Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Arrya Właściciel Stajni
|
Wysłany:
Nie 11:47, 03 Kwi 2011 |
|
|
Dołączył: 04 Lut 2010
Posty: 201 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Pod wieczór, kiedy konie zeszły już z pastwiska i zjadły kolacje poszłam do stajni, żeby pojeździc Dygresję. wzięłam szczotki, pozapalałam światła w stajni i ruszyłam do Gniadej. Pogłaskałam Exa po nosie i otworzyłam kraty sąsiedniego boksu, witając się z klaczą. Ciekawsko wyciągnęła pysk, czekając zapewne na jakiegoś smakołyka. Podłoże na padoku było całkiem suche, z ulgą zauważyłam że jest tylko troche brudna z pyłu. odpowiednimi szczotkami ją wyczyściłam, szybko ogarnełam kopyta i poszłam po sprzęt. Dalej męczymy ujeżdżenie, więc siodło ujeżdżeniowe. Wzięłam też nasz ulubiony, niebieski komplet razem z owijkami i osiodłałam klacz. Jeszcze tylko kask na głowę i możemy wychodzic na halę.
W środku załaczyłam cicho radio i wsiadłam, uprzednio podciągając popręg. Sprawdziłam strzemiona i zaczęlismy stępowac na luźnej wodzy, coby sie kobyła rozgrzała. Na dzisiejszym treningu zajmiemy się kołami w galopie (chyba bedzie cieżko) i dodaniami w kłusie. Chyba będzie sporo brykania dzisiaj, oj.
Po 7 minutach spokojnego stępowania bez żadnych wymagan zebrałam wodze i zmieniłyśmy kierunek. Od tego momentu wymagałam aktywnego chodu, z podstawionym zadem i rozluźnionym grzbietem. Klacz dobrze ustawiła głowę i zachowywała miękkie połączenie z moimi rękami. Zrobiliśmy dosyc duzą woltę i pogłaskałam ją po szyi, zachęcając do dalszego rozluźnienia. dałam sygnał wewnetrzną łydką do podstawienia wewnętrznej nogi, zatrzymałam dosiad, zamknełam ręce i przeszliśmy do stój. Usłyszałam jak Dyga śwista ogonem, zapewne irytując się że musi stac. Chyba ma za dużo energii, zmieniliśmy kierunek przez półwolty na jej lepszą stronę i ścisnęłam ja łydkami za popręgiem, dając sygnał do kłusa. Lekko rzuciła głową ale zakłusowała, powłócząc nogami. Zaktywizowałam ją, dodałysmy troche impulsu i takim lekkim chodem zrobiłyśmy dwa spokojne okrążenia, bez wymagania. Najpierw Dyga musi się rozgrzac, żeby nie kombinowała przy pracy właściwej. Co chwile oddawałam lekko wodze, sprawdzając kontakt i znów nabierałam, działając łydkami. klepnęłam ją po szyi że tak ładnie chodzi.
Znów zmiana kierunku, z zatrzymaniem pośrodku. Znowu machanie ogonem, ale zakłusowanie ze stój prawie perfekcyjne, od zadu. Usmiech sam mi się cisnął na usta, pochwaliłam ją głosem. W drugą stronę było gorzej, usztywniła się w szyi. Wjechałam wiec na koło i porozluźniałam ją, wykonując wygięcia w obie strony w kłusie. Zad cały czas trzymałam na śladzie, bawiłam się tylko z szyja i potylicą. Po trzech kołach klacz opuściła lekko głowę i parsknęła. Rozluźniła grzbiet i była bardziej elastyczna niż przed chwilą. Na chwilę przeszłam do stępa na długiej wodzy, chwila odpoczynku. Znów zatrzymanie, ruszenie, sprawdzenie pomocy. Zebrałam wodze i w stępie zrobiłyśmy serpentynę o dwóch łukach przez całą długośc hali. Dyga lekko schowała się za wędzidło, przeżuwając mocno, ale wysłałam ją do przodu do ręki.
ponownie zakłusowanie, zmiana kierunku i koła w drugą stronę. tutaj również rozluźnianie szyi i potylicy z zadem poruszającym się po śladzie, po trzech kółkach wyjechanie na prostą i lekkie przyspieszenie. W narożniku siadłam w siodło, wewnetrzną łydką docisnęłam, zewnetrzną za popręgiem i zagalopowanie z barankiem, ale nie takim dużym. Wzięłam ją na siebie, nie pozwalając pędzic i zadziałałam łydkami żeby podstawiła zad. Zrobiłysmy dwa okrążenia takim galopem, potem zmiana kierunku przez przekątną ze zwykłą zmianą nogi na środku i galop na drugą nogę. Tutaj było trochę gorzej, tak jak przewidywałam, nie obyło się bez kilku baranków pod rząd. Upomniałam ją, dając klapsa wodzą po szyi i siadłam w pełnym siadzie, odchylając się do tyłu. W lewo tez przegalopowałyśmy dwa okrążenia, potem przejście do kłusa i chwila stępa.
Dyga nigdy nie wykonywała prawdziwych dodań, trzeba bedzie ją tego nauczyc. Dałam sygnał łydkami za popręgiem i ruszyłyśmy płynnym kłusem. Po paru krokach zamknęłam łydki, usiadłam w cwiczebnym i oddałam lekko wodze, starajac się aby wydłużyła krok bez zmiany rytmu. Na początku przyspieszyła, błędnie odczytując sygnał, ale za drugim razem zrobiła dwa dłuższe kroki. Poklepałam ją i po chwili znów spróbowałuśmy dodac. Klacz szybko załapała, bo odrazu zrobiła cztery dłuższe kroki w dobrym rytmie.
Zmieniliśmy kierunek przez półwolty, na prostej usiadłam, dodałam łydki i popchnęłam ją dosiadem. Pochyliła głowę i zagalopowała, strzelając z zadu ale skarciłam ją szybko i odrazu dałam pomoce do wydłuzenia wykroku. W tym momencie zareagowała prawidłowo, wyciągając nogi i opierajac się lekko na mojej ręce. Odpuściłam dodania jak na pierwszy raz, w narożniku zagalopowałam i wjechałyśmy na duuże koło w prawo.
Odrazu czułam jak włacza jej się motorek w tyłku, usiadłam wiec w siodło obciążając mocniej wewnętrzną kośc siedzeniową. Prowadziłam ją na zewnętrznej cwodzy, żeby nie myślała że może sobie uciekac w drugą stronę. Tempo było trochę za szybkie jak na mój gust, mocniej przytrzymałam ją na kontakcie i po wyjechaniu jeszcze dwa razy przyzwoitego koła wjechałysmy na przekątną. Zmieniłam wyraźnie pomoce, próbując lotnej zmiany nogi. Poczułam jak zła klacz fuczy i podskakuje zadem, ale nogę zmieniła. Oddałam jej lekko wodze na moment i zaraz najechałam znów na koło, trzymając napięta zewnętrzną wodzę i kontrolując łopatki. Nie obyło się bez przyspieszania, ale chyba pojęła że to nie ma sensu bo i tak będę ją przytrzymywac, zwolniła wiec i posłusznie się wygięła. Pogłaskałam ją, zwolniłam do kłusa i potem do stępa. Dyga była zgrzana, poświęciłam wiec całe 15 minut żeby ją porządnie występowac po czym wróciłyśmy do stajni zadowolone.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|