Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gniadoszka Pensjonariusz
|
Wysłany:
Nie 11:52, 05 Gru 2010 |
|
|
Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 197 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
12.10.2010r.
Dziś Demek został poddany wyczerpującej próbie. 400m w CWALE z Zenią. Na początek przebiegłam z Zenobią 1200, a potem wzięłam Demka. Zaczęłam od galopu na luzie. Tak przejechaliśmy jakieś 800m, przy 400 do celownika mocno wypchałam Zenkę czym tylko się dało. Gniada wystrzeliła jak z procy, a po krótkim zastoju siwek także. To był ciężki trening. Tu pilnować Zenki, uważać, żeby nie zlecieć, patrzyć na Demona i jeszcze Deju zaczęła się drzeć, żebym nogę zmieniła. Polecenie wykonałam i zerknęłam na młodego. Grzał do przodu i wyglądał w miarę dobrze. Po chwili zaczął troszkę zwalniać, ale było to minimalnie. Jak do tej pory biegł w okolicy piersi Zenobii, tak teraz spadł do okolic łopatki. Minęliśmy celownik w zawrotnym tempie i od razu zaczęłam zmuszać Zenkę do wytracania prędkości. Łatwe to nie było, ale w końcu udało mi się ją zmusić do kłusa. Demuś był nieźle wyczerpany. Smoczycę oddałam Dejcowi, a sama zajęłam się spoconym Demonem. Najpierw przespacerowałam się z nim po dziedzińcu, a potem w ruch poszedł wiecheć słomy. Młody po wszelkich zabiegach kosmetycznych wrócił na biegalnię.
15.10.2010r.
Dzisiaj wybrałam się w teren z Dejowską Zenobią i z Demonkiem. Tym razem wytargałam siodło Wiekiery, bo siodło wyścigowe + teren = katastrofa. Wytaszczyłam sobie cały potrzebny mi sprzęt na zewnątrz. Potem wyczyściłam i osiodłałam Zenię, a następnie Demona. Pojechaliśmy w długi, 2 godzinny teren galopem. Demek był nieco zmęczony, ale z jego kondycją coraz lepiej.
17.10.2010r.
Dzisiaj przypomnieliśmy sobie lonżę i pokazy. Demek spisał się znakomicie.
20.10.2010r.
Znowu trening z Zenobią. Dzisiaj poszliśmy aż 2500m. Demek ledwo dał radę, celownik minęliśmy w dużo wolniejszym tempie niż to którym ruszyliśmy, ale i tak spisał się dobrze.
23.10.2010r.
Zaczynamy powolutku przygotowania do zajeżdżania. Dzisiaj przed treningiem z Zenką wyjęłam z siodlarni CAŁY sprzęt młodego, i przyprowadziłam go aby mógł sobie wszystko obwąchać. Folblutek ma już śnieżnobiałe przebarwienia na piersi, szyi i łopatce. Cały jest taki matowo biały. Wyraźnie odcinają się tylko wciąż czarne grzywa i ogon. No i czarniutkie kopytka xd. Po dokładnym zbadaniu sprzętu i zupełnym olaniu go przez Dema, wróciłam do przygotowań do treningu. Dzisiaj postanowiłam być nieugięta i spróbować 1000m w „wolnym” cwale. Ale jak nie da rady to go męczyć nie będę, ale zwalniać też nie zamierzam. Jak nie da rady, odpuszczamy całkiem. Bo się nauczy zwalniać przed celownikiem i dopiero będzie. Ale niepotrzebnie się martwiłam. Młody przygrzał jak trzeba i jakooś się udało. Ciężko było, widziałam doskonale, że przy ostatnich 200m biegnie resztką sił, ale dobiegł.
25.10.2010r.
Dziś pierwszy dzień zajeżdżania. Młody został wyprowadzony na halę i razem z Dejem udało nam się założyć mu ogłowie z nachr. kombinowanym razem z wędzidłem zwykłym umoczonym w jabłkowym musie. Młody długo memlał wędzidło, ale przy oprowadzaniu na wodzach zupełnie je olał. Byłam w szoku. Przeszłyśmy więc dalej – Dejcu trzymała siwego, a ja założyłam ostrożnie czaprak. Brak najmniejszej reakcji. Dobra. W takim razie siodło wszechstronne. Tu młody przysiadł trochę na zadzie i kwiknął lekko. Zapięłam popręg bardzo luźno i zaczęłam go oprowadzać. Następnie przelonżowałam go na obie strony w stępie i kłusie. Potem dołożyłam jeszcze ochraniacze na przody i owije z tyłu. Kompletna olewka. Nosz kurde. Niby dobrze, ale z drugiej strony… No nic, dopięłam mocniej popręg. Młody odwrócił jedno ucho do tyłu i stał z anielskim spokojem.
- No dobra, spróbujmy – to mówiąc zaczęłam dłońmi obciążać strzemiona. Demonic zrobił krok do przodu oglądając się w moją stronę.
- Dejcuuuu…. – wyszczerzyłam się.
- Ooooo, nie!
- Ooooo, tak! Wskakuj.
- O Boże…
Młody już ma niezły wzrost, koło 170. A ma dopiero 2 lata… Chyba czas się bać. Dejcu ponownie obciążyła strzemię, a Demonic – jak podejrzewałam – olał to zupełnie. Stał z uszami na boki…
- Cholera, co on myśli, że odpoczywa?! – zakrzyknęłam.
- Ty go lepiej trzymaj, bo jak mnie poniesie, to jeżeli przeżyję, zamorduję cie =.= - powiedziała Dei.
- Wsiadaj a nie się guzdrzesz!
- Czy ty widzisz to byd…
- WSIADAJ!
Dejcu niepewnie włożyła nogę w strzemię i chwyciła się siodła.
- Muszę…?
- Tak!
Dejcu podskoczyła lekko, a Demek zaczął się niepokoić. Gdy Dejcu usiadła w siodle zaczął mi się wyrywać, stulił uszy i widocznie szykował się do barana. Przytrzymałam go zdecydowanie i zaczęłam uspokajać. Dejcu trzęsła się jak galareta w tym siodle.
- Uspokój się, bo on się boi.
- ON?! – Dejcu chyba nie wytrzymała…
- Oj nie dramatyzuj. Bierz wodze i będzie pierwsza a’la przejażdżka.
Deju lekką łydką sprawiła iż Demonic poszedł stępem. Szedł lekko po kole.
- Świetnie!
Dejcu uśmiechnęła się. Demek stępował tak przez najbliższe 30 min. Potem go rozsiodłałyśmy, wyczyściłyśmy i wypuściłyśmy na jego ukochaną biegalnię.
26.10.2010r.
Drugiego dnia spróbowaliśmy kłusa. Demonic wspaniale słuchał się Dei. Miał małe problemy z reagowaniem na łydkę, ale to się dopracuje. Tak samo nie do końca kumał rolę bata. Jednak gdy Dejcu ich użyła… No, chyba zrozumiał. Trochę niemrawo, ale jakoś wyszedł nam ten kłus. Demek był trochę zdezorientowany, nie wiedział dokładnie co ma robić. Po całym treningu rozsiodłałyśmy go i wyczyściłyśmy. Młodzik uradowany wrócił na biegalnię.
27.10.2010r.
Dzisiaj powtórka ze stępem i kłusem z przyswajaniem reakcji na pomoce. Demek zaczynał rozumieć, ze jak się używa łydki to trzeba ruszyć. Z batem popróbujemy dopiero na torze, żeby wiedział że jak w ruch idzie bat to trzeba przygrzać. Nieźle reagował na zabawę wodzami Dejca. Nie oswoił się jeszcze do końca z wędzidłem, ale radzi sobie świetnie.
28.10.2010r.
Pierwszy trening z galopem po kole. Oprócz wodzy, Demek miał do wędzidła doczepioną lonżę. W razie czego łatwiej go będzie opanować. Dejcu popędziła małego do kłusa, a potem do galopu. Mały nieźle sobie radzi. Jutro popróbujemy galopu z miejsca.
29.10.2010r.
Dziś Demu miał popróbować galopu z miejsca. Jak już będziemy ćwiczyć na torze pokombinujemy ze cwałem z miejsca. Na razie Dejcu zatrzymała Demka i mocno wypchnęła go do przodu. Mały trochę się zbuntował, ale po chwili pobiegł. Przećwiczyliśmy to kilkakrotnie, aby Demu wiedział co ma robić i czego dokładnie przy takim manewrze się od niego wymaga.
30.10.2010r.
