Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
31.10.11 - Kichajacy do DeanCup

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Don't Make Me Hurt You [*] / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sayuri
Właściciel Stajni
PostWysłany: Pon 13:49, 31 Paź 2011 Powrót do góry


Dołączył: 02 Lut 2010

Posty: 498
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Korzystając z cudownej złotej polskiej jesieni zwlokłam się z wyra. Osiągnięcie było to o tyle ciężkie że łeb nawalał mnie jak sto pięćdziesiąt, z nosa ciekła Niagara a gardło nawalało mnie jak u przysłowiowego nowonarodzonego wampira. Przez moją chorobę zostałam wyeksmitowana do pokoju gościnnego który dostaliśmy w spadku po Maverze coby nie roznosić choroby. Wzięłam prysznic i jakoś postarałam się doprowadzić do stanu używalności. Na szczęście była tu osobna kuchnia więc Gniadek mi nie zagrażał. A przynajmniej miałam taką nadzieję. Warując przy tosterze i pilnując tostów usiłowałam zatamować glutotok z nosa. Wtedy usłyszałam cichy szmer. Odwróciłam się szybko unosząc przed sobą patelnie z dzikim sykiem (nie liczcie na krzyki przy nawalającym gardle >.>) na co Gniadek przez moment zachował powagę po czym padł na glebę rolując się ze śmiechu. Popatrzyłam na odbicie w patelni i sama o mało nie umarłam ze śmiechu. Mina rozwścieczonego smoka była perfekcyjna ale… Jak wygląda rozwścieczony smok z dwoma tamponami z chusteczek w nosie? No właśnie. W każdym razie nim Gniadek zdążyła gwizdnąć mi tosty nakichałam na nie skutecznie u.u’ co powstrzymało tego szamano złodziejaszka od mojego śniadania. Po skonsumowaniu posiłku który smakował jak papier toaletowy w sosie bezsmakowym powlokłam się do stajni. Całe szczęście Robert zajął się Demonem oraz małą Wi. Do Doncisza nie pozwoliłam mu się więcej zbliżać. Wlazłam do siodlarni i skrzywiłam się widząc znów wszystko porozwalane i wybebeszone. Odgruzowałam siodło wyścigowe i ogłowie oraz skrzynkę od Doncisza. Odkleiłam ze sprzętu jakąś starą gumkę i zaniosłam to pod boks. Uzbrojona w kantar i uwiąz poszłam po mojego Macho na padok. Misiek korzystał z lubością ze słońca i trawy. Nie był zachwycony że zabieram go z padoku ale gdy zobaczył pod boksem sprzęt wyścigowy od razu się ożywił. Oj tak, wyścigi i panienki to było jego kokainą. Zaczęłam więc go czyścić. Nie był jakoś wybitnie brudny więc raczej zrobiłam mu po prostu masaż szczotkami. Trochę porozciągania, siodło, bandaże i zabawa z ogłowiem u.u’ W końcu kichając wymknęłam się z ogrem ze stajni. Na nieszczęście przyłapał mnie Robert i wcisnął na głowę kask nie licząc się z moimi protestami. Nie mając wyboru z kaskiem na głowie wdrapałam się na Blondyna i poszliśmy razem na tor. Młody caplował trochę podniecając się coraz bardziej. Pilnowałam go by szedł stępem starając się by miał jednocześnie jak najczęściej luźną wodzę. Skutkowało to tym że prócz krótkich spięć młodziak wyciągał głowę w dół i ładnie pracował grzbietem. Gdy nieco odpuścił zaczęłam z nim pracować nad wygięciami, trochę wężyków, wolt i półwolt dla rozgrzewki. Z zakłusowanie było trochę problemów. Młody chciał od razy galopować. Walczył z wędzidłem i usiłował się schować. Na szczęście udało mi się go jakoś opanować i wkrótce mogliśmy spokojnie wykonać trochę ćwiczeń w kłusie. Po chwili przerwy stwierdziłam ze chyba lepiej będzie odpuścić sobie szybkościówkę dzisiaj ze względu na słabą nawierzchnie toru. Niestety ostatnie deszcze dały popalić nawierzchni. Wyszliśmy więc z toru i poszliśmy na tunel. Młody był trochę zdezorientowany z powodu tego że tak szybko zeszliśmy z toru ale na widok tunelu znów się podjarał. Puściłam więc go lekkim kenterem. Przytrzymałam się grzywy by nie stracić równowagi podczas kichania i pozwoliłam młodemu wyładować się na tunelu. Dzięki płotom cała jego energia skierowana byłą do przodu a mi pozostało tylko się trzymać i pilnować by młody się nie zajechał zbyt szybkim tempem. Widać było ze bieganie nadal sprawiało mu przyjemność. Cieszyło mnie to. Zawsze obawiałam się stworzenia wypalonego sportowca. Doncik jednak chętnie pokonywał kolejne metry pobrykując gdy kichałam głośno. Wybrałam z nim krótszą pętlę ze względu także na własne samopoczucie. Doncisz pod koniec praktycznie wydawał się niezmęczony choć trochę się spienił z powodu nerwów na wolne tempo. Przeszliśmy jednak do kłusa a potem do stępa. Choroba dawała mi popalić a nie chciałam załatwić się jeszcze bardziej. Po rozstępowaniu zabrałam młodzika na basen i solarę a potem dałam nura pod pierzynę x.x’

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Don't Make Me Hurt You [*] / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare