Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gniadoszka Pensjonariusz
|
Wysłany:
Sob 14:25, 14 Maj 2011 |
|
|
Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 197 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Dziś rano na półprzytomna zeszłam sobie na dół, aby zrobić sobie śniadanie. To co zobaczyłam było straszne. Będę miała traumę, będzie mi się to śniło po nocach, chlip. Dej stał przed lustrem macając i badawczo oglądając swój… biust x,x.
- CO.TY. ROBISZ?! – wrzasnęłam.
- Czy one naprawdę są takie wielkie?!
- Deju, ty to masz problemy -.-‘ Przez ciebie będę miała fobie.
- No ale popatrz…
- DEJU! Przestań =.=
- Gniadku ale…
- NIE PATRZĘ! ZARAZ MAM ZAMIAR ZJEŚĆ KANAPKĘ! – zakryłam oczy ręką i wmaszerowałam do kuchni. Zrobiłam sobie piękną kanapkę z sałatą, pomidorkiem, ogórkiem i szyneczką. Jednak nie mogłam patrzeć na tą kanapkę. W końcu przemogłam się i ją zjadłam, a Dejec dalej maszerował po korytarzu z wypiętą klatką piersiową. Starając się wymazać z pamięci poranne wydarzenia podreptałam do stajni. Było ok. 5 więc nie było jeszcze tu tej tępoty (czyt. Sylwii). Demuś stał sobie dzisiaj całkiem spokojnie, z uszkami na boki, mieląc resztki siana. Weszłam na biegalnię i przypięłam młodemu uwiąz. Od razu postawił uszy i żywym stępem podreptał za mną na myjkę. Tam go uwiązałam i poszłam sobie po szczotki. Młodzisz podskakiwał w miejscu mając z tego niezły zaciesz. Gdy wróciłam, siwy stracił całe zainteresowanie skakaniem i usilnie próbował zjebać aparaturę. Podeszłam do niego i próbowałam uspokoić, ale ten wariat dalej szalał jak głupi. Dałam mu więc do zabawy kopystkę, póki jej nie potrzebuję niech się zajmie. Jak przewidywałam, to małe plastikowe coś tak ucieszyło Dema, że na razie nie miałam z nim żadnych problemów. Zajęłam się więc usuwaniem z grubsza kurzu i ziemi, coby mi się błoto potem nie zrobiło, bo będę cała syfiona jak mi się to zacznie rzucać, bo wodę zobaczy. Z kurzem uporałam się szybko, więc wzięłam już tylko szczotkę do grzywy i ogona i rozczesałam młodemu włosie. Potem wzięłam nożyce (kurde, jaka ta skrzyneczka… pojemna O.o”) i przycięłam mu grzywkę, potem grzywę, a ten dalej rozgryzał kopystkę. Przy ogonie już się nieco zaniepokoił, ale jakoś mu ścięłam ten ogonek. Urosło mu to wszystko aż za bardzo, więc najwyższy czas poucinać. Gdy już Demek był prawie gotowy do kąpania zabrałam mu kopystkę, a dałam w zamian włosiankę. Obśliniony sprzęt musiałam wypłukać i dopiero brać się za Demkowe kopytka. Strzałki miał w dobrym stanie, nic mu nie gniło, więc po wyczyszczeniu strzałeczek wyszczotkowałam mu całe kopyta włącznie z koronkami. W końcu „odpaliłam” wodę i zaczęłam moczyć śnieżynkę. Jak przewidywałam młodego zachwyciła woda i zaczął mi szaleć w myjce. Coraz częściej rozważam te dwa uwiązy, ale niby tragedii nie ma. Napieniłam go całego szamponem i dopiero zaczęła się jazda. On kocha/uwielbia/miłuje pianę, bańki i wszystko od tegoż pochodne. Łooo, jakie to fajne, jak wsadzę chrapy w pianę i osmaram moją pańcię, jak zajebiiście ==”. Tak, moje kolejne bryczesy zostały zbezczeszczone, tym razem wydzieliną z nosa Demka + pianą. Zlałam se to wodą i wyglądało tak jak… Hm… Sami wiecie jak x,x’. Trudno, raz kozie śmierć, się pokaże tak Dejcowi (tak, wiem że przylazłaś po kryjomu po Zenie, bo ci się nie chce samej na tor iść jaszczurze xd) to będzie śmiech, ryk i te de, ale co zrobić. Spłukałam młodego i z myjni wyprowadziłam pięknego i czystego ogiera. Pobiegłam sobie po sprzęt. Dzisiaj ten idiota, który mi wozi dupę na moim cudeńku miał być później, bo i tak idę na piechotę, ale i tak wiedziałam, że jest na terenie i gaworzy sobie z Maksem.