Demuś chyba jest nieco zmęczony tymi codziennymi treningami, ale cóż… Trzeba. Dzisiaj wymieniłam tradycyjny sprzęt na ten wyścigowy i wybrałyśmy się z Dejem na tor. Ja „wypożyczyłam” sobie jej Littka. Poprosiłam Deika aby na luzie przebiegła z nim 1000m. Zobaczymy czego nauczył się podczas treningów z Zenką. Dejcu usiadła w siodle i anglezując przekłusowała do startu 1000m. Gdy ustawiła się stwierdziłam, że popróbujemy 1200m. Dejcu westchnęła i pokłusowała 200m dalej. Podjechałam do niej i wytłumaczyłam co będzie z nim robić. Młody musi się nauczyć cwału z miejsca. Dejcu więc, gdy wróciłam w pobliże celownika, mocno wypchnęła Dema. Ten nie do końca zrozumiał i ruszył cwałem, owszem, ale przez chwilę galopował… Hm. Będzie miał problemy z tym przejściem. Start nie najlepszy, zobaczymy jak mu wyjdzie z boksem. Zakręty pokonuje całkiem nieźle, chodź pozostawia trochę do życzenia. Za to na prostej wyrwał tak, że byłam w szoku. Zerknęłam na stoper. Mmmm… 36 sek. Pięknie! Jeszcze tylko trochę do celownika. Gdy biały mutant go minął zatrzymałam stoper i nieźle się zdziwiłam… 46 i 1/5 sekundy. Jak na pierwszy raz to zajebiście biega. Zobaczymy jak dłuższe dystanse, ale to kiedy indziej. Damy młodemu odetchnąć po tych codziennych treningach i przez najbliższe dni skupimy się na lonży i coś tam z pokazów sobie przypomnimy. Nie mam zamiaru zostawiać mu całkowitego luzu, bo mi się gówniarz zastoi. Gdy Dejcu podjechała pokazałam jej stoper.
- Wow… Niezły jest! – powiedziała głaszcząc Demka po szyi.
- No – powiedziałam z dumą – Ale spocony też jest nieźle, przestępuj go. Potem wrócimy do stajni.
Po tych słowach kłusikiem skierowałam Littka do wyjścia z toru i poczekałam chwilę na Deika z Demonkiem. Potem, już w stajni, młodzik został wysłany na karuzelę. Ustawiłam na 15 min kłusa i kolejne 15 stępa. W czasie gdy Demek chodził w kółko, rozsiodłałam i wyczyściłam Bita. Potem poszłam po Demonka. Był już prawie całkiem suchy, więc zabrałam go do myjki. Tam opłukałam tylko letnią wodą i zrobiłam masaż rękawicą. Potem osuszyłam młodego ręcznikiem i wypuściłam na biegalnię.
03.11.2010r.
Dzisiaj Demek biegał sobie na lonży z tradycyjnym sprzętem, bez Dejca. Potem powtórzyliśmy sobie troszeczkę pokazy.
05.11.2010r.
Dzisiaj Demek wrócił na tor. Tego dnia przez bite 3 godz. Wałkowaliśmy lotne. Jeszcze dużo pracy przed nami w tym zakresie.
07.11.2010r.
Dziś znowu powtarzaliśmy lotne. Coraz lepiej mu to idzie. Przy następnym treningu popróbujemy biegu na 1200m z lotną przed wejściem w zakręt.
10.11.2010r.
Dzisiaj pierwszy „poważny” trening wyścigowy Demona. Z samego rana wyczyściłam młodego i osiodłałam. Deju właśnie podeszła do mnie z Littkiem. Podrzuciłam dziewczynę na Dema, co łatwe nie było, a sama wskoczyłam na Bita. Pojechałyśmy w kierunku toru. Trochę śmiesznie to wyglądało, bo Bitek, mimo tego, że starszy, był duuuużo mniejszy niż Demonek. Ustawiłyśmy się w pobliżu celownika i poleciłam Dejcowi rozgrzać Dema. Dziewczyna ruszyła kłusem anglezowanym i zaczęła kręcić wolty, wężyki itp. Po chwili podjechała do mnie.
- Dejcu, to tak, dzisiaj leci 1200m, jak najszybciej. Przed zakrętem zmienisz nogę. Na 1200m to już załatwiłam boksy startowe, przy okazji zobaczymy jak mu idzie z wyjściem z boksu. Wysyłaj go, ogólnie najszybciej jak się da.
- Spoko – to mówiąc Dejcu odkłusowała anglezując. Miała niezły kawałek. Czoku i Sayu ze swej dobrej woli, pomagały nam (czyt. Obsługiwały maszynę startową) więc zapakowały Dema do boksu. Młody trochę się rzucał, ale po chwili stał już spokojnie. Po chwili maszyna otworzyła drzwiczki, a ja włączyłam stoper. Młody wyszedł z niej z lekkim opóźnieniem. Niedobrze… Będzie sporo tracił na starcie. Trzeba go będzie oswajać z tym, ze przez cały wyścig będzie trzymał się przy końcu, a wyprzedzanie zacznie przed wejściem w finałowy zakręt i ostatnią prostą. Myślę że powinien zdążać. Na prostej mocno wyleciał do przodu. Przed zakrętem, zgodnie z moim poleceniem Dejcu zmieniła nogę. Trochę śmiesznie im to wyszło, no ale to w końcu początki. Młody zaczął nieco zwalniać i Dejcu chlasnęła go batem. Chyba załapał o co chodzi bo nieźle przyspieszył. Gdy wpadli na celownik zatrzymałam stoper. Wow… 45 i 3/5. Gdy Dejcu podjechała na zdyszanym Demonie pokazałam jej stoper.
- Noo, ładnie! – powiedziała klepiąc Demka po szyi – Ale cienko z nim na starcie. Nie ma takiego impulsu. Zostaje chwilę w boksie…
- Wiem, widziałam… Wydaje mi się, że nic z tym nie zrobimy, więc będzie przez większość wyścigu biegł w środku lub na końcu stawki. Potem zacznie wyprzedzać. Na prostej radzi sobie fenomenalnie, zakręty mogą być, ale ten start… No, nie mamy innego wyjścia.
- Coś jak Zenka? ;>
- No dokładnie – zaśmiałam się – Dobra, wracamy. Przestępuj jeszcze Demka. Poczekam na ciebie przy wyjściu.
Po chwili Dejcu do mnie dołączyła. Demuś był lekko spocony, ale i tak poszedł na karuzelę. Po chwili wyczyściłam go i wypuściłam na padok.
12.11.2010r.
Dziś mała przerwa w wyścigach. Trochę pokazowo, ale głównie wylonżowałam młodego, a potem zabrałam w mały teren. Nie chcę żeby odzwyczajał się od ciężaru normalnego siodła, bo po wyścigach weźmiemy się ostro za skoki. I wtedy będzie problem. Pogalopowaliśmy sobie przez 2,5 godziny, potem spocony Demek wrócił do Dean.
14.11.2010r.
Znowu wyścigi i znowu krótki dystans. Będę go męczyć biedaka… Ma pecha że trafił na mnie Z samego rana przyjechałam do Dean i wparowałam do stajni. Zaspane konie tylko podniosły łby znad żłobów by po chwili znów wrócić do żarcia. Westchnęłam tylko przeklinając to, że przyjechałam za wcześnie – w porze karmienia. Mam przed sobą jakąś godzinę plot z Dejem. W sumie nie tak źle. Wchodząc do kuchni zastałam tam nieźle zaspanego Saya z kubkiem kawy. Wyglądała jak zombie z tymi podkrążonymi oczami, rozczochraną szopą na głowie i w tej pięknej, niebieskiej piżamie.
- Cześć… Sayu…? – powiedziałam trochę nie pewnie.
- Mhm… - odparła niemrawo Sayuri.
- Czyżbyśmy zaspaliii? ;>
- Nie wkurzaj mnie, bo to się źle dla ciebie skończy…
- Przepraszam! Wkroczyłam chyba do niedźwiedziej gawry – zaśmiałam się.
- Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że ta kawa jest gorąca? A te twoje śliczne, biało-czarne bryczeski…
Na te słowa wybiegłam z kuchni niczym błyskawica. Wpadłam zdyszana do salonu gdzie siedziała Dei z gorącą czekoladą. Na stoliku stał jeszcze jeden kubek.
- Wiedziałam że przyjedziesz tak rano – uśmiechnęła się – coś ty taka zasapana?
- Kuchnia… Sayu… Kawa… Moje bryczesy… - zdołałam wysapać.
- Aha – Dejcu wybuchła zdaje się niekontrolowanym śmiechem.
