Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Deidre Właściciel Stajni
|
Wysłany:
Pon 10:54, 07 Mar 2011 |
|
|
Dołączył: 21 Gru 2009
Posty: 676 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Dzisiejszego dnia, kiedy tylko załatwiłam wszystko w mieście, wróciłam padnięta do stajni. No tak, ale Dejcowi nie dane jest odpoczywać. Przynajmniej nie w tym wcieleniu. Westchnęłam ciężko i weszłam prosto do szatni. Przebrałam się w jakieś roboczy ciuch i powlekłam do siodlarni.
Zenya, Zenya.. No gdzie ten kobył. O, jest. Złapałam jej sprzęcior i wywlekłam się na korytarz. Wszystko złożyłam w artystycznym nieładzie pod jej boksem i wyszłam na dwór. Chciałam ją dzisiaj porządnie wyszorować, no w końcu raz na jakiś czas wypada. Poza tym czekałam jeszcze, aż Gniada i Sayec się zbiorą i ruszą swoje folbluciaste więc miałam więcej czasu. Wyszłam więc na zewnątrz i rozejrzałam się.
Zgodnie z oczekiwaniami zastałam gniadą na okólniku. Była tak wielka, że wyglądała, jakby jednym niedbałym susem mogła przejść przez każde ogrodzenie. Wiedziałam jednak, że nie ma takich ambicji i ogrodzenia wywołują w niej jakieś naturalne opory. Na szczęście. Zen stała i zaciekawiona skierowała uszy w moją stronę. Uśmiechnęłam się i zacmokałam, zbliżając do ogrodzenia z uwiązem.
-Co tam, kochana?- Zapytałam, przełażąc przez ogrodzenie i idąc w jej stronę leniwym krokiem. Młoda rozszerzyła chrapy, ganaszując łeb i stawiając na mnie uszy ciekawsko. Zbliżyłam się i potarmosiłam jej grzywkę pieszczotliwie. Z zmrużyła oczy i wypuściła powietrze powoli przez chrapy. Następnie bezceremonialnie wsadziła mi chrapska do kieszeni i przeszukała je gruntownie.
-A idź ty łakomy potworze –odsunęłam ją zdecydowanie i podpięłam uwiąz do kantara. Potem wyszłyśmy z okólnika.
Powoli robiło się cieplej, tak więc kobyłka nie omieszkała wykorzystać wielkiej kałuży błotnej na swoim wybiegu. Potańczyła trochę na uwiązie, miała najwyraźniej dobry humor. Ze spokojem znosiłam jej fanaberie, prowadząc konsekwentnie ku naszemu celowi. W końcu wprowadziłam ją na korytarz. Czułam się paskudnie mała przy Zence, no ale cóż. Można mieć dziwne wrażenie, kiedy idzie się obok konia, który ma kłąb 30 cm powyżej naszej głowy. Wprowadziłam kobyłę na myjkę i przypięłam na dwa uwiązy. Potem znalazłam wąż i ustawiłam letnią wodę. Zen spięła się i postawiła czujnie uszy na wodę. Rozszerzyła chrapy i zatańczyla zadem, kiedy polałam jej kopyta wodą. Po chwili jednak się uspokoiła, a ja stopniowo z kopyt przeszłam na nogi, łopatki, brzuch i grzbiet. W końcu wypłukałam ją całą z tego paskudnego błota i ogólnie doprowadziłam do stanu używalności. Wielki lśniący czołg patrzył na mnie swoimi ślipiami wyczekująco.
-No już idziemy, już -sapnęłam i poklepałam ją po szyi, po czym wycofałyśmy z myjki i zatrzymałyśmy się na korytarzu. Tam w jakimś ekspresowym tempie wrzuciłam sprzęt na kobyłę, bo już słyszałam jak z góry staczają się Say i Gniad, rzucając w siebie docinkami x.x
-Dejszuuu, trzymaj mnie !.. x.x - usłyszałam już zza drzwi.
