Dzisiaj dla odmiany chciałam pojechać z Wikunią w teren. Kobyłka zawsze chodziła w tereny na luzaka więc teraz przydało by się zabrać ją również pod siodłem. Gdy szykowałam sprzęt młodej pod jej boksem zjawił się Robert. Złapał mnie od tyłu gdy niosłam nową bezterlicową skokówkę.
- Gdzieś się wybierasz? - zapytał rozbawionym tonem obejmując mnie w pasie
- W teren - odparłam spokojnie
- Beze mnie? - powiedział z wyrzutem
- No… Coś ostatnio niezbyt chętny jesteś do jazdy
- Może… - odetchnął cicho - Może wezmę Sekreta?
- Czemu nie - uśmiechnęłam się lekko i w momencie kiedy mnie puszczał cmoknęłam go w policzek i umknęłam nim znów mnie złapał. Chłopak zaśmiał się tylko lekko znając moje manewry i poszedł się przebrać. Poszłam po Wike na pastwisko. Gdy wracałam minęłam chłopaka idącego po Sekreta. Uwiązałam młodą i zaczęłam ją czyścić. Zajmowałam się nią spokojnie nucąc cicho swoje ulubione motywy muzyczne z Assassyna. Wkrótce potem przyszedł Robert. Uwiązał Seca i zabrał się za czyszczenie. Nie odzywałam się wiec dając mu możliwość zapoznania się z Ciapkiem. Szczotkowałam więc klacz uchę spokojnie a wkrótce zapięłam jej na nogach skórzane ochraniacze z futerkiem a później założyłam ogłowie bezwędzidłowe, gruby pad z podkładką i bezterlicówkę na koniec. Założyłam kask i rękawiczki. Spojrzałam na Roberta. On i Sec byli już prawie gotowi. Po kilku minutach wyszliśmy ze stajni i dosiedliśmy naszych wierzchowców. Dociągnęłam ostrożnie popręg i spojrzałam na chłopaków.
- My gotowi - powiedział Robert z uśmiechem.
- To jedźmy - odwzajemniłam uśmiech i ruszyłam stępem w kierunku bramy. Skierowałam się w kierunku lasu. Dałam Wi luźniejsze wodze aby mogła się spokojnie rozglądać. Klaczka korzystała z tego ale szła raczej spokojnie, wiele widziała podczas terenów w które chodziła luzem. Rozmawiałam spokojnie z Robertem. On również dał Secowi luźną wodzę. Na szczęście Sec jeszcze nie wiedział do czego służy jego dodatkowe wyposażenie. Od czasu do czasu odzywał się zalotnie do Wiki ale delikatne upomnienie ze strony Roberta szybko przywracało jego hormony do szeregu. Spacerowaliśmy tak dobre pół godziny nim pozbieraliśmy nieco wodze i zakłusowaliśmy. Jechaliśmy obok siebie, przyzwyczajając młodziaki do chodzenia obok siebie bez wyścigów. Po kilkunastu minutach kłusa przeszliśmy do stępa skręcając na drogę gdzie był tłuczeń. Mimo świetnego stanu kopyt obu koni nie chciałam ich narażać na nieprzyjemne historie. Gdy minęliśmy tłuczeń znów ruszyliśmy kłusem pod nieznacznie wzniesienie.
- To co ćwiczymy? - zapytałam anglezując delikatnie pochylona w przód by ułatwić Wi zadanie
- Może dodanie? - zaproponował Robert po czym dał Sekretowi sygnał najpierw półparada a później łydką. Zrobiłam to samo z Wi i po chwili oba konie wydłużyły wykrok w kłusie. Co jakiś czas zmienialiśmy im tempo. W końcu przyszedł czas na kolejną przerwę w stępie. Aby nie nudzić się w stępie robiliśmy niewielkiego wężyka po drodze od rowu do rowu. Gdy skręciliśmy w drogę polną znów zakłusowaliśmy. W końcu skręciliśmy w jedno z pól które było pozostawione ugorem. Znałam je dobrze, często trenowałam na nim galopy na Donciszu. Robert jakby czytając w moich myślach dał Sekretowi sygnał do galopu. Pozwoliłam Wice również zagalopować. Zrównałam się po chwili z Sekretem. Galopowaliśmy na luzie nie dając młodym się ścigać ale pozwalając na więcej luzu. Było to cudowne uczucie, galop na otwartej przestrzeni. W końcu jednak trzeba było wyhamować. Trochę nam to zajęło nim przeszliśmy do kłusa a później do stępa. Wróciliśmy drogą do Dean. Oba ogony zostały rozsiodłane i zaderkowane po czym wyrzucone na padok. A my poszliśmy na obiad i kawę.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach