Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Destiny Pensjonariusz
|
Wysłany:
Pią 19:16, 20 Maj 2011 |
|
|
Dołączył: 02 Kwi 2011
Posty: 72 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Zaparkowałam samochód przed stajnią WSR Dreandrei, wyciągnęłam torbę ze sprzętem, zabrałam jeszcze coś do picia, zamknęłam samochód i skierowałam się niepewnym krokiem do stajni. Niestety oprócz stajennego, który czyścił boksy w stajni nie było żywej duszy. Zadzwoniłam więc do Destiny, żeby się o wszystko wypytać - miałam bowiem pojechać w teren na pięknym, izabelowatym ogierze wielkopolskim w teren.
Przez telefon dowiedziałam się gdzie zastanę ogiera, oraz jego sprzęt. Okoliczne tereny znałam natomiast bardzo dobrze. Z siodlarni wyciągnęłam sprzęt który będzie mi potrzebny i zaniosłam go pod boks Volvera. Wzięłam uwiąz i skierowałam się na pastwiska, gdzie pasł się izabelowaty Wielkopolak. Cmoknęłam na niego, a ten spojrzał na mnie - przyczłapał się do mnie powolnym stępem. Tak też skierowaliśmy się do stajni. Ogier był bardzo spokojny. Na szczęście nie był bardzo brudny - troche kurzu, kilka zaklejek - uporałam się z tym bardzo szybko. Sprawdziłam nogi, czy nie ma spuchniętych, grzejących, ani nic w tym rodzaju - wszystko było w najlepszym porządku. Wyczyściłam więc kopyta - tam znalazłam różnego rodzaju bagaż, łącznie z kamyczkami. Założyłam na nogi ochraniacze i kaloszki, po czym przeszłam do siodłania. Wpierw żel, na to pad i siodło. Podpięłam popręg, póki co dość luźno. Założyłam ogłowie, oraz szybko ze swojej torby wzięłam kask, zmieniłam kurtkę na cienką bluzę, oraz założyłam sztyblety i sztylpy. Złapałam jeszcze w locie coś do picia, a następnie skierowałam się z Volverem na dwór. Ze schodków wsiadłam na ogiera, wyregulowałam sobie długość puślisk, dopięłam popręg i gotowa dałam sygnał do ruszenia stępem. Skierowaliśmy się ku bramie wyjazdowej z Dreandrei.
Wjechaliśmy w las, izabel podobnie jak jego pół siostra - moja Sepia rozbudził się w terenie. Rozglądał się w prawo i lewo, aczkolwiek szedł bardzo spokojnie. Dałam mu całkiem luźną wodzę, szed z głową w dole, co i rusz skubiąc liście. Jechaliśmy gęstym lasem, kierowałam ogiera na długą drogę, gdzie będziemy mogli się puścić galopem - ale to jeszcze kawał drogi. Po kilkunastu minutach człapania zebrałam wodze na kontakt i dałam sygnał do kłusa. Wielkopolak ruszył bardzo chętnie ciągnąc mnie do przodu. Przeszłam do półsiadu, jako, że bęzie i dla niego i dla mnie wygodniej tak. Kłusowaliśmy tak długi czas. Minęliśmy brzozowy gaik, oraz piękną łąkę, na której biegło stado sarenek - oczywiście zapewne chciały zjeść Volvera, bo się ich przestraszył - wystarczyła jednak łydka i koń poszedł chętnie do przodu.
W końcu wjechaliśmy na moją ulubioną ścieżkę. Dałam łydkę i polecieliśmy galopem. Wpierw powolnym, przez nóżkę, aczkolwiek ogier zaczął przyśpieszać i puściliśmy się tak prawie bez kontroli. Ojj, widać, że rodzina z Sepią, bo ona w terenie taka sama - leci przez nóżkę i dodaje co chwile myśląc, że nic nie zauważam. Ścieżka galopowa się ciągnie i ciągnie. Dojechaliśmy w górki, przeszliśmy do kłusa, a następnie do stępa. Powchodziliśmy i poschodziliśmy duużo po górkach, co bardzo dobrze wpływa na zad, plecy, oraz jakość stępa. W drugą stronę pojechaliśmy drogą przez łąki, musieliśmy przejść przez zakole rzeczki. Sporo kłusowaliśmy, spotkaliśmy znowu sarny i o dziwo łosia, który wcale się nas nie bał i biegł dłuższą chwile obok nas nie mogąc się nadziwić, co ten koń ma na grzbiecie, a natomiast Volver nie mógł się nadziwić co to za dziwny koń... Wink W końcu teren dobiegł końca, dojeżdżaliśmy do Dreandrei, więc przeszłam do stępa i puściłam luźno wodze. Volver wydawał się być bardzo zadowolony z naszej wycieczki, robił ładne, duże kroki, wyglądał na mocno zrelaksowanego.
Wjechaliśmy na teren stajni i zeskoczyłam z Izabelka. Podciągnęłam do góry strzemiona, popuściłam popręg. Dałam cukierka w nagrodę za wspaniałą wycieczkę. Poszliśmy pod boks, gdzie rozsiodłałam ogiera, założyłam kantar i poszłam z nim na myjkę. Z racji, że było gorąco, a on nie był zgrzany to zmoczyłam konisko na klacie, szyi, z boku, na brzuchu i oczywiście nogi. Sam grzbiet, nerki i zadek zostawiłam suche - wiadomo. Poszłam z ogierem na pastwiska, gdzie podziękowałam za wycieczkę. Skierowałam się do stajni, sprzątnęłam sprzęt, wzięłam swoje rzeczy i poszłam do samochodu.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|