- To… Nie… jest…. Śmieszne…. – zdyszana usiadłam na kanapie.
- Tiaaa… - Dei wciąż się śmiała. Po godzince zeszłam do stajni razem z Dejem i Saycem w nieco lepszym stanie. Deju przygotowała mi Litka, a ja jak zwykle Demka. Saycu wybierała się w bliżej nieokreślone miejsce z Czarem.
- Hej, Sayszu, może pooglądasz trening Dema, co? – zawołałam.
- No, może być – uśmiechnęła się i skierowała Czara w stronę toru. Ja wrzuciłam Deika na Demonka, a sama wskoczyłam na Littla. Gdy dojechałyśmy na tor poleciłam Dejowi rozgrzać Dema. Po kilku minutach kłusa Dei podjechała do mnie.
- Okej. Dzisiaj znowu 1200. Następnym razem załatwi się boksy na 2000. Ale na razie 1200. Przytrzymaj go cały dystans praktycznie, przed zakrętem zmiana nogi i niech leci na złamanie karku. Przyzwyczajamy do nowej techniki – uśmiechnęłam się.
- Okej.
Sayu przypatrywała się pilnie nic nie mówiąc. Deju odkłusowała do startu 1200. Dałam jej sygnał a ona ruszyła cwałem. Nawet nieźle im to wyszło. Włączyłam stoper przypatrując się Demkowi. Cielak biegł nawet nieźle. Co jakiś czas zerkałam na stoper. Widziałam jak Demek koślawo zmienia nogę, a Deju rozpoczyna popędzanie. Mały nieźle poszedł do przodu. Powinien spokojnie wyprzedzać całą stawkę. Miną celownik w mgnieniu oka, a ja zatrzymałam stoper.
- Popatrz – rzekłam triumfalnie do Saya. Na stoperze widniał czas równy 45:17 – Lepiej o 0.03.
- Noo, ładniutko – uśmiechnęła się. Deju podjechała na niemal wcale nie spoconym Demku.
- I jak?
- Sama zobacz.
- Nooo, ładnieee – powiedziała Dei – Spisałeś się wielkoludzie! – dodała klepiąc Demka po szyi.
- W ten sposób idzie mu lepiej – uzupełniłam – Wracajmy, niech młody spożytkuje resztę energii na biegalni.
Sayszu niczym zjawa ulotniła się, a ja z Dejem wróciłyśmy przed stajnie. Po wszelkich zabiegach Demek wrócił na biegalnię.
17.11.2010r.
Dłuższa przerwa, gdyż były problemy z załatwianiem boksów na 2000 metrów. Lecz gdy wszystko się udało ruszyłyśmy na trening. Deik z Demem siedział już w maszynie startowej, a ja dzierżyłam symbol mej trenerczej władzy - stoper. Drzwiczki otworzyły się, a ja włączyłam stoper. Z boksu usuwał sie prawie dwie sekundy. Kurde. Nieeedoobrzeee!!! Very bad! Dzisiaj bez porządnej rozgrzewki, gdyż przed wyścigiem jakoś też nie będzie za bardzo jak jej zrobić. Zastąpiło ją naciąganie kończyn bezpośrednio przed włazem do maszyny startowej i kilkoma minutami kłusa przed treningiem. Dobra, Deju trzymała go mocno, a on i tak rwał i zarzucał tym łebkiem jak głupi. Za Dejem i Cielaczkiem unosiła się pokaźna warstwa kurzu. Dejku megaskupiona patrzyła to przed siebie, to na Dema. Przed wejściem w ostatni zakręt zmieniła nogę i zaczęła wysyłać małego. Siwy trochę ospale zaczął przyspieszać, na co Deju odpowiedziała manewrem "bat-zad-chlast". Zakumał, bo od razu się "wybudził" i mocno pociągnął. Celownik minęli w przyzwoitym czasie - 2:05.08. Dejcu zaczęła wytracać prędkość, a ja kłusować na Bicie w te i spowrotem, bo młody trochę tańcował pode mną. Po dobrych 3 minutach Deju podjechała do mnie juz w stępie.
- I jak?
- Sama zobacz.
- Noo, nieźle. Jak na początki to super!
- Mhm. Wracamy. Te chmury nie wróżą nic dobrego.
- Masz rację. Jeszcze się spłoszy, a ja nie przeżyję upadku.
- Heh. Dobra, naprawdę jedziemy bo siwy jeszcze w karuzeli ma pochodzić.
- Ok.
Wróciłyśmy do stajni i po 15 min stępa i zabiegach kosmetycznych Demek wrócił do biegalni.
20.11.2010r.
Dziś terenik. Przyjemny, leśny, galopkowy, 3 godzinny
24.11.2010r.
Dzisiaj luźniutki trening wyścigowy, bez stopera. Tak, żeby trzymał formę. Po kilku minutkach kłusa i półgodzinnej przerwie siodłanie, naciąganie kończyn i jedziemy na tor. Bitek trochę mi się rwał, ale jakoś go opanowałam. Tymczasem Deju dumnie kiwała się na grzbiecie mojej siwej krówki. Dzisiaj miałam zamiar żeby Demuś pobiegł 3600m w luźnym galopie. Tak zeby go zbytnio nie męczyć, ale żeby oswajał się z odległością. Na moje polecenie Dejo lekko popędziła Demka. Młody chciał wyrwać cwałem, lecz Deik mocno go przytrzymała. Młody zarzucił protestalnie łbem i ciągną morderczą walkę z wędzidłem i łapkami Dejca. Przy pierwszym zakręcie zmienili nogę. Demon cały czas starał się przyspieszyć, mocno napierał na wędzidło. Na prostej Dejku trochę odpuściła, ale przed zakrętem znowu pociągnęła za wodze. I zaczęło się od początku. Przed finałowym zakrętem Deju zmieniła nogę i popuściła Demkowi. Ten wyrwał niemal od razu, miałam wrażenie że Deik spada.. Minęli celownik i Deju zaczęła go zwalniać. W końcu młody poddał się i po zabiegach kosmetycznych wrócił na biegalnię.
27.11.2010r.
ŚNIEG?! Jak on mógł... NIEEEEE!!! Musiałam odwołać dzisiejszy trening na torze, gdyż trzeba zamówić odśnieżanie. Zamiast tego wybrałam się z Demonciem w teren. Długi - 3,5 godz. galopem - ale było ok.
30.11.2010r.
Oł jeee, można wrócić na toooor! Tor piaskowy był odśnieżony, więc to tam się udałyśmy z Deikiem. Ja na Bicie, ona na majestatycznym Demonciu. Dziś znów 1200m z boksem. Po naciąganiu nóg Demek został zapakowany do maszyny. Gdy drzwiczki otworzyły sie, włączyłam stoper. Demek nieźle grzał do przodu. Co jakiś czas zerkałam na stoper. Przed zakrętem Deju tradycyjnie zmieniła nogę. Potem finałowy zakręt, ostatnia prosta i.... 45:16!! Lepiej o 0.01!! Wuhuuu!!! Wykwitły na mej twarzy szeroki banan nie uszedł uwadze Dejca. Gdy do mnie podjechała z czerwonym, zimowym rumieńcem na twarzy od razu spytała o czas.
- Lepiej! Lepiej! - krzyknełam uradowana. Deju zerknęła na stoper i dostała takiego samego zaciesza jak ja. Potem wróciłyśmy przed stajnie. Demu został odesłany na 15 minut stępa, a Deik zajął się Bitem. Ja postanowiłam odnieść sprzęt. Po 15 min. wróciłam po Demka i zrobiłam mu rozgrzewającą kąpiel z masażem. Młody po tych zabiegach powrócił na biegalnie.
02.12.2010r.
Tereeeen, gdyż znowu zasypało =.= Wspaniały zimowy, z niegroźną wywrotką na lodzie.
05.12.2010r.
Dzisiaj znów na torze *-*. 1200m, będę to męczyć gdyż od takiego wyścigu zacznie. Boksy, standardowo. Naciąganie kończyn i lecimy z tym koksem. Demu coraz lepiej radzi sobie z wyjściem z boksu, chodź i tak jest źle. Standarodwo, przed zakrętem zmiana nogi, ostatnia prosta, celownik, i.... 45:15!! Znowu lepiej! I znowu o 0.01. Jak co trening będzie się tak poprawiał, to będzie cudoooowniiieeee!! Pokazałam Dejcowi stoper i uradowane wróciłyśmy przed stajnie. I już według codziennego schematu - Karuzela, kąpiel i ukochanaaa biegalnia
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Gniadoszka dnia Nie 18:20, 05 Gru 2010, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|