Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Sayuri Właściciel Stajni
|
Wysłany:
Nie 22:40, 12 Lut 2012 |
|
|
Dołączył: 02 Lut 2010
Posty: 498 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
- Rooooooooooooooooooooooooobeeeeeeeeeeeeeeeeeeert! - zawołałam z błagalnym jękiem.
- Czego? - zapytał czarnowłosy zerkając na mnie sponad gazety.
- Treningu z Wikszą - zrobiłam minę niczym kot ze Shreka.
- A co za to dostanę? - zapytał rzeczowym tonem
- Moją dozgonną miłość?
- To już mam - zaśmiał się - Inna propozycja?
- Materialista - burknęłam i poszłam do stajni okazując mu na wyjściu wielkiego focha.
Zeszłam po schodach i weszłam do siodlarni. Już nawet nie ruszało mnie to że Deik i Maxio uparcie okupowali róg siodlarni dla sprośnych celów. Wzięłam bezterlicową skokówkę, sidepula, podkładkę, padzior, ochraniacze, kaloszki i szczoty. Zatargałam to wszystko pod bok. Zapomniałam oczywiście o derce polarowej. Wróciłam się po nią i po uwiąz. Derę zostawiłam pod boksem i poszłam na padok po Wikunię. Kobyłka bezproblemowo dała się złapać. Przerzuciłam jej uwiąz przez szyję i ruszyłam do stajni. Wisza szła przy mnie nosem dotykając lekko mojego ramienia. W stajni zdjęłam z niej zimówkę i zabrałam się za czyszczenie. Na szczęście nie było tego wiele, większość przyjęła dera. Z kopytkami także poszło szybko i mogłam osiodłać klaczyllę. Wzięłam bacika i kask, narzuciłam Młodej polarówkę na zadek i grzbiet i zabrałam ją na halę. Razem z Wikuszą już od jakiegoś czasu prowadziłam trening skokowy pomieszany z ujeżdżeniowym. Nie było tu mowy o przeciążaniu, często wyjeżdżałyśmy w tereny lub bawiłyśmy się z ziemi by Wi zachowywała ‘świeżość’ na treningach. By była to dla niej zabawa. Wi zaliczyła też kilka mniejszych zawodów więc pora była powalczyć o coś wyższego. Gdy weszłam na halę popatrzyłam na Roberta zaskoczona
- A ty tu co? - zapytałam oprowadzając Wikę w ręku.
- No jak to co. Trening ci szykuję - odparł uśmiechając się lekko
- Wiesz ze cię kocham - wyszczerzyłam się
- A spróbowałabyś nie - mruknął obrażonym tonem choć widziałam jego rozbawienie.
Uśmiechnęłam się lekko i poprawiłam Wiszy popręg. Wdrapałam się na siodło ze schodka i zaczęłam stępować na pasażera. Przyglądałam się parkurowi jaki ustawił nam Robert. Wyglądał on miej więcej tak:
Przeszkody w treningu numeruję od dołu do góry (stacjonata na dole jest pierwsza a dubel na górze jest piąty)
Oczywiście były również przygotowane dragi na rozgrzewkę. Pilnowałam Wiki aby szła w równym, żywym tempie. Po kwadransie zdjęłam z niej derkę i oddałam Robertowi by powiesił ją na bandzie. Zebrałam lekko wodze Wi łapiąc z nią kontakt jednocześnie działając łydkami aby bardziej zaangażowała zad. Młoda odpuściła po chwili w potylicy i podstawiła się nieco. Byliśmy rok do tyłu w porównaniu do tradycyjnego szkolenia ale chciałam by Wi miała więcej czasu na rozwój fizyczny. Zaczęłam pracować z młodą najpierw przy ścianach a później na liniach ćwiartkowych robiąc na początku duże a później coraz mniejsze wolty, często zmieniałam przy tym kierunki aby młoda dobrze rozgrzała się w obie strony. Chwaliłam ją cicho głosem gdy ustawiała się ładnie na kole. W końcu zrobiłam jej chwilę przerwy na luźnej wodzy. Wika chętnie wyciągnęła głowę w dół parskając cicho. Poklepałam ją lekko po szyi w nagrodę. Młoda mimo rozluźnienia nie traciła rytmu. Wyciągnęłam na chwile nogi ze strzemion dla rozluźnienia. Skokowe strzemiona nadal były dla mnie katorgą.
Po kilku minutach powrót do roboty. Złapałam strzemiona, skróciłam lekko wodze i dałam młodej lekki sygnał łydką by się podstawiła. Młoda po chwili bardzo ładnie zareagowała wkraczając bardziej pod kłodę i zaokrąglając nieco grzbiet. Gdy młoda była już ustawiona na pomoce dałam jej sygnał do kłusa. Zakłusowanie wyszło ładne i płynne. Pochwaliłam ją za to cicho. Na początku zrobiłam z nią dwa duże koła wokół ujeżdżalni po czym do stępa i podciągnięcie popręgu. Gdy znów przeszłyśmy do kłusa zaczęłam z nią bardziej pracować. Wolty wychodziły nam już całkiem nieźle. Obywało się bez wpadania czy wypadania z koła. Dość często ćwiczyłam z Wi żucie z ręki w kłusie. Mała wykorzystywała to ćwiczenie rozluźniając się. Wkrótce widziałam na jej pyszczku ładną „szminkę” z piany. Po kilkunastu minutach kłusa z przerwami najechałam na trzy drągi. Młoda bardzo ładnie podnosiła nogi jednocześnie opuszczając lekko głowę by patrzeć na drągi leżące jej na drodze. Po drągach zmieniłam kierunek i najazd z drugiej strony. Trochę nam nie podpasowało i Wi musiała wydłużyć krok dość znacznie na pierwszego drąga. Podołała jednak temu zadaniu z jedynie lekkim puknięciem. Nie ukarałam jej za to gdyż zły najazd był ewidentnie moją winą. Kolejne najazdy były już jednak bez zarzutu. Robert co jakiś czas dokładał nam dragi aż w końcu zrobiło się ich pięć. Po kolejnym dobrym przejeździe pojechałam na ścianę i zagalopowanie.
Zagalopowanie wyszło nam w miarę dobrze, po dwóch fulach do kłusa i ponownie zagalopowanie. Poćwiczyłam kilka zagalopowań na jedną i drugą nogę. Młoda jak zawsze niecierpliwiła się na porządne galopy stulając nieco uszy przy przejściach w dół. W końcu pozwoliłam jej na dłuższy galop przechodząc do półsiadu. Kobył od razu przyśpieszył a na próbę zwolnienia strzeliła baranka. Warknęłam cicho jej imię w ostrzeżeniu i przeszłam do kłusa stanowczo siadając w siodle i działając dosiadem. Młoda stuliła uszy ale zareagowała dobrze. Po chwili kłusa znów zagalopowanie i tym razem pełna kontrola i ładny, okrągły galop. Pochwaliłam ją za to gładząc lekko po łopatce. Na długiej ścianie oddałam nieco wodzy i popędziłam ją by dodała. Wika przyśpieszyła galop nieco tylko wyciągając nogi. Mimo wszystko pochwaliłam ją. To był element z wyższej klasy i warto było nagradzać choćby małe postępy. Ze zwolnieniem było trochę problemów ale w końcu Wi przeszła powrotem do roboczego galopu. To samo poćwiczyłyśmy w drugą stronę z mniej więcej podobnym efektem. Kilkakrotnie przejechałyśmy przez drągi w galopie. Później Robert skrócił nam nieco odległości pomiędzy drągami by Wi nieco się skróciła. Pierwszy przejazd był kompletną porażką. Wi pogubiła nogi i przetrąciła drągi. Drugi najazd była nieco zestresowana i podniosła wysoko głowę. Przeszła jednak znacznie lepiej. Trzeci przejazd był już całkiem dobry za co dostała chwilę przerwy.
- To teraz robimy tak - powiedział Robert - Najeżdżasz z prawej na pierwszą stacjonatkę a później łukiem w lewo jedziesz na trzecią stacjonatkę - wskazał mi odpowiednie przeszkody.
Przytaknęłam lekko. Obie stacjonaty miały po 60cm. Zebrałam wodze i ruszyłam kłusem. Zagalopowałam na wolcie i ruszyłam w kierunku przeszkód.
- Patrz na przeszkodę! - Krzyknął Robi - Troszkę popędź… O tak! Tak jest dobrze! Takie tempo! - komenderował.
Patrzyłam już na pierwszą stacjonatę celując na środek. Wi pokonała ją bez najmniejszego wahania. Obejrzałam się za drugą przeszkodą i łukiem naprowadziłam ją na kolejną przeszkodę
- Wyprostuj konia! - zawołał Robert.
Łatwiej było powiedzieć niż zrobić, dystans był dość krótki ale Wi wyprostowała się i skoczyła dobrze przeszkodę. Po chwili zasłużonego stępa pojechałam z lewego najazdu na trzecią stacjonatę i łuk w prawo na pierwszą. Dla Wi takie wysokości były już betką.
- To teraz jedziesz najpierw z lewego najazdu drugą stacjonatę a później łukiem w prawo na ostatniego dubelbarre’a - Powiedział czarnowłosy.
Pozbierałam więc Wikuchę i ruszyłam galopem z lewej nogi. Ta Stacjonata miała około 80cm co było już znaczącą wysokością dla Wi. Młoda jednak chętnie szła na przeszkodę. Musiałam ją lekko przytrzymać. Już w locie popatrzyłam na dubla przechylając się leciutko na prawo. Wika wylądowała na dobrą nogę. Łuk w prawo wyszedł nam bardzo dobrze. Dubel miał wymiary 70x50. Wiku wybiła się nieco za blisko ale wyratowała zadem.
