Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Deidre Właściciel Stajni
|
Wysłany:
Sob 20:21, 18 Gru 2010 |
|
|
Dołączył: 21 Gru 2009
Posty: 676 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Kolejny uroczy, zimowy, mroźny poranek. Już z przyzwyczajenia podniosłam się o tej 6.30 rano, i po 15 minutowym ogarnięciu zeszłam na dół na śniadanie. W kuchni nie zastałam nikogo, tak więc bez zbędnego owijania w bawełnę zrobiłam sobie śniadanie i z kawą usiadłam przy stole. Maks dzisiaj wziął sobie wolne, rano miał tylko nakarmić konie, wypuszczenie zostawił mnie. Sącząc gorący płyn, przymrużyłam oczy i pozwoliłam sobie jeszcze na chwilę odpłynąć. Kiedy to miałam zacząć kolejną kanapkę, usłyszałam potworny łoskot i kilka gniewnych rżeń z dołu.
-No nie.. –zerwałam się na równe nogi, modląc, aby ten łoskot i tupot kopyt z dołu nie okazał się tym, czym myślę. Zbiegając po schodach, chwyciłam na wszelki wypadek uwiąz, który ktoś rzucił przy drzwiach i ostrożnie uchyliłam drzwi. Zerknęłam przez szparę i jęknęłam.
Ruffian w najlepsze paradowała sobie po korytarzu, podkulając uszy i zglądającbóg wie czego. Zamknęłam oczy, opierając się o drzwi i westchnęłam głęboko. Dobra, na trzy ..
Wymknęłam się szparą w drzwiach i sunąc przy ścianie zbliżałam ku kobyle. Zacmokałam, żeby się nie przestraszyła i przygotowałam do odparcia zębów x.x Kara poderwała głowę, przyklejając uszy do potylicy i wyszczerzyła w moją stronę. Zręcznie uniknęłam jej szczęk i chwyciłam za kantar wolną ręką. Przypięłam uwiąz do metalowego kółka i napierając na łopatkę caplującej klaczy, która usiłowała mnie zdeptać, mozolnie sunęłam w stronę wyjścia ze stajni. W końcu po jakichś 5 minutach dowlekłam się z nią na padok i wypuściłam ją. Kara strzeliła z zadu, odbiegając i krążyła przy ogrodzeniu niczym rozdrażniony wilk.
-Z bogiem = = -mruknęłam, upewniając się czy dobrze zamknęłam bramkę, po czym wróciłam do stajni. Obejrzałam drzwi boksu Ruffy. No tak.. Kolejne roztrzaskane na kawałki! Na dodatek wypadły z szyn i leżały teraz w opłakanym stanie na posadzce stajni. Westchnęłam głośno, podchodząc do schodów.
-SAYU! – wydarłam się, ledwo otworzywszy drzwi. Usłyszałam jakieś niewyraźne pomruki z góry i wróciłam na korytarz, licząc, że rysualka zaraz tutaj zejdzie. Trąciłam butem drzwi, patrząc na nie bez entuzjazmu. Kilka łebków przyglądało mi się to z ciekawością, to z niecierpliwością. No ale, nie mogłam ich wypuścić kiedy drzwi leżały na korytarzu.
Po jakimś momencie Say zeszła na dół, z Brzdącem u boku. Psisko wyprzedziło ją w drzwiach, biegnąc radośnie w moją stronę. Pogłaskałam go wolną ręką, wzrok jednak wbijając wyczekująco w dziewczynę.
-Surpriseee! –powiedziałam, kiedy się zbliżyła, rozkładając teatralnie ręce.
-Ah, cóż za piękny dzień dzisiaj mamy! Mrozik, słońce, rześkie powietrze ..! –Say udawała, że nie wie, o co chodzi. Zmierzyłam ją jednak groźnym spojrzeniem.-No dobra, dobra, wiem co oznacza ten wzrok. Zadzwonię do pana Władka, chyba jeszcze pamięta poprzednio zamawiane drzwi.. –koniara zamyśliła się.
-Liczę, że to załatwisz, bo jak nie, to Ruf śpi dzisiaj na dworze. Uniknęłam śmierci z jej kopyt po raz setny x.x Nie będę kusić losu, a nóż mu się odwidzi wizja żyjącego Deja. A teraz pomóż mi to wynieść xd –schyliłam się, chwytając za drzwi. Z pomocą Sayki jakoś ustawiłyśmy je do pionu, po czym mozolnie wytargałyśmy przed stajnię i ustawiłyśmy gdzieś tam z boku. Potem wróciłyśmy do stajni, a ja nawet nie zauważyłam, jak Sayek zmył się podstępem na górę, śmiejąc złowieszczo.
Wzdychając ruszyłam w stronę koni z uwiązami. Wszystkie były już zniecierpliwione, bo od pół godziny powinny być na padokach. Zaczęłam się więc uwijać, starając przypomnieć nowy rozkład na padokach. Chwyciłam pierwszą parkę, jaką były Cinna i Esth, i wyprowadziłam kobyły na padok. Potem zabrałam Saura, coby Rufa przestała wariować, następnie młode ogierki i Czar. Potem Wiekiera, reszta arabiszonów, no i Gwałtek na swój padoczek.
Na koniec została mi moja drabina Zenka. Była już mocno wkurzona, że została sama. Właściwie to nie wiem, czemu zostawiłam ją na ostatku, no ale. Młoda caplowała obok mnie, rozszerzając chrapy i wyginając szyję w łuk. Już nawet nie myślała o tym swoim ‘tańcu’, chciała być jak najszybciej na padoku.
Wypuściłam ją do koleżanek i odsapnęłam, opierając się o ogrodzenie. Po chwili usiadłam sobie na nim, patrząc na moje stadooo z czułością. Spojrzałam też zupełnie przypadkiem na dziurę w ogrodzeniu, przez którą właśnie przechodził Dont.. Ziewnęłam zrelaksowana..
CO?!
Zerwałam się na równe nogi. Kiedy się zorientowałam, było już za późno. Jak w zwolnionym tempie obserwowałam, jak to Hurtek pokłusował wielce zadowolony w stronę Zenyatty, rżąc gardłowo i ganaszując łeb. Normalnie esencja ogierowatości, jeśli wiecie, co mam na myśli. Zen z kolei odchyliła uszy i z kwikiem odskoczyła na bok. Gwałek jednak nie zamierzał się poddawać. Zalecał się do niej, ile wlezie. Ruszyłam w ich stronę, ale byli daleko ..
Sprawy zdążyły się już potoczyć. Hurt, jak to na ogiera przystało, usiłował wspiąć się na zad Zen. A ona, jak to przystało na niedostępną kobyłę, wydzieliła mu kilka siarczystych kopniaków, przyklejając uszyska do potylicy. Don’t odskoczył na dwóch nogach, zadzierając łeb w górę, aby uniknąć kopyt Zenki. Chęć na amory mu jednak nie przeszła. A Zenyatta była coraz bardziej zirytowana.
Na szczęście, nagle przyleciała Gniad, niczym Super Hero – brakowało jej tylko pelerynki .. - Wyposażona nie wiadomo skąd w bat do lonżowania, dwa uwiązy i minę bohatera. Na dodatek, zaczął padać śnieg.
-Gniada <3! –zakrzyknęłam z entuzjazmem. – To tego.. weź Zenkę złap uwiązem na kantar, zaprowadź do stajni. A ja tego napaleńca odgonię x.x
Jakoś odwróciłam uwagę Dont’a za pomocą śnieżek i bata, po czym oddzielałam go od Zen, uporczywie uderzając o ziemię batem i rzucając śnieżki co i raz. Hurt nie będzie mnie teraz lubił, no ale co zrobić. Gniada dała sygnał, że już doszły, a ja jakimś cudem złapałam Hurta i zaprowadziłam z powrotem na padok. Przyjrzałam się ogrodzeniu – Była tam furtka, której ktoś ostatnio nie zamknął. Westchnęłam, Zamykając ją i zabezpieczając karabińczykiem na wszelki wypadek, po czym obejrzałam z daleka ogiera. Miał tylko lekkie zadrapanie na piersi, nogi nie wyglądały na popuchnięte.
-Ty wariacie jeden .. – westchnęłam, odgarniając włosy z twarzy. Dzień nie zapowiadał się na najlżejszy. Wróciłam do stajni, gdzie czekała już na mnie Super-Gniad i Zenyatta.
Klacz oddychała głęboko, ciągle kuląc uszy.
-No widzisz piękna, jak się zakochał .. –westchnęłam, gładząc ją po szyi uspokajająco.- Dzięki Gniad. Pozabijaliby mnie tam..
-Nie ma za co, Dejku. xd A teraz pozwolisz, idę do Demoniątka –Gniada uśmiechnęła się i wyszła na zewnątrz. Spojrzałam na Zenkę, podczepiając ją pod dwa uwiązy. Wymasowałam ją całą, usiłując rozluźnić i przy okazji obejrzałam, czy jest ok. Było w porządku, tak więc odetchnęłam z ulgą i zabrałam się za czyszczenie klaczy. Postanowiłam, że skoro już tak wyszło, to pójdziemy się wyładować na tor, w końcu dzisiaj i tak czekałby nas trening a 3 godziny nie robią dużej różnicy.
Szybko wrzuciłam siodło na mojego potwora, dociągnęłam popręg, założyłam ogłowie i owijki na nogi. Wcisnęłam na łeb kask, zmieniłam jeszcze buty i wsadziłam sobie w cholewkę palcat, po czym wyprowadziłam młodą przed stajnię i przerzuciłam jej się przez grzbiet. Wdrapałam się jakoś na nią, usadowiłam i wsadziłam nogi w strzemionka. Nabrałam wodze i skierowałam jej kroki w stronę toru.
Zen była nabuzowana, przeganaszowywała się co i raz, tańczyła, caplowała, odskakiwała na boki. Gładziłam ją tylko po szyi, wysiadując te wszystkie fochy. Grunt że poruszałyśmy się do przodu. Kiedy doszłyśmy na tor, zaczęłyśmy kłusować. Przejechałam jakieś 600 m, po czym wykręciłyśmy sporą ósemkę. Następnie skierowałam jej kroki w stronę, w którą zaraz będziemy biec.
Dodałam pomoce do galopu, i oddałam jej nieco wodze, utrzymując płynny kontakt z pyskiem. Nie pozwalałam jej się od razu ścigać, na razie łagodny galop w tempie. Klacz parskała, kłócąc się z moją ręką. Po ¼ okrążenia zaokrągliła się ładnie i przyjęła wędzidło, pracując zadem intensywnie. Pochwaliłam ją i dalej jedziemy w tempie. Po pełnym okrążeniu oddałam jej wodze i pozwoliłam samej wyregulować rytm. Przygrzała trochę. Poćwiczyłam z nią trochę reakcje na pomoce, zwalnianie i przyśpieszanie niemal od samej myśli.
Uczyłyśmy się nawzajem współpracy i odczytywania sygnałów, jakie druga wysyła. Mimo długiego okresu wspólnej współpracy, nadal było się czego uczyć.
Popracowałam też trochę nad dynamiką i płynnością zmian nogi. Nie miałam dzisiaj ochoty na coś intensywniejszego, tak więc latałyśmy kółka w koło, aż Smok się nie zmachał.
W końcu, po jakichś 2 godzinach treningu, rozkłusowałam ją, rozstępowałam i wyjechałyśmy z toru. Zaprowadziłam młodą na karuzelę, rozsiodłałam przed nią i puściłam jeszcze na 10 minut stępa, żeby dobrze ochłonęła. W tym czasie zajęłam się sprzętem, po czym wróciłam po klacz i wypuściłam ją na padok. Gwałto zareagował entuzjastycznym rżeniem, Zen z kolei spojrzała w jego stronę uważnie, stawiając jedno ucho, po czym kompletnie go olała, zmierzając w stronę koleżanek. Dont jeszcze długą chwilę usiłował zwrócić na siebie jej uwagę, w końcu jednak odpuścił zawiedziony.
Zaśmiałam się cicho pod nosem i poszłam do stajni, ogarnąć w boksach i wypić jakąś rozgrzewającą herbatę.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|