Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Deidre Właściciel Stajni
|
Wysłany:
Nie 13:26, 20 Mar 2011 |
|
|
Dołączył: 21 Gru 2009
Posty: 676 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Ostatnio strasznie mnie nosiło. Przyszła wiosna, chęci do roboty tyle, tylko ten pieprzony czas nie dawał pola do manewru. Właśnie nucąc miotałam się po kuchni, i szykowałam sobie coś do wszamania. Brzdącu urządzał sobie slalom między moimi nogami, Miśka siedziała gdzieś na lodówce, łypiąc na świat władczym okiem, a Filemon spał, rozwalony na fotelu.
Wszamałam kanapkę, racząc kawałkiem psisko, po czym starabaniłam się po schodach.
Na całe szczęście dla mojej roznoszącej energii, byłam dzisiaj umówiona na trening z Miś i Eviline. Powinny być lada chwila, tak więc Dejec powita ich już na osiodłanym Zenku, a co!
Z takim oto zacnym zamiarem zbiegłam po schodach do Deandrejowego korytarza. Rozejrzałam się po marmurowych posadzkach i natrafiłam wzrokiem na czyszczącego jakieś ogłowie Maksia. Był tak skupiony, że mnie nie zauważył. Podeszłam od tyłu i oparłam mu głowę na ramieniu, tulając lekko.
-Dzieńdobry <3 Wiesz jak Cię uwielbiam, nie? –słit oczęta.
-No wiem, wiem. Więc cóż ode mnie chcesz? –zaśmiał się, opierając nieznacznie swoją głowę o moją. Przymrużyłam oczy.
-Przyprowadź mi Sugara i Potoka.- mruknęłam. Słysząc jakieś zapowiedzi sprzeciwu, cmoknęłam go w policzek.- No proszęęęę. –po czym podniosłam się i szybko czmychnęłam do siodlarni. Usłyszałam, jak Maks podnosi się z ociąganiem i idzie w stronę padoków, pogwizdując cicho. Uśmiechnęłam się zwycięsko pod nosem i rozejrzałam po siodlarni. Wytahałam swój sprzęt na korytarz i rozwiesiłam go na boksie Zeny, po czym udałam się po tego oto czołga.
Gniada stała sobie na okólniku, parskając i zawzięcie grzebiąc kopytem w ziemi. Ale z niej był chudzielec. Tak wysoki koń wyglądał wręcz dziwnie nienaturalnie z taką sylwetką. Zagwizdałam cicho.
-Cześć Zen słońce moje – uśmiechnęłam się promiennie, idąc w jej stronę. Drabina podniosła głowę i rozpoczęła swój rytualny marsz wzdłuż płotu, czekając, aż wejdę. Potem zbliżyła się, żeby mnie przywitać wilgotnymi chrapami. Obniuchała mi twarz zawzięcie, stawiając uszy i spróbowała skubnąć w ramię. Odgoniłam natrętną mordę i podpięłam uwiąz do kantara, po czym wyszłyśmy do stajni. Tam zaczęłam ją porządnie czyścić, obserwując kątem oka, jak Maks droczy się z Sugarem. Złośliwiec za nic nie chciał iść spokojnie, cały czas kulił uszy, odskakiwał zadem, caplował i trzepał łbem. Mój boj radził sobie świetnie i ignorował fochy ogiera, sukcesywnie prowadząc go do przodu. W końcu doszli do stajni, Sugi został w boksie a Maks spojrzał na mnie wyczekująco.
-Będziesz mi musiała jakoś wynagrodzić te rozdeptane palce -po czym uśmiechnął się cwaniacko i poszedł po Potoka. Ja dmuchnęłam tylko sobie w grzywkę, dalej pucując Zenkę.
Kobylastej zaczynało się nudzić i szukała sobie zajęcia wśród szczotek. Zeżarła mi pół włosianki, zanim się zorientowałam x.x
-Zenyyyy ty dałnie! –jęknęłam i kopnęłam skrzynkę ze szczotkami z dala od jej pyska. Gniada skuliła uszy i obrażona skierowała swoje spojrzenie w stronę drzwi. Po chwili ukazał się tam kary ogier, nieufnie kroczący za Maksem. Musiał się jeszcze przyzwyczaić do naszej obecności, o tak. Trochę problemów z popisywaniem przed Zenką, caplowanie, ogółem szał. Dobrze, że Doncisz tego nie widział - byłaby jatka, jakich mało. No, ale w końcu Wiśniowy trafił do boksu.
Oba ogiery gorączkowały się na widok Z, tak więc postanowiłam osiodłać ją na zewnątrz. Akurat przyjechały dziewczyny, pomachałam do nich i dałam znać, że ogierki już czekają w stajni. Ucieszyły się i z entuzjazmem ruszyły ku swoim rumakom.
Ja, podciągając popręg drabiniastej, doszłam właśnie do wniosku, że trenuje ona z samymi ogierami. Było to dość niezwykłe zjawisko, biorąc pod uwagę fakt, że dobrze sobie radziła. Z reguły to klacze są raczej tymi słabiej biegającymi, aczkolwiek oczywiście zdarzają się wyjątki, co już wielokrotnie nam udowadniano. Uśmiechnęłam się pod nosem, patrząc na moją babeczkę, po czym poprawiłam jej nachrapnik i czekałam oparta o koniowiąz na dziewczyny. W końcu, kiedy Zen niemal już roznosiło, postanowiłam wsiąść jednak i ‘powoli’ jechać na tor. Przejechałam koło drzwi stajni, dałam dziewczynom znać co i jak, po czym odjechałam w stronę toru. Tam przystąpiłam do porządnej rozgrzewki, łącznie z krótkimi zagalopowaniami, kłusami, woltami, wygięciami i te de. Byłam właśnie w trakcie gimnastyki z ziemi, kiedy na tor wkroczyli Sugar i Potok. Pomachałam dziewczynom i kontynuowałam rozciąganie szkit Zenki. Potem wygięłam ją za pomocą cuksa na różne strony, i wdrapałam się z powrotem na jej grzbiet. Czekałam, aż dziewczyny rozgrzeją swoje młode ogierki, sama również nie próżnując.
Dostrzegłam Maksa, idącego do nas powolnym krokiem. Wiedział, że przyda się pomoc z wprowadzaniem do startboksów. Uśmiechnęłam się, kiedy dotarł na miejsce i obdarzył mnie specyficznym spojrzeniem. Krótko potem wprowadzałyśmy już konie do boksów. Potok robił strasznie dużo hałasu, czym denerwował niedoświadczonego Sugar’a. Zenka za to spokojnie znosiła wszelkie niedogodności, przyzwyczajona do wyścigowego gwaru. Zdawała się być pogrążona we własnym świecie. Ze stoickim spokojem wpatrywała się przed siebie, stawiając uszy na sztorc. Oj, coś mi się zdaje, że młodziki poznają spida cioci Zen. Jeszcze chwila .. skuliłam się na grzbiecie gniadej, zbierając wodze i przygotowując się do szarpnięcia.
START! Bramki otworzyły się z trzaskiem, wypuszczając trójkę wspaniałych na tor. Tak jak się spodziewałam, Potok z Sugarem ruszyli w dziki pościg za sobą, wypruwając mega szybko przed siebie. Moje Zeniszcze za to z opanowaniem, swoim wypracowanym tempem powoli nabierało wyższych obrotów. Może i rozpędzała się powoli, jednak za to nigdy nie zwalniała. Była nieubłagana.
Aktualnie stawce nadawał zabójcze tempo Sugar, ze skulonymi uszami gnając na przód. Potok gonił go ile sił w nogach. Wydawało mi się, że takie tempo dla ogierków może być trochę zbyt forsujące, jako że nie trenowali regularnie. Zen za to świetnie sobie radziła i siedziała im na ogonie, czekając na odpowiedni moment. Biegliśmy tylko na 1500 m, tak więc celownik zbliżał się nieubłaganie. Jakieś 300 m przed metą ogierki zaczęły słabnąć. Gniada tylko na to czekała. Stawka rozbiła się, Zen oddała rytualnego kopa, po czym wrzuciła wyższy bieg i łukiem objechała stawkę, gnając na sam początek. Sugar’s Pride próbował jeszcze coś tam gonić, Potok wyprzedził go, posyłany przez Ev. My jednak byłyśmy już 2 długości przed nimi. Posłałam kobyłkę jeszcze mocniej, ‘na wędkę’.
Zenka szarpnęła i wyciągnęła się jak długa, zwiększając ciągle odległość między sobą, a ogierkami. Jeszcze, i jeszcze..! Byłam w lekkim szoku, ale wolałam nie odwracać się, coby nie zwiało mnie z grzbietu Smoczycy. Wpadłyśmy na metę, przestałam posyłać klacz i odchyliłam się nieco do tyłu, starając wytracić prędkość. Powoli zwolniłyśmy do kłusa, w którym zawróciłam w stronę dziewczyn. Ogierki wyglądały na dość wyczerpane, nawet jak na tak krótki dystans. Zwolniłam do stępa, klepiąc liderkę po szyi. Potrzebowała takiej łatwej wygranej, żeby podbudować swoje ego. Ostatnio nie szło nam jakoś wybitnie.
-Dobrze było –uśmiechnęłam się do zmęczonych dziewczyn, które stępowały na ogierkach. Sugar, mimo, że zlany potem, dalej strzelał fochy. Potok po prostu się kręcił.
-Za rzadko biegają jak na takie tempo. Musicie częściej ze mną i Gniadą chodzić na tor. Najlepiej codziennie xD –stwierdziłam fachowo, tarmosząc grzywkę Zenyaccie. Ta wystawiła jęzor i zadowolona, z postawionymi uszami rozglądała się po torze.
-To było cooooś, dziewczyno! –usłyszałam zduszony głos Maksa, wybiegającego z budki technicznej. -1’22”! Przewaga 6 długości! Drugi Potok, 1’25” i następny Sugar 1’26”.
Pogładziłam kobyłkę po szyi, zadowolona.
-Ciocia Zen chyba chciała dać szkołę kolegom –uśmiechnęłam się, gładząc mokrą szyję kobyłki. Rozstępowałyśmy konie na torze, gadając w najlepsze i ciesząc się nadchodzącą wiosną. Ptaki śpiewały, wietrzyk lekko chłodził zgrzane konie. Po 15 minutach wróciłyśmy do stajni.
Dziewczyny rozsiodłały konie i odprowadziły je na okólniki. Ja również nie pozostałam dłużna Zence, i po oporządzeniu i porządnym wymasowaniu i obejrzeniu kobyłki, wypuściłam ją na padok do innych klaczy. Chwilę przekłusowały z Ruffikiem, machając łbami i kwicząc cicho. Potem Matka z córką zajęły się skubaniem lichej trawy.
Zadowolona, pogwizdując, wróciłam do stajni, żeby ogarnąć i zapisać czasy treningu i Ew. uwagi w moim mega dzienniku treningowym.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Deidre dnia Nie 22:09, 20 Mar 2011, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|