- Co ty robisz? - krzyknął Robert - Patrz jak jedziesz! - zawołał za mną zły. Cóż kiedy trenerował, zwłaszcza na obiecującym młodym koniu bywał okropny. Nie można mu było jednak odmówić dużej wiedzy więc zagryzłam zęby by nie odszczeknąć i pojechałam kombinację jeszcze raz. Tym razem przytrzymałam lekko Wikę na łuku i odskok wypadł w dobrym miejscu. Pochwaliłam więc kobyłkę dając jej luźniejszą wodzę w galopie by mogła się wyciągnąć. Wika chętnie z tego skorzystała i galopowała tak z nosem przy ziemi przez chwilę. W końcu do kłusa i do stępa.
- Teraz jedziesz z lewego najazdu stacjonata, wolta w prawo, Stacjonata wolta w lewo, dublebarre wolta w prawo, stacjonata wolta w lewo, dublebarre. Pamiętaj o regularnych woltach i prostowaniu konia - powiedział podnosząc drągi. Pierwsza i druga stacjonatka miały po 80cm dubelbarry miały po 80x80cm a czwarta przeszkoda - stacjonata miała 100cm. Były to znaczne wysokości ale już takie skakałyśmy z Wiką. Ruszyłam więc kłusem i zagalopowałam na wolcie na lewą nogę. Wika szła spokojnie w rozluźnieniu dając się prowadzić. Skierowałam ją więc na pierwszą stacjonatę. Wika nie kombinowała za bardzo choć musiałam nieco dodać aby odskok wyszedł w dobrym miejscu. Młoda bardzo ładnie schowała podwozie nad przeszkodą. Z woltą było trochę problemów bo wyznaczony tor jazdy sprawiał ze musiałam ją nieco skrócić. Po wolcie znów zmuszona byłam dodać aby odskok wypadł nam w odpowiednim miejscu. Wi skoczyła ładnie ale bryknęła po skoku wesoło. Byłam zbyt zajęta pilnowaniem wolty żeby zrobić coś z tym brykaniem. Skrócenie, w miarę okrągła wolta i znów lekkie dodanie na dubla. Tym razem odskok trochę daleko i Młoda strąciła zadami drąga. Przez puknięcie znów strzeliła z zadu przez co wolta wyszła nam bardzo jajowata. Metrowa stacjonata mimo moich obaw pokonana bez zarzutu i wolta po niej również w miarę. Ostatni dubel troszkę blisko ale wyratowany. Po chwili przerwy i wysłuchaniu jak to nie umiem jeździć od Roberta powtórka. Wika trochę zaczęła się napalać na przeszkody ale każda wolta ją uspokajała. Gdy przejechałam parkur Robert kazał mi zsiąść.
- Ale dlaczego? - wymamrotałam nieszczęśliwa złażąc z konia
- Pokażę ci jak to się robi - powiedział chłopak i wdrapał się na Wikę. Wyglądał nieco śmiesznie na kobyłce ze względu na swój wzrost. Przerzucił sobie strzemiona przez siodło najwidoczniej nie mając ochoty na ich dopasowywanie po czym wjechał z Wi na ścianę. Przez moment Wi była nieco spięta ze względu na innego jeźdźca ale gdy wyczuła ze ma na sobie kogoś kto nie zrobi jej krzywdy rozluźniła się. Miło było patrzeć jak wyciągała szkity w kłusie a później jak cudnie galopowała. Robert najechał na pierwszą przeszkodę a ja czułam jak popadam w kompleksy. Chłopak jechał tak pewnie a jednocześnie tak spokojnie ze niemal nie widziałam jego pomocy na woltach ani przy dodaniach. Wika miała postawione uszy, szła spokojnie i nie szarżowała na przeszkody. Trochę mnie to podłamało ale widać było klasę zawodnika. Ja jednakowoż byłam raczej szaraczkiem w skokach. W końcu Robert podjechał do mnie.
- Stresujesz się tymi skokami dziesięć razy bardziej jak koń - powiedział schodząc z Wiki. Nie odpowiedziałam nadal czując okropną zazdrość. Robert przewrócił oczami i wrzucił mnie na konia. Po chwili podał mi derkę. Okryłam Wikuchę i zaczęłam stępować. Chłopak posprzątał drągi i stojaki i zostawił mnie samą z Wi na hali. Stępowałam z nią najpierw kwadrans w siodle a później drugi kwadrans w ręki aż wyschła. Odprowadziłam ją do stajni, rozsiodłałam i wyczyściłam. Ubrałam ją w suchą derkę i postawiłam do boksu. Poszłam do Roberta. Musiałam z nim pogadać. Najpewniej miał rację co do moich stresów a ja musiałam po prostu przełknąć swą dumę i posłuchać jak z tym sobie poradzić…
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Sayuri dnia Nie 22:43, 12 Lut 2012, w całości zmieniany 3 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|