-NIE CHCE TEGO SŁUCHAĆ, BRAĆ KONIE I NA TOR == I macie być w całości, cała czwórka -.- -warknęłam i wyszłam na zewnątrz, nie oglądając się. Wskoczyłam, po czym wspięłam się już dość sprawnie na Drabinę, po czym potruchtałyśmy w stronę toru. Nie wkładałam nóg w strzemiona, bo nie chciałam nadwyrężać kostek. Ostatnio miałam z nimi problemy.
Kobyła była entuzjastycznie nabuzowana. Cały czas dreptała tak intensywnie tym stępem, iż czułam, jakbyśmy kłusowały. Kiedy jednak zdziwiona zerknęłam na jej nogi, wszystko wskazywało, iż to jednak stęp. Do tego zachłannie przeżuwała wędzidło i co chwilę to podnosiła, to opuszczała głowę, trzepiąc nią we wszystkie możliwe strony. Uroki folbluciego napaleńca <3
Ściągnęłam wodze i lekko bawię się wędzidłem, chcąc rozluźnić klacz. Byłyśmy już prawie na torze, tak więc ze względów bezpieczeństwa wsadziłam nogi w strzemiona i złapałam mocniejszy kontakt z pyskiem Zen. Zanim wjechałysmy na tor, skręciłam jeszcze w bok, gdzie miałyśmy wyjeżdżony mały placyk, coś jak rozprężalnia. Pokręciłam się z nią tam przez chwilę, rozgrzewając w kłusie i starając nie dać się zabić przy woltach, po czym znów do stępa i w stronę toru. Kiedy tylko wkroczyłyśmy na zielone, lekki posył wystarczył, aby kobyła wyrwała spójnym galopem przed siebie. Nadziała się na wędzidło i parła do przodu, młócąc ziemię kopytami. Potężnymi susami przejechałyśmy chwilę, aż nie dała się ogarnąć, po czym po pół kółka w obie strony na rozgrzewkę. W oddali zobaczyłam Gwauta i Dema z dziewczętami na grzbietach. Rozbiegły się lekkim kentrem w różne strony, rozgrzewając ogiery. Ja z moim kobyłem trzymałam się z dala, kręcąc w kłusie wielkie koła. Zena wyrzucała szkity wściekle przed siebie, zła, że nie może się rozpędzić. Ignorowałam to, z determinacją wpatrując się tępo przed siebie. W końcu z mojej konsternacji wyrwały mnie nawoływania dziewczyn.
-Dejcu, śpisz czy jedziesz! -Sayesz krążył na Doncie przed bramkami, i czekał aż Maks pomoże jej wtarabanić Doncisza do startboksu. Demon już był załadowany, i robił małą rozróbę. Podjechałam na Zence i wyhamowałam ją do stępa, po czym uśmiechnęłam do Maksia, pozwalając na chwile zmięknąć kolanom. Po chwili wciupiliśmy jakoś smoczysko do startboksu oddalonego od Donta o dwa stanowiska, i pełne skupienia oczekiwanie. Pogładziłam lekko klacz po szyi. Teraz liczy się skupienie i dobry start.
Wiedziałam, że Zenik i tak nie wystartuje widowiskowo, tak więc już obmyślałam jak te dwa napaleńce obejść. W boksie obok ktoś tam się tłukł, słychać było ciche skrzypienie siodeł. Jeszcze chwila, i..
START! Bramki otworzyły się z hukiem, a trójka Deanowych folbluciastych wystrzeliła przed siebie, młócąc biedny tor treningowy kopytami.
Na samym przodzie uplasował się Doncisz, tuż przy jego zadzie Dem, a Zenka spokojnie pruła do przodu na swojej komfortowej pozycji nieco z boku stawki. Było to typowe 1800 tak więc pozwalałam jej gonić ile sobie zażyczyła. Z przodu widziałam, że Gniad na razie utrzymuje równe tempo, skupiając się na pozostaniu w bliskim odstępie od Dont'a. Blondyn z kolei pruł równo, kuląc uszyska.
Jeden zakręt za nami. Demona trochę zniosło, widziałam, że Gniad zaklęła pod nosem i szybko skierowała kroki siwego na dawny tor. Tuż przed zakrętem zmieniłyśmy nogę z Zeną, bo biegła na prawą, po czym gładko pokonałyśmy go i spokojnie utrzymywałyśmy narzucone tempo. Gniadą nie obchodziło, że to ogiery teoretycznie powinny biegać lepiej i mknęła ich tempem bez wyraźnego wysiłku. W końcu była w swoim żywiole ^^
Na wysokości ok. 1500m coś tam z przodu zaczęło się dziać. Demon odbił w prawo, wysuwając się na indywidualny tor, i zaczął przyśpieszać. Ja również nie pozostałam dłużna, i powoli rozpoczęłam manewr objeżdżania przeciwników. Stawka rozbiła się i aktualnie walka toczyła się na indywidualnych pasach. Konie biegły równolegle, wyciągając się w pełnym machu. Zen oddał rytualnego kopa i przypruł, że głowa mała. Wszystkie trzy posyłałyśmy konie, ile wlezie. Donciszowi zebrało się na uciekanie od stawki, i oddalił się o jakąś jedną długość. Natomiast Zen wraz z Demonem szli chrapy w chrapy, ze skulonymi uszami usiłując objąć prowadzenie nad drugim. Co jakiś czas to jedno, to drugie lekko słabło, jednak po chwili wracało do walki z podwójną werwą. Jeszcze tylko kilkadziesiąt metrów..!
Na nic się zdały nasze dzikie posyły, Doncisz wpadł na metę pierwszy, następnie nos w nos Dem i Zen. Nie byłam w stanie określić, które konisko było drugie, jednak od czego się ma fotokomórkę. Gniad już piała z zachwytu, jak to Demszon pięknie ograł Zenę. Spiorunowałam ją wzrokiem i podjechałam do Maksa. Miał jakąś niemrawą minę.
-Szo jest? -spytałam zdziwiona.
-Cholerstwo się zacięło x.x Nie wiem kto był drugi -westchnął przepraszająco i rąbnął w fotokomórkę ręką. Coś tam łupnęło, ale wyniku nijak nie dało się odczytać.
-No trudno, grunt że to nie wyścig xd -wzruszyłam ramionami.
-Ale mam czas Gwauta, 1'46". Dalej niż sekundę za nim nie byłyście na pewno -zapewnił mnie blondyn.
Poklepałam Zeniszcze po szyi zadowolona.
-Te, miszczu! 1'46"! -rzuciłam do Saya, podjeżdżając na bezpieczny dystans do Blondyna. Say wykonał taniec radości na grzbiecie kasztana.
-A ja, a ja? xd -dopytywał Gniad. -Jaki drugi czas?
-Nie wiadomo, kto był pierwszy. Fotokomórka padła xd -wyszczerzyłam się do niej z miną 'shit happens' i przytuliłam do szyi gniadej. Ta łaziła w kółko jak nakręcona.
-Mówię Ci, że i tak byliśmy pierwsi, a pff -.- -Gniad usilowała mnie przekonać. Dem wyglądał na zchillowanego, mrużąc oczy.
-Yhy, chyba śnisz -nie ustępowałam.
-I tak my wygraliśmy, wiec co za różnica -Say woził się na Doncisku niczym w ferrari.
-Aj tam aj tam, jeszcze zobaczymy -prychnęłam. -A teraz wrzucamy kierunek Dean, bo Dontowi znów za bardzo zależy na bliskości zadka Zeny.
No i pojechałyśmy, w bezpiecznych odległościach, ale tak żeby się słyszeć. Po kilku minutach byłyśmy przy Dean. Wrzuciłyśmy jeszcze konie do karuzeli na rozstępowanie, oczywiście zachowując odstępy. Dont się buntował nieco, ale jakoś dało radę.
Potem zabrałyśmy każda swojego horsacza w inny zaciszny zakątek i rozczyściłyśmy porządnie. Następnie każdy sru na swój padok, i tak oto kolejny wyścigowy dzień za nami ^^
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Deidre dnia Sob 21:58, 19 Mar 2011, w całości zmieniany 4 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|