Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ev Pensjonariusz
|
Wysłany:
Pią 23:19, 25 Mar 2011 |
|
|
Dołączył: 07 Mar 2011
Posty: 70 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wyniosłam sprzęcior ze stajni i powiesiłam na płocie. Od rana świeciło słonce, wiał lekki wietrzyk i co najważniejsze – było w miarę ciepło. Zanim poszłam po Sonadorkę sprawdziłam, czy jest jeszcze sprawny. Nie jest miłym uczuciem kiedy podczas biegu nagle odpada strzemiono, o urwanych wodzach już nie będę wspominać. Wszystkie paski były całe, nie zauważyłam też żadnych przetarć. Mogłam więc spokojnie pójść do mojej konicy i oznajmić jej, że znowu idziemy biegać. Miałam nadzieję, że jest w tak samo dobrym nastroju jak wczoraj. Dzisiaj miałam zamiar przegonić ją znowu na 1800m, ale po naprawdę dobrej rozgrzewce. Nie lubię, kiedy nasz trening ogranicza się do jednego biegu. Przecież gdybym miała przychodzić na tor tylko dla tych dwóch minut galopu, nie byłoby w tym żadnego sensu.
Poszłam do stajni. Sonador znowu stała w boksie i bawiła się w najlepsze dyndającą pod sufitem lizawką. Kiedy oparłam się o bramkę boksu, zarżała wesoło.
- Tak, tak, kolejny trening – powiedziałam monotonnie kiedy otwierałam bramkę.
Klacz cofnęła się o kilka kroków robiąc mi miejsce w boksie. Pogłaskałam ją po chrapkach i poczęstowałam ją kostką cukru. Ucieszył się Paszczak nieziemsko, rzadko dostaje takie smakołyki.
Po chwilowej grze w friendly zaczęłyśmy nasze standartowe ćwiczenia rozciągające. Skłonów naliczyłam 10, potem przeszłam do naciągania na boki. Najpierw Sońka musiała złapać kawałek marchewki ustawiony na wysokości zadu, potem na środku brzucha i za trzecim razem przy łopatce. Wykonałyśmy po sześć serii na każdą stronę. Zauważyłam, że te ćwiczenia bardzo rozbudzają rudą i sprawiają jej dużą przyjemność. Też się od razu lepiej czułam, kiedy widziałam, że ta ma lepszy humor niż przed chwilą.
W końcu podpięłam do kantara uwiąz i wyprowadziłam Sonador przed stajnię gdzie przywiązałam ją do haka wystającego ze ściany.
Czyszczenie jak zawsze zniosła bez problemów. Kiedy skończyłam majstrować przy niej ze zgrzebłem zauważyłam, że głodomór zeżarł mi prawie całą szczotkę ryżową. Nudzić jej się musiało strasznie.
- Paszczaku niedokarmiony – syknęłam i kopnęłam pudełko ze szczotkami tak, żeby znalazło się poza zasięgiem jej zębów.
Wcisnęłam jej na grzbiet siodło razem ze wszystkim co miało leżeć pod nim. Ogłowie założyłam wcześniej. Kiedy dopinałam popręg lekko się cofnęła, ale nic złego jej się przecież nie działo. Odsunęłam się od niej kilka kroków i przyglądnęłam się temu dziełu zrobionemu na szybko. Oczywiście nie bawiłam się w zaplatanie koreczków, uznałam, że olewam fruwające kłaki.
Rozchodziłam ją trochę prowadząc w te i we wte po dziedzińcu przed stajnią po czym wlazłam na nią z pomocą bardzo książęcego urządzenia jakimi są schodki. Nie wsadzałam nóg w strzemiona. Poszłyśmy leniwym stępem w stronę toru. Podczas tej wycieczki krajoznawczej postanowiłam się trochę rozgrzać. Jak zawsze zaczęłam od prostych skłonów. Kiedy położyłam jej się na zadzie ruda ruszyła kłusem. Co ona ma z tym odruchem? Podniosłam się momentalnie i szarpnęłam za wodze. Jakbym prowadziła samochód rajdowy i wyrywała kierownicę o.O Po chwili znowu spokojnie dreptała.
Po jakiś 10 minutach takiego spierniczania się zebrałam wodze i ruszyłyśmy spokojnym kłusem. Chociaż Paszczak mocno rzucał łbem i robił ni z tego ni z owego zrywy do galopu. Jednak zdążyłam ją uspokoić zanim zrobiła coś głupiego.
Kiedy dojechałyśmy na tor zaczęłyśmy nasze ćwiczenia od przejechania całego okrążenia tym głupim kłusem. Owszem, wyrywała mi się prawie cały czas jednak po drugim zakręcie chyba zrozumiała, że jak na razie nie ma szans na mocne zagalopowanie. Potem ćwiczyłyśmy przejścia stęp – kłus – stęp. Trochę stępa, potem mocne pobudzenie do kłusa i znowu przejścia do lenistwa. W połowie okrążenia dodałam przejścia do galopu. Nie pozwoliłam jej jednak się rozpędzić, zawsze zwalniałam wtedy do kłusa, a nawet do stępa. Dopiero przy kolejnym okrążeniu pozwalałam jej zrobić kilka szybkich, rozkręcających się kroków, kiedy nagle ją wstrzymywałam i zmuszałam do przejścia do kłusa. I tak przeszło całe okrążenie. Występowałam ją, na luźnej wodzy i odchylałam się mocno do tyłu. Plecy mnie bolały tak jakoś śmiesznie.
