Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ev Pensjonariusz
|
Wysłany:
Śro 16:04, 13 Kwi 2011 |
|
|
Dołączył: 07 Mar 2011
Posty: 70 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Koń: Sonador
Trening: wyścigowy
Dystans: 2000m
Godzina: 15:30
Warunki: chłodno, pochmurno, lekki wiatr
Cel: przygotowanie do następnej gonitwy. Sprawdzanie jak klacz biegnie dłuższy dystans bez tradycyjnego sprintu na początek
Wcisnęłam się w swoje ciemne, treningowe bryczesy. Na górę zarzuciłam bluzę i ziewając wyszłam z domu. Przeszłam się naokoło i otworzyłam z niezbyt wielkim zapałem drzwi od stajni. Koniska zaczęły rżeć jakby się paliło. Po prostu wspaniale. Zanim doszłam do siodlarni przywitałam się z Sonador oraz z Sayem wyciągającym właśnie z boksu swojego wielkoluda.
Ruda wyglądała zaciekawiona przez bramkę i jawnie domagała się głaskania. Oprócz tego wlazłam jej do boksu i zaczęłyśmy naszą boksową rozgrzewkę. Kij z tym, że jeszcze nawet szczotek nie zaniosłam na myjke, która była okupowana przez Sayca.
Sońka ładnie się rozciągała. Nawet lewą nogę podnosi coraz wyżej i ma z tym coraz mniej problemów. Zdawało mi się, że nabrała ochoty na trening. Założyłam jej kantar i wymknęłam się z boksu. Zaczęła lamentować. Do jej przeraźliwych wrzasków doszły wrzaski Zenyatty. Masakra.
Dobiegłam do siodlarni i szybko wygrzebałam moją skrzynkę ze szczotkami. Zaciągnęłam ją za sobą do boksu paszczaka i zaczęłyśmy rytualne czyszczenie przed jazdą. Miałam trochę roboty z jej brudnym dupskiem, zastanawiałam się kto mądry wypuszcza konie na padok po deszczu i mi robi dużo roboty. Rozczesałam grzywę, wyczyściłam kopyta i mogłam przejść do siodłania. Obkręciłam się wokół własnej osi i skapałam się, że nie przyniosłam sprzętu. Nie miałam innego wyjścia jak zostawić zdziwioną Sońkę w tym boksie i wrócić się do siodlarni po rzeczy. Po chwili wróciłam z bambetlami i zaczęłam się męczyć przy ubieraniu klaczy.
- Idziesz? – Say stanął z Dontem przed moim boksem.
Nie zdążyłam zapiąć rudej popręgu, a kiedy oni tam tak stali raczej nie było na to szans, młoda za bardzo się wierciła i wciąż mi się obracała. Skupiłam się na tym, żeby łapą przytrzymywać jej siodło na grzbiecie, a nie szukać dziurek.
- Zaraz – warknęłam łapiąc wodze, które wcześniej mi ruda z rąk wyrwała. Musiałam wyglądać komicznie w tak dziwnej pozie ratując całą moją pracę jaką włożyłam w zakładanie tych bambetli.
W końcu dopięłam ten popręg i wyprowadziłam rudą z boksu. Nadal była niespokojna, kładła po sobie uszy i z oporem szła do przodu. Zen zarżała przeraźliwie, jednak nie zwracałam na nią uwagi. Nie pozwoliłam rudej się zatrzymać i wyprowadziłam ją ze stajni.
Say już siedziała na grzbiecie Donta i majstrowała cos przy swoich strzemionach. Sońka zarzuciła łbem tak, jakby chciała mi wyrwać po raz kolejny wodze z rąk.
- No jedźże już… - mruknęłam i pomachałam Sayowi, żeby ruszyła tyłek i zaczęła jechać na tor.
Na szczęście zrozumiała o co mi chodzi i po chwili wyjechała spokojnym stępem przez bramę Deandrei. Ja za to podeszłam do schodków, ustawiłam sobie rudą w miarę normalnej pozycji i wdrapałam się po stopniach. Paszczak oczywiście musiał zrobić krok do przodu akurat kiedy właziłam jej na grzbiet i tradycyjnie nie trafiłam w siodło. Szybko się jednak pozbierałam i już po chwili dałam łydkę i pojechałyśmy w ślad za Dontem, leniwym stępem w stronę toru wyścigowego.
Oczywiście nie wsadziłam nóg w strzemiona tylko pozwoliłam im dyndać sobie spokojnie po bokach Sońki. Puściłam wodze, pozwoliłam klaczy się wyciągnąć i zaczęłam sama robić sobie rozgrzewkę. Oczywiście zaczęłam od machania łapami. Czasami zdawało mi się, że zaraz przechylę się zbyt mocno na bok, ale to można pominąć. Zastanawiałam się ostatnio jak mogę poprawić swoją równowagę na zakrętach…nie wymyśliłam.
Zaczęłam kręcić młynki, położyłam się na zadzie kilka razy i na szyi. Jednak najlepiej jechało mi się tyłem, chociaż nie powiem, żeby to siodło było przeznaczone do tego typu jazdy.
Dojechałyśmy na tor. Say już była na dalekim etapie rozgrzewania się, bo ćwiczyła właśnie półsiady w kłusie. Trzeba przyznać, że wyglądało to trochę śmiesznie, ale co tutaj nie wyglądało śmiesznie?
Złapałam wodze i zjechałam na tor piaskowy. Tak właśnie na rozgrzewkę, bo ogólny trening chciałam przeprowadzić na trawiastym. Najpierw pół okrążenia przejechałam stępem, jednak teraz już żwawym i nie pozwalałam klaczy opuszczać głowy. Potem przeszłam do kłusa ćwiczebnego. Przejechałam tak kawałek i znowu przeszłam do stępa. Wcisnęłam nogi w strzemiona i przejście do kłusa. Nie było ono idealne, ale zawsze coś. Tym razem usiłowałam anglezować. Po pewnym czasie zdałam sobie sprawę z tego, że w tym siodle to nie ma sensu więc poszłam w ślady Sayca i stanęłam w strzemionach. Sonador od razu chciała wyrwać do galopu, jednak skutecznie jej ten pomysł wybiłam z głowy. Znowu przeszłam do stępa. Poklepałam ją po szyi i dałam luźną wodzę. Troszkę tak pospacerowałyśmy i znowu pogoniłam ją do kłusa. Może ze dwie minuty takiego dziwnego czegoś i pozwoliłam jej przejść do galopu. Zrobiła to z wielką chęcią. Była zła jedynie o to, że nie pozwalam jej nabrać prędkości i jakby na złość nie chciała zmieniać nóg. Zwolniłam znowu do kłusa. Trochę tak przejechałam i znowu zagalopowanie. Wejście w zakręt i znowu poprosiłam ja o zmianę nogi. Tym razem płynnie wykonała polecenie za co dostała kolejne 100m stępem.
- Ile masz zamiar jeszcze się rozgrzewać? – spytał Say podjeżdżając do mnie.
- A jedziemy 1200m na rozbieganie? – spytałam ze śmiechem. Wiedziałam, że się na mnie dziwnie popatrzy i się nie zgodzi.
- Ty to dziwna jesteś… - zjechałyśmy na tor trawiasty gdzie poprosiłyśmy obsługę o pomoc przy maszynie.
Dzisiejszy dystans był oczywiście 2kilometry. Ani mniej ani więcej. Byłam strasznie ciekawa jak go Sońka przebiegnie bez tych 1200m na rozgrzewkę…
Władowałyśmy się do bramek startowych czekały na sygnał, który nastąpił zaraz po zamknięciu kratek.
Wystrzeliłyśmy jak zawsze mocno i od razu wyprzedziłyśmy ociągającego się Donta. Na prostej chciałam wyrobić przewagę, żeby nie złapał nas na zakręcie, co się oczywiście nie udało. Teraz trzymałam się jego ogona. Nie lubiłam prowadzić, wolałam na samym finiszu gdzieś tam bokiem przebiec (przy okazji obtłuc się o Zenyattę). Poganiałam klacz głównie wrzaskami. Skuliłam się na jej grzbiecie i chowałam gdzieś głowę pod pachą, bo latające błoto wcale nie było smaczne.
Ostatni zakręt. Sonador mocno się potknęła i myślałam, że nie wyrobimy, ale już za moment pozbierała się i dodała gazu. W końcu finisz. Włączyłyśmy posył. Przeszłam po zewnętrznej i zrównałam się z Dontem. Ogier cały czas przyspieszał. 300m do celownika. Pokazałam klaczy bat i ruszyłyśmy. Zostawiłyśmy Saya gdzieś za sobą i wpadły rozciągnięte na celownik. Super!
Stanęłam w strzemionach, potem siadłam i odchyliłam się do tyłu żeby stracić prędkość. Kiedy zaczęłyśmy już stępować poklepałam rudą po mokrej szyi i po 15 minutach zaczęłyśmy wracać do stajni.
Post został pochwalony 0 razy |
|
![](http://picsrv.fora.pl/phore/images/spacer.gif) |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subSilver/images/spacer.gif) |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|