- DEJJ! Nie chowaj się, wiem że tam jesteś, Deju poinformuj swojego chłoptasia, że ma mi tu Jerrego przyprowadzić i niech mi wyczyści Sherlocka, co się będę męczyć i na piechtę iść ==’
- Ok.
- Mówiłam że tam jesteś, ha! – krzyknęłam i dumna z siebie wmaszerowałam do siodlarni. Oł je, teraz przeszukuj tu „n” półek i wieszaków. Cholera, dawno mnie tu nie było, młodzisz odpoczywał i tył w boksie, chyba już lepiej z tymi nogami. No, nie będziemy go w każdym razie przemęczać. Hm… Czy mam zwidy, czy się pozmieniało i sprzęt jest alfabetycznie? No nic… „D”…. Gdzie jest „d”… Cinnabar, to gdzieś zaraz będzie Demek. Ooo tak, ta prawie najdłuższa karteczka, to musi być mój koń. Niestety jak na razie rekord utrzymuje Dontek. Jea, niebieski sprzęcik, to mój! Tylko gdzie ten czarny, treningowy. Zamorduję Deisza za jakieś zmiany, o których nie wiem. Przegrzebałam cały wieszak i jest! Wohoa hoa, mam to, czarne siodełko, biała derka, czarne ogłowie, podkładka pod siodło, popręg, strzemiona, puśliska, wędzidło… Chwila, dlaczego to wszystko jest zdekompletowane i leży po całym „przydziale”? Teraz się będę męczyć x,x. A tak btw to młodemu przyda się napierśnik z wytokiem. Ostatnio ma tendencję do zadzierania głowy zamiast ją wyciągać. Nie wiem co mu się dzieje. No nic, złapałam jeszcze czarne owijce i pobiegłam na myjkę. Rozłożyłam sobie wszystko i zaczęłam kompletować. Myślałam że mnie szlag trafi. Gdy w końcu się uwinęłam zostałam powiadomiona iż Sheru już czeka. Zaklęłam pod nosem, bo ten pewnie sprzęt ma skompletowany ==. Zaczęłam siodłać młodzisza. Powoli, nie spieszyłam się, wiedziałam że to i tak jest niektórym na rękę. Jak zwykle mały pojedynek Gniadu vs. Demek o wędzidło. Nie poszło tym razem tak źle, ale i tak musiałam mu wpychać wręcz wędzidełko. Jednak po założeniu ogłowia to już bułka z masełkiem. Jednym ruchem wrzuciłam podkładkę i derkę, potem na nią siodło. Popręg już dociągnęłam na max i poszłam spacerować z młodym. Oczywiście jak tylko się pokazałam publicznie zaraz było i muwuhhahhahahhahahha na cześć mojej cudnej plamy na bryczesach. Jeah! Czas wywiesić zasłony hańby! Jednak Gniadu się nie podda i dzielnie przemaszeruje z Demem przez dziedziniec! Jak postanowiłam tak zrobiłam, pochodziłam z młodym w kółeczko, ponaciągałam nóżki, a na koniec wrzuciłam na niego dżokeja. Wtedy pokłusowała Dej.
- Co jest Gniadu, nie zdążyłaś dobiec do łazienki - zaśmiała się.
- Nie, po prostu ta siwa maszkara mnie opluła x,x” A teraz stępem na tor, ja sobie galopnę, a co – powiedziałam po czym wrzuciłam mój tłusty tyłek na Sherlocka po czym pogalopowałam sobie na tor. Po raz pierwszy w życiu miałam te nabuzowane wariaty z tyłu. Dojechałam sobie na tor, po czym ruszyłam załatwić sobie bramce. Wróciłam, pobawiłam się stoperkiem. Gdy nasze folblucisze dojechały zarządziłam od razu kłus. Powiedzmy że stęp mają za sobą. Wolty, węże, gimnastyka. 600m kłusa, potem 400 galopu. Trochę wygięć, pokonany jeden zakręt. Ogółem długa ta rozgrzewka dzisiaj była, cholernie długa, ale ja tam się nie wtrącam. Oni niech decydują ile koniowi wystarczy. Zbeształabym tylko jeżeli byłoby za krótko. A tak niech biegają z nimi ile chcą, im dłużej tym lepiej, mniej pozrywanych ścięgien i naderwanych mięśni potem. Łoke, posiedziałam sobie na Sheru dostatecznie długo żeby zrobić sobie odcisk na dupie. W końcu kury delta muchołówka szwadron wilków alfa dobił do mnie.
