Po kilku tygodniach wsiadania i przyzwyczajania Wikuchy do jeźdźca i reagowania na sygnały z siodła w końcu postanowiłam zrobić jej mały trening. Przyniosłam sobie pod boks siodło ujeżdżeniowe, czarny padzik, kaloszki, ochraniacze ujeżdżeniowe, sidepull, dralon i kuferek ze szczotkami. Poszłam po kobyłkę na padok. Młoda przytruchtała do mnie gdy ją zawołałam. Pochwaliłam ją za to i mimo świadomości że nie powinnam, poczęstowałam ją cukierkiem. Zaprowadziłam ją do stajni. Czyszczenie zajęło mi trochę czasu. W końcu założyłam jej ostrożnie pad a na to miśka oraz siodło. Powoli zaczęłam podpinać popręg by nie zrazić klaczy. Nie dociągnęłam go do końca. Założyłam jej wysokie ochraniaczki dresażowe i kalosze na cztery łapy. Na paszcze poszedł sidepull. Dociągnęłam jeszcze lekko popręg i zarzuciłam na młodą dralon. Złapałam za wodze i poszłam z nią na halę. Była tam Dei która męczyła Sherlocka nad skokami. Wcisnęłam się więc w kąt z Wikuchą i wdrapałam się na nią ze schodka. Podciągnęłam jeszcze popręg z siodła i wio. Najpierw stępa właściwie na pasażera. Musiałam tylko pilnować by nie zbliżać się do Shera aby nas nie przejechali. Kręciłyśmy się raczej w niewykorzystanej przez Deika części hali. Młoda rozglądała się nieco ale pozwalałam jej na to. Starałam się wczuć w jej chód. Zupełnie inny od chodu Doncisza. Postępowałam z nią dobre 20 minut na pasażera pilnując jedynie tempa i by nie wlazła pod ogra. Parokrotnie zmieniłyśmy kierunek. W końcu zdjęłam z niej dralon i powiesiłam go na drzwiczkach hali. Zebrałam lekko wodze i dałam Wice lekki sygnał do szybszego stępa. Młoda przyśpieszyła od razu choć nieco się spięła. Była nieco nadwrażliwa na sygnały. Przytrzymałam nieco mocniej wodze zewnętrzną starając się wepchnąć na nią Młodą używając wewnętrznej łydki. Zostałam z nią na dużym kole aby nieco jej to ułatwić. Młoda po chwili zrozumiałą co od niej chcę i opuściła nieco głowę i w miarę dobrze jak na młodziaka wyginając się w kierunku jazdy. Starałam się jednak by jazda nie była monotonna i dosyć często zmieniałam chód i kierunek jazdy zmuszając Wi do myślenia podczas jazdy. Podczas kłusa anglezowanego pochylałam się leciutko do przodu by nie obciążać mocno jej grzbietu. Starałam się jak najmniej sygnałów używać, jak najmniej ręki i jak najmniej łydki by przyzwyczaiła się do tego że ma wykonywać komendę tak długo póki nie dostanie nowej. Młoda dość szybko zaczęła próbować wygodnego dla niej ustawienia w rozluźnieniu. Gdy zaczęło jej to wychodzić na kole zaczęłam powoli wprowadzać proste. Wiadomo było ze jeszcze nie do końca Klacz miała równowagę ale była bardzo chętna do współpracy. Przede wszystkim była bardzo „elektryczna” na łydkę i trzeba było sygnały dozować jej ze sporą dozą wyczucia ale jak na młodego konia pracowała bardzo dobrze. Najpewniej zasługę miały tu liczne ćwiczenia z ziemi. Pod koniec jazdy Mała już całkiem ładnie reagowała na rękę. Wolty nadal wychodziły nam nieco koślawe i z nieco wpadającym zadem ale to dopiero początek naszych treningów. Najważniejsze było ze Wi czuła się wygodnie wymaganym przeze mnie lekkim ustawieniu i ze starała się do niego wracać po każdym nieporozumieniu. Po ostatnim kłusie na luźniejszej wodzy ubrałam jej dralon i rozstępowałam przez kolejne 20 minut. Nie chciałam robić jej zbyt długiego treningu aby jej nie zniechęcać do pracy. Po rozstępowaniu zaprowadziłam ją pod boks. Rozsiodłałam ją i założyłam polarówkę w której wypuściłam ją na padok.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach