Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Sayuri Właściciel Stajni
|
Wysłany:
Pią 13:33, 11 Mar 2011 |
|
|
Dołączył: 02 Lut 2010
Posty: 498 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Po tym jak podły Gniad pozbawił mnie śniadania kradnąc mi tosty, oraz po porządnym, porannym mizianiu Brzdąca który bez tego nie dał by mi żyć i na dodatek wyniósł połowę szczotek ze stajni poszłam po blondyna na padok. Doncisz odstawiał cudowne pasaże na widok Zeni pasącej się na padoku obok i mającej mojego chłopaka w głębokim poważaniu. Zastanawiałam się kiedy chłopak w końcu pojmie że musi zacząć coś więcej wygrywać to może zrobi na niej wrażenie. Złapałam w końcu mojego pozera i jakoś doprowadziłam do stajni. Wypucowałam go i zaplotłam przydługawą już grzywę w warkoczyki zostawiając trochę włosia przy kłębie rozpuszczonego by móc się przytrzymać przy starcie. Nogi owinęłam mu bandażami i zabrałam w kierunku toru w ręku. Na torze była jeszcze Gniad z Demonem i Deiszu która obserwowała konkurencję. Było mi to nawet na rękę. Po rozciągnięciu Donciszowych nóg i wdrapaniu się na siodło podjechałam do Deica
- Pomożesz mi pomierzyć czasy? - zapytałam robiąc minę proszącego szczeniaka
- A mam jakiś wybór?
- Albo to albo napuszczę na ciebie Brzdąca - zaśmiałam się lekko
- No dobra, dobra, spadaj się rozgrzać - Dei uśmiechnęła się i rozłożyła na Ławeczce łapiąc promienie wiosennego słońca. Pojechałam więc na tor i uważając na białą rakietę vel Demona zaczęłam rozgrzewać blondyna. Najpierw trochę w stępie - ósemki, wężyki, zatrzymania cofania. Później w moim ukochanym kłusie. Już po kilku minutach czułam że mam kręgosłup wbity co najmniej w mózg. Doncisz nie miał wygodnego kłusa. Miałam nadzieję że może w przyszłości gdy zaczniemy pracę nad rozluźnieniem i zebraniem to będzie trochę lepiej. W kłusie także pomęczyłam go woltami i ósemkami aż w końcu trochę bardziej poczułam go na wędzidle. Może nie było to typowym podejściem do treningu wyścigowego ale Don’t znacznie lepiej biegał gdy był na wędzidle. W końcu pozwoliłam mu na lekki kenter. Widząc że Gniad zabrała Dema na bok by obgadać coś z dżokejem wykorzystałam cała szerokość toru by pojechać dużą serpentynę w kenterze pilnując zmian nogi. Łuki były długie i łagodne więc nie było to trudnym ćwiczeniem dla blondyna. W końcu podjechałam do Deica.
- To jak? - zapytała mnie
- Lecę na 1600metrów. Zmierz mi finisz od 500metra przed celownikiem co?
- Nie ma sprawy. - odparła i zwlokła się z ławki by ustawić się przy celowniku.
- To do zobaczenia - powiedziałam odjeżdżając. Podjechałam kłusem do słupka oznaczającego start na 1600 metrów. Zatrzymałam Donta i uniosłam siedzenie do półsiadu. Przytrzymałam się grzywy. Po chwili dałam Dontowi sygnał do startu. Młody wystrzelił jak z procy w kilku susach nabierając prędkości. Nie pędziliśmy jednak na złamanie karku. Testowałam jak mu lepiej biec. Przechyliłam się leciutko w zakręcie by pomóc blondynowi. Ten zmienił dobrze nogę w galopie nie tracąc na prędkości. Po wyjściu z zakrętu znów zmiana nogi. Szykując się do posyłu przełożyłam palcat na wędkę. Poczułam jak Docisz przyśpieszył nagle. Dopiero wtedy zauważyłam ze niedaleko za celownikiem biegł Demon. Don’t dodał gazu. Przestraszyłam się nieco że straciłam nad nim kontrolę. Słyszałam tylko uderzenia kopyt i głośny oddech blondyna. Skuliłam się mocniej by zmniejszyć opór powietrza które powoli zaczynało mnie ściągać z siodła. Doncisz wpadł na linię celownika po dziwnie krótkiej chwili. Był blisko Demonica więc starałam się go wyhamować. I tak skończyło się tym że wylądowaliśmy na zadzie siwka. Demon kwiknął i wierzgnął omal nie wywalając dżokeja z siodła. Na szczęście udało mi się wykręcić blondyna i po przeprosinach pokłusować w drugą stronę. Dont wyciągał szkity jak głupi gryząc wędzidło. Był nabuzowany. Dopiero po połowie koła udało mi się zwolnić kłus do normalnego tempa a po drugiej połowie przejść do stępa. Gdy w końcu Dont nieco ochłonął podjechałam do Deica
- I jak? - zapytałam
- To był piękny lot - powiedziała pokazując mi stoper.
- Ty… Chyba coś się popsuło - powiedziałam zaskoczona
- Nie, na pewno działa - powiedziała Dei śmiejąc się cicho, zapewne z mojej miny
- Nie mów że przeleciał 500 metrów w czasie 27,2 sekundy! Przecież to prawie… eeee… - przeliczyłam w pamięci - prawie 18,5 metra na sekundę
- Wyrabiacie się, może Zenia niedługo polubi tego twojego malucha - Dei zaśmiała się.
-Wow, jestem pod wrażeniem…
- Ja także, nie martw się
- No dobra… spadam do stajni, musze się nim zająć - powiedziałam klepiąc kasztana po szyi.
- Idź, idź. Ja po wkurzam Gniadą.
Pożegnałam się więc z Deicem i zabrałam Donta do stajni. Tam poszłam z nim na myjkę i umyłam go z potu. Po wszystkim poszłam z nim na solarium gdzie zrobiłam mu długi masaż i wcierkę na wszystkie cztery nogi. Doncisz rozluźnił się podczas masażu i stał z opuszczonym łbem i błogą miną. Na koniec poczęstowałam go marchewkami i jabłkiem i zaprowadziłam do boksu. Zajęłam się sprzętem i sprzątaniem bałaganu po sobie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|