Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Eviline Pensjonariusz
|
Wysłany:
Sob 0:04, 23 Sie 2014 |
|
|
Dołączył: 11 Mar 2011
Posty: 321 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
-"Numer 34" - brzmiał głos maszyny w banku wzywającej kolejne osoby na stanowiska. Spojrzałam zniecierpliwiona na kartkę, którą dzierżyłam w ręce: 42. Cholera! W głowie miałam milion pomysłów na zagospodarowanie tego czasu, który aktualnie marnowałam. Nigdy nie lubiłam odwiedzać tego typu instytucji, raz, że liczby są dla mnie czarną magią i zmorą od dzieciństwa, a dwa, że niebotyczne kolejki – zawsze, odbierają chęć samego wejścia do środka. No ale cóż było zrobić, jak mus to mus. Wyciągnęłam więc telefon i zatraciłam się w przeglądaniu fejsbukowych nowości, przejrzałam chyba wszystkie najnowsze komplety czapraków, przeczytałam nawet ciekawy artykuł na temat prawidłowego strugania końskich kopyt – dzięki temu natychmiast zapisałam w notesie, że nie mamy jeszcze kowala. Dzień świra. Kiedy w końcu przyszła moja kolej poderwałam się z siedzenia i z radością zasiadłam na moim stanowisku. Moja sprawa okazała się jednak bardziej czasochłonna niż podejrzewałam, spędziłam więc kolejne 40 minut wpatrując się w wyciągi, rachunki i inne paskudztwa. Na szczęście Pani siedząca po drugiej stronie biurka okazałą się rezolutna i załatwiła tę sprawę bez zbędnego przedłużania. Uff, spotkanie dobiegło końca, mogłam więc powiadomić Lucy, że wszystko zostało wyjaśnione i że może już dać sobie spokój z porządkowaniem rachunków. Ona też odetchnęła z ulgą i dodała, że wyczyszczony Donnperignon już na mnie czeka. Jeżeli dzień zaczął się szaleńczo to duże prawdopodobieństwo, że utrzyma swój stan aż do wieczora ... Oczywiście auto, które w rzeczy samej jest koniowozem bo na chwilę obecną nie stać nas na żadne małe cacko, zaparkować musiałam strasznie daleko od banku, na parkingu koło cmentarza bo tylko tam było wystarczająco miejsca! No więc z czerwonym od mrozu nosem przemierzałam dzielnie nie do końca znane mi aleje miasta, w końcu dotarłam do celu. Wsiadłam puściłam Erica Claptona na uspokojenie i ruszyłam w drogę powrotną. Nieco się spóźniłam bo po drodze zaliczyłam kilka niechcianych postojów z powodu różnych wypadków spowodowanych nieprzychylną pogodą. Ale nie ma co narzekać, jest klimatyczny nastrój – prószy śnieg, Eric wyśpiewuję : Laayyylaa, you’ve got me on my knees, Layylaa (...) , jadę do naszego miejsca-sacrum i gniadej mordeczki. Nie ma sensu przejmować się rzeczami, na które nie mamy wpływu. Zaskoczył mnie mój optymizm, zaczęłam nawet wystukiwać rytm na kierownicy. Finalnie, dopiero około godziny 16 byłam na miejscu. Rzuciłam teczkę podpisaną "Bank" na stół w biurze i poszłam do domu zjeść coś szybkiego. Kiedy zadowoliłam żołądek i trochę się rozgrzałam udałam się do stajni. Sprzęt stał przygotowany przed boksem, a koń został wyczyszczony na 6, osiodłanie więc zajęło mi chwilę, a gdy ogier był gotowy ubrałam się, i poszliśmy na halę. Uregulowałam strzemiona, sprawdziłam popręg i wsiadłam. Dokonałam małych poprawek przy puśliskach i ruszyliśmy stepem. Najpierw stęp na luźnej wodzy, kilka okrążeń i wolta na każdej krótkiej ścianie, na długiej slalom. Dan szedł trochę ospale dlatego dodałam mu mocniejszej łydki. Po kilku kołach rozbudził się. Po upływie paru minut zmieniłam kierunek i powtórzyliśmy to samo w drugą stronę, tutaj już o wiele lepiej, chętniej się poruszał i miękko zginał na woltach. Po serii ćwiczeń zaczęłam zbierać wodze tak, by były na bardziej wyczuwalnym kontakcie. I ponownie wolty, ósemki i slalomy w obie strony. Zaczęłam pracować znacząco na wędzidle. Żeby nie było zbyt nudno zmieniłam znowu kierunek przez półwoltę i również w tę stronę rozciągaliśmy się na różne strony. Dociskałam jego boki delikatnie łydkami, wciąż gmerając wędzidłem w jego pyszczku. W każdym narożniku robiłam woltę a na długich ścianach slalomy, za to na środku dużą ósemkę. Poklepałam go i zmieniłam kierunek, w drugą stronę znów to samo. Po tych ćwiczeniach zebrałam wodze, dałam lekką łydkę i ruszyliśmy kłusem. W kłusie dalszy ciąg ćwiczeń. Wolty i półwolny, slalom ze zmianami nóg oraz ósemki, wykonaliśmy także serpentynę o jednym łuku. Po kilku partiach ćwiczeń zaczęłam dodawać mu łydki i zwiększać impuls kłusa, oddałam mu trochę wodze, podążałam teraz za ruchami jego głowy. Dan wzniósł akcję nóg a jego krok stał się dłuższy, pracowałam na wędzidle jednocześnie zachęcając go do opuszczenia głowy. Ogier po kilku okrążeniach zaczął opuszczać głowę i ganaszować się, pochwaliłam go głośno i zrobiłam slalom na długiej ścianie. Na środku hali leżały drągi. Po kilku sekwencjach ćwiczeń zebrałam wodze i zaczęłam go zbierać, z początku niechętnie, jednak wędzidło w pysku zainteresowało go na tyle że zaczął się nim bawić i przeżuwać go. Zamknęłam palce na wodzach i przyłożyłam mocniej łydki, skróciłam wodze. Koń opuścił szyję, podstawił zad. Pochwaliłam go i zrobiłam w takim kłusie dwie wolty. Zmiana kierunku i w drugą stronę to samo. Po kilku ćwiczeniach nakierowałam go na cavaletti. Dodałam łydkę przed drągiem, oddałam wodze i półsiad, ładnie. Następny najazd. Wzmocniłam łydkę żeby wyżej podnosił nogi, było już lepiej. Teraz przejazdy raz w jedna, raz w drugą stronę. Gniady impulsywnie przejeżdżał przed drążki, chętnie unosił nogi, zdarzały się tylko pojedyncze puknięcia. Poklepałam go i przeszłam na chwilę do stępa. Oddałam mu wodzę i step na luźnych. Koń był odprężony i luźniutki. Po chwili przerwy zebrałam wodze na kontakt i ruszyłam kłusem, jedno okrążenie hali i zagalopowanie w narożniku. Dan ruszył zdecydowanie i energicznie do przodu, ale nie za szybko, galopował chętnie, nie rwał do przodu. Zrobiłam kilka kół na luźniejszych wodzach żeby miał możliwość wyciągnięcia szyi. Po kilku okrążeniach ponownie zebranie wodzy. Uzyskaliśmy podstawiony zad, obniżoną głowę i pięknie zaokrągloną szyję. Galop był bardzo wygodny i miękki, pozbawiony nerwowości i jakiejkolwiek szarpaniny. Pracowałam na wędzidle wciąż galopując, spokojnie ale zachowując właściwy impuls. Zrobiłam dwie wolty na krótkich ścianach. Wałach podnosił wysoko nogi, z pewnością wyglądał bardzo efektownie a jego ruch był sprężysty i miękki. Zmieniliśmy kierunek i w drugą stronę to samo. Potem znów galop na długich wodzach i przejście do kłusa. Poklepałam go i do stępa. Poluźniłam popręg, oddałam wodze i wyciągnęłam nogi ze strzemion. Stępowaliśmy przez 15 minut, kiedy gniadoszek trochę wysechł zeszłam i nakryłam go derką. Wychodząc z hali przywitało nas mroźne szczypanie, szybko więc teleportowaliśmy się do ciepłej stajni. Po rozsiodłaniu sprawdziłam i oczyściłam mu kopyta, oraz grzbiet wykluczając jakiekolwiek otarcia, czy zranienia. Pozawracałam mu trochę głowę w boksie, po czym poszłam do siodlarni wyczyścić i uporządkować sprzęt.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Eviline dnia Wto 23:46, 09 Wrz 2014, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|