Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
20.08.11 - Trening wzmacniajacy do RysualDerby

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Don't Make Me Hurt You [*] / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sayuri
Właściciel Stajni
PostWysłany: Pon 14:24, 22 Sie 2011 Powrót do góry


Dołączył: 02 Lut 2010

Posty: 498
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Zgodnie z planem treningowym mającym nas przygotować do Rysual Derby przyszłam z samego rana (czytaj o godzinie 13’30) po Donciska. Ogieros stał w boksie dokańczając swój obiad. Przyniosłam więc pod boks siodło skokowe i cały majdan do jazdy terenowej. Kondycji nie można ćwiczyć jedynie na torze, prawda? Wyczyściłam ogra w boksie pozwalając mu przemielić jeszcze końcówkę siana która mu została. Nie śpieszyłam się. Wiedziałam ze dopiero pół godziny temu dostał papu wiec miałam co najmniej pół godziny by go wypicować. Zaplotłam mu grzywę w dobierańca i wyczyściłam tak ze świecił się jak psu… obroża x.x Spojrzałam na zegarek. Było już dobrze po czternastej. Osiodłałam więc Donciska. Ten nie był zachwycony cięższym siodłem. Z ogłowiem jak zwykle zaczął się wygłupiać oglądając gwiazdy ale od czego jest żłób. Wlazłam na żłoba i założyłam młodemu ogłowie. Patrzył na mnie trochę z niesmakiem ale trudno. Założyłam mu jeszcze ochraniacze i kaloszki co by mi się chłopak nie kontuzjował, do siodła przypięłam pasek tak abym mogła się przytrzymać, oraz napierśnik od Czarka by siodło nie zjechało i wyprowadziłam ogra przed stajnię. Dopięłam jeszcze popręg z ziemi i wdrapałam się z płota na blondyna. Ten podniecił się widząc Zeny na padoku i zarżał gardłowo bijąc kopytem w ziemię gdy ja usiłowałam dociągnąć popręg. Westchnęłam cicho i Wyprowadziłam koninę poza teren stajni. Tam mając spokój od innych koni podciągnęłam jeszcze popręg o dziurkę i usadowiłam się wygodniej. Ruszyłam z nim energicznym stępem. Sayec odnowił stare znajomości z właścicielem starego, nieużywanego poligonu na którym był zrobiony tor dla motocykli enduro - czytaj cała masa górek, zjazdów, podjazdów, wiraży, płytkich przepraw przez wodę, niewielkich kłód do przeskakiwania - czyli wszystko co można zamarzyć do trenowania szanownego zadka mojego ogra w celu zwiększenia wydajności silnika Very Happy Tak więc mieliśmy przed sobą dość spory kawałek do przejechania. Wybrałam dłuższą drogę przez pola. Jak się okazało była to dobra opcja gdyż ze względu na żniwa większość pól była już skoszona więc mogłam pojechać na przełaj. Bardzo dużo jechałam stępa aby Doncisk porządnie się rozgrzała jednocześnie by miał sporo siły na tor. Po dwudziestu minutach trochę pokłusowaliśmy sobie lekkim, spacerowym tempem. Młody trochę napierał na wędzidło ale mimo wszystko obyło się bez buntów i fochów. Blondyn spokojnie wyciągał szkity na ściernisku a ja pozwoliłam mu opuścić głowę dla relaksu. Gdyby nie to że jego kłus był nie do wysiedzenia a pysk betonowy to Donto mógłby w przyszłości zostać całkiem niezłym dresiarzem. W końcu po półgodzinie od wyjazdu ze stajni dotarliśmy na miejsce. Porozmawiałam chwile ze starym znajomym. Ten obiecał zjawić się na Rysual derby pooglądać tą moją blond maszynkę w akcji. Dał mi klucz do bramy na poligon a Dontowi podarował jabłko na drogę. Poprosiłam go też aby użyczył nam trochę wody. Pozwoliłam Donciskowi na wypicie kilku łyków po czym ruszyliśmy dalej aby młody nie dostał jakiegoś ochwata czy innego badziewia. Wkrótce staliśmy przy bramie. Otworzyłam ją i wjechałam. Po zamknięciu bramy ruszyłam powoli jedną ze ścieżek. Niedługo potem stałam na wzgórzu skąd był doskonały widok na tor. Czułam jak na moją paszcze wpełza wyszczerz. Czułam ze to będzie dobry trening. Ruszyłam z Donciskiem kłusem. Tor był dość miękki ale nie na tyle by się w niego zapadać. Koń szedł odważnie przed siebie choć czułam że zaskoczyło go trochę to że tor jest taki nierówny. Gdy rozgrzał się znów trochę w kłusie wybrałam trasę na której - o ile pamięć mnie nie myliła - były niższe hopki. Przyłożyłam łydkę i cmoknęłam by Donto zagalopował. Utrzymywałam go w lekkim kenterze tak by szedł stałym rytmem. Szybkie tempo odpadało tu nawet ze względu na dużą ilość ciasnych zakrętów. Młody musiał się nagimnastykować aby zmieścić się w zakrętach w kenterze. Cieszyło mnie ze intuicyjnie zmieniał nogi na samo przeniesienie mojego ciężaru na jeden z boków. Na hopkach także radził sobie nieźle choć początkowo zeskakiwał w dół zamiast schodzić. Po kilku przytrzymaniach z mojej strony zrozumiał w końcu że trzeba zejść a nie skakać. Musiałam cały czas pilnować odpowiedniego balansu ciałem aby nie przeszkadzać ogierowi albo nie daj bóg uwiesić się na wodzy. Młody pokonywał górki z ochotą, na pewno była to dla niego spora odmiana od treningów w koło na torze wyścigowym. Nie musiałam go nawet poganiać. Doncisk zwątpił dopiero przy dość stromym zjeździe w dół ale wystarczyło lekkie cmoknięcie i ogier ruszył powoli stępem. Zejście było dość trudne i ogier przysiadł nieco na zadzie schodząc w dół ale poradził sobie śpiewająco z tym trudnym zadaniem. Doncik także był chyba zadowolony bo przechodząc do kentera bryknął lekko strzelając z zadu. Za zakrętem czekał nas dość stromy i wysoki podjazd w górę. Cmoknęłam do Donta by go zachęcić ale ogier nie potrzebował tego. Ruszył ostro pod górę młócąc piach pod kopytami. Pochyliłam się do jego szyi wychodząc lekko półsiadem przed siodło by odciążyć mu zad.W końcu wdrapaliśmy się na górę, tam był kolejny zjazd, ale dużo krótszy niż poprzedni. Doncik znów niego zszedł pracując mocno grzbietem. Po chwili weszliśmy do wody. Odcinek miał jakieś sto metrów więc przegalopowaliśmy przez wodę na koniec przeskakując przez niewielka kłodkę która miała może 30cm. Zaliczyliśmy z Donciszem jeszcze kilka takich zjazdów i podjazdów po czym dałam mu spokój. Ogier był już mokry (i to nie tylko od wody) a czekała nas jeszcze długa droga do domu. Wyjechałam z toru i odwiozłam klucz kumplowi. Doncisk miał pół godzinki przerwy na jego podwórku a ja zostałam ugoszczona kawą. Po tej miłej przerwie ruszyliśmy stępem do Dean. Dotarliśmy tam akurat na kolację.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sayuri dnia Pon 14:26, 22 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Don't Make Me Hurt You [*] / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare