Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Hammy Pensjonariusz
|
Wysłany:
Pon 17:13, 25 Sty 2010 |
|
|
Dołączył: 03 Sty 2010
Posty: 46 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Skaczemy,spacerujemy, jeździmy w tereny po lesie, chodzimy na spacery… Trzeba namjakiejś odmiany. Jakiej? Jedziemy w teren! Ale nie, nie do lasu patrzeć na tegłupie, panikujące bażanty, na wieś, do ludzi. Trzeba się pokazać światu.
Tak, więc zabrałamAero z pastwiska, szedł trochę nie chętnie, ale raczej jakichś większychprzeciwieństw nie było. Wyczyściłam go dokładnie, z tylnymi kopytami był małyproblem, bo opierał się na mnie całym ciałem, kiedy podnosiłam jego kończyny, awiadomo, że lekki on nie jest, więc leciałam na bok razem z całym koniem, mimotego, że zapierałam się nogami z całych sił. I ta wielka zaklejka na zadzie.Czyściłam ją i czyściłam, a tu nic. Ciągle wyglądała tak samo. Musiałam użyćniewiele wody, pomogło. Kiedy wyplątałam słomę z ogona Aero (w grzywie nie miałani źdźbła!). Założyłam mu siodło i na niego wsiadłam. Mogliśmy spokojnieruszać – zero śniegu, lodu, świeci słońce i jest bardzo ładna pogoda. Swojądrogą jak na styczeń to strasznie ciepło.
Chciałam muzałożyć takie ładne owijki, ale już po chwili kiedy ruszyliśmy, cieszyłam się,że tego nie zrobiłam, bo w tym błocie by się potopiły a ja bym ich nie doprała.ogier od samego początku był strasznie wszystkim podniecony, a ja myślałam, czymoże mu coś na wsi przyjść głupiego dogłowy i czy by nas pozabijał. Miałam milion myśli na minute, ale Aero szedłbardzo ładnie, potem był rozluźniony i coraz bardziej pewny siebie. Wyjechaliśmyz „naszej” drogi (tak na prawdę nie jest nasza, jedynie można nią dojechać donaszej stajni) i dreptaliśmy wzdłuż zwykłej asfaltówki. Obejrzałam się, niejechał za nami żaden samochód, przed nami zresztą też a droga była prosta, więcraczej nam nic nie mogło nagle wyskoczyć. Zakłusowałam, Cadi od razu, już,galop, nie! Cwał! I na łeb na szyje leci przed siebie. W „normalnym terenie” –czyli jedziemy do lasu, wiewiórki i inne cosie – zachowuje się normalnie, jakbynigdy nic, a teraz mi cyrki zaczyna odstawiać. Dzięki Aero! Ale przecież niebędę mu na wszystko pozwalać, jakoś opanowałam mojego małego dzikusa. Tylko, żenie będę jechać całą drogę stępem, bo on ma jakieś widzimisie na asfaltowejdrodze. I tak szliśmy poboczem, więc ja problemu nie widziałam. Żadnegozmotoryzowanego, więc o co chodzi? Za dużo tego wszystkiego, jak na jeden dzień…Ale teren dopiero się zaczął, więc się wracać nawet nam nie opłacało. Jedziemydalej! Dałam ogierowi lekką łydkę. Kłusowaliśmy już teraz spokojnie, Cadi sięrozluźnił i było w porządku. Byliśmy coraz bliżej tych wszystkich zabudowań.Psychicznie przygotowałam się na ataki psów ze wszystkich stron. Już przydrugim domu wyskoczył jakiś jamnikowaty pies, ale był raczej spokojnienastawiony, problem był w tym, że się koniowatemu pchał pod nogi. Faktu jednaknie zmienia, że parówka była bardzo sympatyczna i gdyby nie to, że Aero jeststrasznie wysoki i się na niego trzeba z drabiną gramolić to może bym zeszła gopogłaskać, bo się strasznie o to prosił. Spojrzałam na zegarek, już 30 min wterenie byliśmy… Krótko! Z podwórek słychać było głosy ludzi i ciągle „ty! Na koniujedzie!”. Ach… No te reakcje są świetne. Mogłabym tamtędy pare razy dziennieprzejeżdżać, a wszystko byłoby takie samo, za każdym razem te same słowa, jakbyktoś je zanotował gdzieś i ciągle klikał na guzik reset. No i dreptaliśy dalejstępem. Kłusować nie chciałam, bo jakby jakieś dziecko się na konia rzuciło...To ja dziękuje. Nagle usłyszałam jakiś ryk silnika. Ale jaki znajomy ryk! Hm…Jezza? Nie, to ten stary jaguar Jamesa. Akurat jechał do studia. Zatrzymał siętylko na chwilę, wymieniliśmy parę słów i odjechał. Wystraszyłam się, że to domnie… Brr. Jeszcze by chcieli testować Hammera u mnie w domu. Tylko, że ja teżdo stajni musiałam wracać. W drodze powrotnej wszyscy się chyba wściekli, bosamochody jeździły jak opętane. Mimo wszystko Aero i tak zachowywał się dosyćspokojnie. Nie szarpał się, ale o kłusie nie było mowy, więc droga powrotnabyła dłuższa. Może nawet trochę nudniejsza… Ale i tak z niego dumna byłam. Bojak na drugi taki teren to było super. Mi się tam podobało, prawie dwiegodziny, trochę sobie z ludźmi pogadałam i mam nadzieję, że niektórym wbiłamcoś do głów, jeśli chodzi o konie (między innymi, że nie wszystkie konie toperszerony i mój Aero nie jest zagłodzony – niektórzy już po owies biegli, bomój konik taaaaki mizerny…). Poza tym niebyło dziś raczej nic dziwnego. A raczej wręcz przeciwnie. Było spokojnie, zaspokojnie… Hm… Mam się bać? ;p W każdym razie kiedy wróciliśmy do stajniściągnęłam ogierowi sprzęt i zaprowadziłam go do ciepłego boksu, nie chciał iśćna pastwisko mimo tego, że chciałam, żeby przed zmrokiem sobie jeszcze trochepostał, ale cóż. Zmuszać go do niczego nie będę przecież.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|