miną.
-Hej Dann-szepnęłam z uśmiechem i oparłam się o fasadę boksu. Koń przemielił niewidzialne źdźbła w pysku i kompletnie mnie zignorował, czym wywołał u mnie uśmiech. -Najwyraźniej tylko ja cierpię tutaj na bezsenność - dodałam po chwili, postanowiłam przejść się po stajni. Kiedy tak spacerowałam zwiedząjąc wszystkie kąty doszłam do wniosku, że jeden koń to zdecydowanie za mało, Danowi najwyraźniej musi być smutno. Po kilku chwilach dywagacji chwyciłam za miotłę i zamiotłam wszystko co możliwe, zaczynając od początku korytarza, przez siodlarnię, paszarnię, aż do szatni, tearaz podłogi mogły spokojnie stanowić wzór stajennego porządku! Nagle poczułam krótkie wibracje telefonu leżącego w kieszeni bryczesów, to wiadomość od Olivera :
Jadę do tego raju na ziemi. Będę późnym popołudniem.
Uśmiechnęłam się bo to oznaczało, że wszyscy będziemy w komplecie. Czas spożytkowany na sprzątanie i przestawianie różnych sprzętów minął niezauważalnie, wybijała właśnie 6:30. Wyjrzałam przez okno by skontrolować stan pogody, przestało śnieżyć, z kolei zapalone kuchenne światło w domu oznaczało, że zaraz zjawi się w stajni Lucy. Postanowiłam, że dzisiejszy dzień będzie miłym dniem, bez zbędnego pośpiechu i nadmiernych obowiązków, napisałam przyjaciółce smsa z wiadomością, że jestem w stajni i rzucę Danowi owsa, no i, że Oliver się pojawi. Lucy jak to Lucy odpisała, że mogłam pisać wcześniej bo by się chociaż trochę wyspała, ale i tak przyniesie mi zaraz kanapkę, no i, że ma nadzieję, że jadący przyjaciel przywiezie z domu jakąś wałówkę, gdyż lodówka pustoszeje. W czasie, gdy odpisywałam, że ma nie słodzić herbaty Dann wyraźnie się ożywił i podszedł do drzwi wychylając swą kształtną główkę. Odstawiłam widły i podeszłam się przywitać, ucałowałam jego chrapy i pogładziłam z boku głowy.
-Wiem wiem, czekasz na śniadanie, kelner już podaje!-zawróciłam na pięcie do paszarni by odmierzyć jego poranną rację paszy. Wsypałam zawartość do żłobu i przez chwilę przyglądałam się jak koń je. Nie oderwał się ani na chwilę, zastrzygł tylko uszami, gdy Lucy wślizgnęła się ledwo z kubkiem parującej herbaty.
-A kanapeczka? -zapytałam udając smutną i przekonana, że na pewno jej nie wzięła. Dziewczyna przewróciła oczami z uśmiechem wręczając mi gorący napój i wyciągnęła zgrabny pakuneczek z kieszeni. -Jesteś kochana-dałam jej całusa w podzięce.
-Jak tam nasz ogierros? -zapytała Lu
-Spał spokojnie jak przyszłam, ma apetyt, nie jest nerwowy, chyba powoli się oswaja. Tylko wydaje mi się, że smutno mu trochę stać tak samemu. -spojrzałam na Lucy, która kiwała głową zgadzając się ze mną. -No, na razie nie możemy sobie pozwolić na kolejnego konia-powiedziała z tonem jak prawdziwy bankier, który stwierdza duży debet na koncie i wizję oszczędzania każdego grosza. -Ale coś pokombinujemy, może Oliver rzuci kasą, tyle siedział w tej pracy więc niech nam ładnie pokaże dowody! -zażartowała Lu
Zjadłyśmy nasze śniadania siedząc na sianie i obserwując jedynego mieszkańca stajni, po jakimś czasie dołączył do nas Martin i teraz w trójkę debatowaliśmy.
-Odśnieżę auto i pojadę do producenta pogadać w sprawie pasz -oznajmił
-A co z tymi nie tak?-spytała go Lu
-Te Niemieckie są w porządku, ale zrobią nam sporą dziurę w budżecie, jak dalej będziemy je zamawiać. Mam namiar na dość dobrego dystrybutora, całkiem niedaleko. Poczytałem trochę opinii na forach i zapowiadają się dobrze. -usłyszałyśmy w odpowiedzi, na co Lucy przystała i powiedziała, że pojedzie z nim. Tak więc moi towarzysze koło 8:30 opuścili stajnię. Wpadłam na pomysł, że skoro warunki atmosferyczne nie są najgorsze, wezmę Dana na małą rundkę po terenie stajni. Po chwili stałam już u jego boku czyszcząc jego gniadą sierść. Osiodłałam go, sprawdziłam jeszcze raz kopyta i zabezpieczyłam swoje uszy i szyję przed mrozem, byliśmy gotowi.
Mróz był nawet do zniesienia, wsiadłam więc szybko unikając poślizgnięcia i zebrałam wodze. Ogier był wyraźne podekscytowany sytuacją, w której się znalazł bo żywo obserwował teren podczas gdy podciągałam popręg. Ruszyłam w stronę naszej półhali, brnięcie w świeżym śniegu było bardzo przyjemnym doświadczeniem dla nas obojga, bo Donnperignon ochoczo kroczył w przód. Podłoże na maneżu było zmrożone więc o szalonych galopadach mowy dzisiaj nie było, człapaliśmy stępem poznając nowe otoczenie z różnych perspektyw. Po kilku pełnych okrążeniach dla rozgrzania mięśni zarządziłam kilka wolt na krótkich ścianach, koń wykonał je bez oporu, jednak czułam, jakby nie był do końca rozluźniony, wyraźnie jego uwagę pochłaniało całe zajście treningu w tym nowym, odmiennym miejscu. Zmieniłam więc kierunek i powtórzyłam całą sekcję wolt i najróżniejszych ślimaków, teraz było odrobinę płynniej. Po paru minutach spróbowałam zakłusować, koń ruszył żwawo, tak, jakby czekał na to cały czas. Czułam pod siodłem jego niespożyte pokłady energii i z optymizmem pomyślałam o dalszej pracy. Jadąc kłusem starałam się kontrolować stale jego ruch by nie wyprzedzał umiarkowanego tempa, następnie wykręciliśmy kilka wolt i serpentynę. Emocje i chęć zużycia swej energii sprawiły, że po dwóch następnych okrążeniach szyja Dana powoli robiła się mokra, zwolniłam więc tempo do stępa. Chwila odpoczynku i powrót do kłusa, teraz nieco bardziej dynamicznego. Pozwoliłam mu się rozluźnić i doszliśmy wspólnie do kompromisu w kwestii tempa jazdy. Dann parskał wyraźnie się odprężając. Powtórzyłam duże wolty zmieniając jednocześnie kierunek, jeszcze jedno okrążenie w kłusie, poczym przejście do stępa. Odpuściłam wodze dając mu możliwość swobodnego wyciągnięcia szyi, czułam, że i ja jestem fajnie rozgrzana więc trening uznałam za owocny. Nie chciałam zbyt długo przebywać na mrozie, bo do tej pory trenowaliśmy wyłącznie na hali, dlatego po wstępnym podeschnięciu wróciliśmy do stajni. Po treningowy Donnperignon stał teraz osuszony i rozczyszczony w polarowej derce, a ja przepełniona wiarą w naszą parę poszłam rozgrzać się do domu.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Eviline dnia Sob 0:02, 23 Sie 2014, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|