Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Sayuri Właściciel Stajni
|
Wysłany:
Nie 12:07, 03 Lip 2011 |
|
|
Dołączył: 02 Lut 2010
Posty: 498 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Zwlokłam się z łóżka dość wcześnie rano. Pogoda nie zapowiadała się najcudowniej. Z nieba siąpiło a na ziemi były ogromne kałuże. Musiało porządnie lać przez całą noc. W podobnym humorze co pogoda, po dwóch szklankach kawy i bułce z masłem i solą poszłam do stajni. Doncisk stał odwrócony zadem do drzwi boksu obrażony że nie mógł pobawić się z Zenobią poprzedniego dnia. Westchnęłam cicho i poszłam po sprzęt blondyna. Przywlokłam sobie wszystko pod boks i wyprowadziłam kochasia z boksu tym razem ustawiając go zaraz przy wyjściu. Ten jak zwykle rytualnie oznajmił swoja gotowość wszystkim panienkom po czym zaczął się ogierzyć jak to miał w zwyczaju. Czyszczenie zajęło mi trochę czasu. Blondyn zapewne znów spał na leżąco. Jego odmiany wyglądały dość rozpaczliwie ale nie miałam ani siły ani ochoty zajmować się odplamianiem białej sierści teraz. I tak zaraz się ubabrze. Wypierzemy się przed zawodami. Teraz zawinęłam mu nogi bandażami, podkładka, derka, siodło, mordowanie się z popręgiem, blinkery potem ogłowie z którym było trochę problemów z powodu ogierzenia się blondyna. Ubrałam się w płaszcz przeciwdeszczowy, wzięłam derkę pod kurtkę i poszłam z ogierem w ręku na tor. Ten szedł całkiem spokojnie. Nie miał do kogo się popisywać więc zachowywał się potulnie jak baranek. Zostawiłam derkę w tunelu pod trybunami. Było tylko 11 stopni, nie chciałam by ogier przeziębił się po treningu. Wdrapałam się na siodło z barierki i aż wzdrygnęłam się gdy przykleiłam się zadkiem do mokrego siodła. Ruszyłam stępa na luźnej wodzy wyjmując nogi ze strzemion. Doncisk szedł dość rozluźniony, z głową opuszczoną dość nisko. Ogier parskał cicho. Na torze było niesamowite błocko, najwidoczniej w nocy była taka zlewa ze nawet nasz drenaż pod podłożem nie był w stanie odprowadzić takiej ilości wody. Jedynym pocieszeniem było to że pastwiska trochę ożyją po tym wszystkim. Zrobiliśmy pół okrążenia gdy złapałam strzemiona i poprosiłam ogiera o kłus. Zgodnie z podejrzeniem wybijał co najmniej trzy razy bardziej przez to ze musiał podnosić mocno szkity z powodu błota. Podniosłam się więc lekko i jechałam w półsiadzie przytrzymując się grzywy. Dont dość szybko wszedł na wędzidło. Widać było że błoto wyciąga z niego dużo więcej siły. Zrobiłam chwile przerwy po czym zagalopowanie i wolny kenter. Na zakręcie nieco nas wyniosło na tym błocie ale Dont dał radę. Wypuściłam go odrobinę na prostej. Doncisk przyśpieszył młócąc kopytami błoto. Jednak na kolejnym zakręcie omal nie straciliśmy równowagi. Było zbyt ślisko. Zwolniłam go więc do kłusa. Nie było sensu robić nic więcej dzisiaj na takiej nawierzchni. Było to niebezpieczne. Postanowiłam jednak wykorzystać błoto dla wzmocnienia mięśni. Taka nawierzchnia wymagała o wiele mocniejszej pracy mięśni niż zwykły piach. Na prostej więc zagalopowanie i kenter, na zakręcie kłus, na długiej prostej znów zagalopowanie i lekkie dodanie, przed zakrętem znów do kłusa. Na początku były nieco problemy ze zwalnianiem. Po dwóch kołach zmieniliśmy kierunek. Czułam że Dont jest już nieco zgrzany i oddycha ciężej. Donto galopował mocno podnosząc nogi co zmniejszało efektywność galopu na dystans i zwiększało mocno nakład pracy, nie dało się jednak na tym podłożu galopować płasko i szybko. Błoto dosłownie zasysało kopyta. Po w sumie 6 kołach na obie strony zdecydowałam się na kenter z dodaniem na prostej i skracanie przed zakrętem. Donciskowi wyszły już wszystkie żyłki na szyi ale dzielnie parł do przodu. Dodania były dobre i szybkie ale już w połowie prostej musiałam zaczynać zwalniać, każde gwałtowniejsze zwolnienie było by proszeniem się o poślizg. Dont reagował dość dobrze. Po dwóch okrążeniach widać było jednak że zaczyna się męczyć. Zmieniłam z nim kierunek.
- No dalej młody… Dasz radę - szepnęłam i dałam mu sygnał do galopu. Blondyn zagalopował dość szybkim tempem co mnie trochę przestraszyło. Zawsze miałam shizy na punkcie przewrócenia się z koniem. Na szczęście zwolnił przed zakrętem i bez problemu jakoś go pokonaliśmy. Jednak przy wychodzeniu z zakrętu młody napalił się mocno i przyśpieszył co skutkowało poślizgnięciem się na zadzie. Blondyn na szczęście wyratował się jakoś i pognał po prostej niczym na wyścigu. Deszcz spłukiwał z niego pianę ale ja widziałam ze jest już zmęczony. Przed zakrętem zwolniłam go więc do kłusa. Doncisk oddychał ciężko i gryzł wędzidło pokazując mi ze by jeszcze pobiegł. Poklepałam go po szyi
- Wiem staruszku że byś sobie jeszcze pobiegał… - powiedziałam cicho klepiąc go po szyi. Doncik nie lubił pokazywać swoich słabości. Taki miał charakter. Zrobiliśmy prostą tam i powrotem kłusem po czum poszłam z kasztanem po derkę. Okryłam nią blondyna i wdrapałam się na niego jeszcze raz. Poszliśmy na stępa na spacer. Młody parował mocno. W końcu po jakiejś półgodzinie zabrałam ogiera do stajni. Tam umyłam go letnią wodą z błota w którym był cały ubabrany. Po tym postawiłam goi na solarium by wysechł i wygrzał się. Zrobiłam mu wcierkę chłodzącą i zawinęłam nogi. Oj będzie miał zakwasy po tym treningu. Po tym wszystkim zabrałam go do boksu gdzie do ścieliłam mu słomy i dorzuciłam siana. Poszłam zająć się sprzętem. Gdy wracałam Blondyn zgodnie z moim przewidywaniem leżał błogo na słomie podżerajac siano z błogą miną. Wybiegany Dont to szczęśliwy Dont.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Sayuri dnia Nie 12:08, 03 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|