Nagle mocno ją popędziłam. Tak, jakbyśmy były w środku treningu a ona sobie przysnęła. Zerwała się mocno i wyrwała do przodu. Nie pozwoliłam jednak na nabranie prędkości. Co jakiś czas pozwalałam jej rozwinąć nogi, jednak szybko zwalniałam. W końcu zaczęła mi się buntować, że co to ja tutaj jej wciskam jakieś kity i biegać nie pozwalam. W wyniku buntów stanęła mi dęba i musiałam złapać ją za szyję żeby nie wylądować na glebie. Potem postępowałyśmy w kierunku bramek startowych.
Poklepałam ją po szyi i z pomocą Asi władowałyśmy się do maszyny. Ruda wierciła się trochę jednak zaczęłam do niej tradycyjnie przemawiać, chociaż miałyśmy mało czasu.
- No, to tak jak zawsze. 1800m, ok.? Na zakrętach mi się nie rozpędzasz, nie robisz cyrków a na reszcie dam ci wolną rękę – zaczęłam mamrotać kiedy ustawiałam się w normalnej pozycji.
Sonador wyglądała na skupioną. Zawsze tak robiła przed jakimkolwiek biegiem. Obojętnie czy to był trening czy zawody. Była dobrze rozgrzana, trochę zmęczona, no ale to niecałe dwa kilosy! Powinna dać sobie znakomicie radę. Przygotowałam się na mocne szarpnięcie. W końcu bramka się otworzyła. Paszczak wystrzelił jak z procy i od razu zaczął się rozkręcać. Nigdy nie przeszkadzał mi ten start. Uważałam tak jak ona, że zawsze trzeba trzymać się blisko przodów i nie dać się zajść od tyłu, jak to co poniektóre konie miały w zwyczaju. Zaczęłam jechać rozciągniętym wężykiem, wyobrażając sobie, że właśnie w ten sposób zagradzam komuś drogę. Przyszedł zakręt. Zwolniłyśmy. Weszłyśmy dobrze. Nie zleciałam. Trzymałam cały czas równowagę. Dodałyśmy gazu gdy wychodziłyśmy na kolejną prostą. Rwała ziemię tak ostro, że ten galop stał się trzęsącym czymś. Wyciągnęła się jak długa, wydłużyła krok. Cały czas przyspieszała. Zwolniła dopiero przy wchodzeniu w zakręt. Szybkimi, drobnymi krokami obroniłyśmy się przed upadkiem, jednak przez to tępe drobienie znowu zaczęła się potykać. Kolejna prosta. Przyspieszyła jednak nie rokręciła się do końca. Widać było, że zbiera siły na finisz. Ostatni zakręt wykonany w miare poprawnie. Ostatnia prosta. Zebrała się w sobie i zaczęła przyspieszać. Byłyśmy coraz bliżej celownika. Na ostatnich 100m czuć było to narastające napięcie. Szła na mocnym posyłe, ale to było u mnie po prostu odruchowe, że trzepałam ją po dupie batem. Doleciałyśmy w końcu do celownika.
Odchyliłam się do tyłu żeby zmniejszyć w jakiś sposób prędkość i przeszłam do szybkiego kłusa, który powoli się umiarkowywał. Poklepałam klacz po mokrej szyi i pozwoliłam na chwilę dosłownej laby w stępie.
Łaziłyśmy w kółko chyba ze dwadzieścia minut, aż trzeba było wracać do stajni. Tam jak zawsze porządnie ją oglądnęłam, czy nie doznała jakiegoś urazu (zwłaszcza przednie nogi przez to potykanie). Wszystko było ok. Tylko lekka opuchlizna, która powinna rano zejść. Wyszczotkowałam ją dokładnie, pozbywając się nowych zaklejek. Rozczesałam grzywę, żeby jutro nie mieć z nią dużo roboty aż w końcu nakryłam derką i odprowadziłam do boksu.
Z treningu jestem zadowolona. Pobiegła dość ładnie, chociaż potrafi lepiej. Musi się chyba rozkręcic albo mieć towarzystwo. Mamy coraz mocniejsze starty, jednak obawiam się koni z dobrym finiszem. Takie to nawet z końca stawki potrafią wybić się na prowadzenie na ostatniej prostej. Za to Sońka doskonale rozkłada siły. Jeszcze mi się nie zdażyło, żeby pod koniec wyścigu pokazała, że mocno osłabła. Miejmy nadzieję, że nigdy takie coś nie nastąpi.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|