- Łokeja, dzisiaj 3200m. W końcu trening do Apallachii by się przydał. Kij że tam będzie ta biegła 2400, kondycyjny się przyda, o. Dobra, Dejec się oddala i wgl pędzi w stronę bramców. Pa, pa – pomachałam Dejcowi – No to tak, dzisiaj cholernie dużo, nigdy gówniarz tyle nie biegał. Poza tym dopiero żeśmy wyleczyli mu te gulki na kostkach, więc nie przemęczaj go. Niech sobie biegnie swoim tempem, przy końcu posył, wiadomo, ale nie popędzaj go Bóg wie jak. Żeby się nie przeforsował. Najlepiej to pierwsze 1000m trzymaj się z Zenką, wcześniej na pewno nie ruszy. A nawet jeśli to jej nie goń. Potem lekko przyspiesz i tak przy 1400 wystartujcie lekko. Żeby tylko trochę ją wyprzedzić. Możliwe że Dejec będzie was gonił, ale nie szkodzi. Wyreguluj mu tempo i do 2700 niech biegnie stałym tempem. Przy ostatniej 500 niech wyleci. Też nie jakoś ostro, ale żeby przygrzał trochę przed celownikiem. I NIE WAŻNE czy Zenek przybiegnie pierwszy czy on, jasne? To tylko taka próba sił, czy młody da radę na takich dystansach. W przyszłym roku mam zamiar wystartować z nim w Triple Crown, może próbnie uda się i w tym roku, więc lepiej już sprawdzić czy da radę na takich dystansach, czy trzeba trenować wytrzymałość. No, to koniec monologu, jedziesz do bramek – siwy popędził w stronę bramek, gdzie wyraźnie nudził się Dejec – TYLKO BEZ ŻADNYCH WYSKOKÓW! – wrzasnęłam za nim. Sheru wyraźnie miał dość, bo skulił uszy i począł się cofać. Przytrzymałam go lekko i pogłaskałam po szyjce. Albinos nieco się uspokoił, ale dalej miał dość moich wrzasków. Wzięłam se lornetkę coby lepiej widzieć co się dzieje na całym dystansie. Przy bramkach Demu się rozmyślił, stanął dęba i dżoku musiał go zawrócić, pokłusować trochę. Podejście nr.2. Nie wejdzie za cholerę, bunt i chuj. Podejście nr. 3… Jeah! Udało się. Teraz trzeba się porzucać w bramce, no jasne. Dobra, uspokoił się. Przeszywający dźwięk i… Poszły! Demu wystrzelił jak nigdy, chyba za długo nie biegał i się stęskniło kochanie moje. Na szczęście zgodnie z moją instrukcją został wstrzymany. Szedł spokojnie z Zeniem łeb w łeb. Zenka przyspieszała sadząc po czasie jaki wskazywał mój złom, a mimo to Demonic biegł z nią cały czas łeb w łeb. Kurde… Ma zwolnić i to teraz zaraz, albo się zdenerwuję. Nie no przecież, dalej z Zeniem idzie główka w główkę, chrapka w chrapkę, bo po co zwolnić, przecie można lecieć na złamanie karku… No comment. Potem się będzie cieszył jak głupi do sera, że tak wyszło ==. Mijają 600 a na stoperze 38 sekund. Ładnie. Zenka poszła trochę do przodu. Mój niestety też. Minęli pierwszy tysiąc. Na razie oba konie wyglądały w miarę dobrze. Żeby tylko te szaleńce za bardzo ich nie przeforsowały. Kolejne 400m raczej spokojnie i zaczęła się pierwsza bitwa o pozycję. Przyspieszyli nawet za bardzo, chyba komuś tu w łebku zanikło że jeszcze 1800m zostało, ale kij. Jak mi przytachłętają pod celownik zaślinione, spienione i spocone konie ze sztywnymi jęzorami to pozabijam! Tylko jak? Hm… Myślałam o obcięciu wszystkich palców, następnie rąk i nóg, a potem nabicie na pal. Tak, to mogłoby być ciekawe. A i jeszcze tak żeby przed śmiercią cierpieli. Trzea iść do nowej biblioteczki zakonu i wypożyczyć „Sztukę Palowania” autorstwa niejakiego Wlada Palownika. W niektórych kręgach nazywany był Draculą ponieważ miał zwyczaj moczenia np. chlebka w krwi swoich ofiar który następnie spożywał na oczach ich rodziny. Tia. Już wiecie skąd się wzięła ta legenda o wampirciach? A żeby było śmieszniej Wladziu mieszkał w Thransylwanii. Czujecie mhrok? A wracając do naszego biegania. Zenka jak na razie prowadzi o głowę, ciągle lecą jak wariaty, czyli ogółem nuda. Ciekawie będzie to jak zbiorą opieprz ode mnie, zobaczycie ^^. Łokeja, pędzą, pędzą ==. Dobrze że chociaż nogę pozmieniali. Minęli 2000m. W końcu jakieś wyrównanie tempa x,x. No w końcu im się zebrało. W końcu te konie uregulują się trochę A nie tak pędzą kto pierwszy dosięgnie tamtej chmurki x,x. Jeszcze 1200m, czas bardzo fajny, ale muszą jeszcze dobiec do końca. Jak na razie konie wyglądały ok. No ale nie chwal dnia przed zachodem słońca, coby mi tylko ścigu kłusem nie kończyli a będzie dobrze. Patrząc po czasie dobrze powinno być. O ile wytrzymają w takim równym tempie x,x. 2300, piana leci z pysków co to będzie, głucho wszędzie, wiem że pomieszałam, ale to cooooo. Kurde, literatka się znalazła, jebnij se stoperem w łeb to zmądrzejesz. Otóż nie! Nie próbujcie tego w domu, Gniadek próbował i musiał się wykosztować na nowy stoper. 2500, ładnie, ładnie, ale mi już się tam przymierzają do wystrzału. Ludzie, spokojnie, macie jeszcze 700m! Po tym jak się konie męczyło na początku, to trzeba trzymać je potem. 2700 no i poszły pełną parą! Zenka o głowę, Demonic trochę z tyłu. I wyrywa się, i łeb w łeb, a celownik coraz bliżej! Zenek się wyciąga, Demu też. Kurde, nie cierpię tego, tak ciężko przewidzieć który pierwszy będzie. Raz prowadzi Zenek, raz Demek. Celownik! I… Fak, tym razem Zenkowi się udało. Czasy… Hm, moje wskazywało inaczej niż to oficjalne, ale że się różniło setnymi to pewnie przez mój refleks. Łokej, to Zeniszcze 3’35”429. Demu o głowę za nią z 3’35”002. Wytracenie prędkości poszło dzisiaj zadziwiająco szybko, wiec kazałam im jeszcze pokłusować trochę z nimi. Gdy już wróciło to, popatrzyłam się na naszą szaloną dwójkę z miną Lectera.
- Yyy… - ktoś mi tam się zbierał do twórczego dialogu…
- Mhm, Tia, ja wam tu zaraz łby pourywam! – rzuciłam tylko wzrokiem na nieziemsko spocone i zaślinione konie – Czy ktoś tu zapomniał że to jest 3200M!!! A nie 2000? Czy tam 2500? Przesadziliście, teraz się wkurzyłam i zaraz wam wyłożę coście zrobili źle i zrobię wam z tego kartkówkę, ba! Nawet sprawdzian. I będziecie mi do cholery jasnej przez następny tydzień studiować całą budowę konia, włącznie z żołądkiem, jelitami i sercem! I z tego też będzie kartkówka!
- Gniadu… Nie żeby ci przerywać, ale po co? – spytała niepewnie Dej.
- BO TAK MI SIĘ PODOBA! BO MNIE WKURWILIŚCIE! BO ZARAZ DOSTANĘ ZAWAŁU! – oddychaj Gniadku, oddychaj – Wystarczy?
- Uspokój się bo ci żyłka pęknie Gniadku – uśmiechnęła się Dej.
- Żeby tobie czasem nic nie pękło – popatrzyłam na nią zasępiona wspominając wydarzenia z samego rańca. Ugh. Nie jestem jeszcze gotowa na takie wspomnienia – A teraz nie wkurzać mnie już tymi swoimi minami niewiniątek! Jazda, pokłusować z nimi, postępować. Widzimy się przed stajnią. Potem pod salą wykładową czyt. Siodlarnią – powiedziałam już spokojniej i odgalopowałam na Sheru. Na miejscu już tylko go rozsiodłałam i wypuściłam na pastwisko. Potem zajęłam się Demkiem. Połaziłam z nim jeszcze trochę, zlałam nogi wodą z węża, rozsiodłałam, pooglądałam czy nie ma żadnych otarć. Już troszkę wysechł, ale i tak było kiepsko. Grunt, że dzisiaj jest ciepło. Wypuściłam młodego na pastwicho, niech sobie odpocznie. Potem poszłam zadręczać Dejca i Jerrego moim cholernie wkurwiającym wykładem.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|