Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
28.03.11 - 1800m z Demonem i Zenką

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Sonador [*] / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ev
Pensjonariusz
PostWysłany: Wto 16:30, 29 Mar 2011 Powrót do góry


Dołączył: 07 Mar 2011

Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Zwlokłam się po schodach do jadalni. Nie spodziewałam się, że będzie tam tak zimno jak w zimie i oczywiście nie włożyłam bluzy i teraz stałam w samym podkoszulku i trzęsłam się z zimna.
Przy stole siedziała już Gniadoszka z kubkiem herbaty w ręce i przeglądała poranną gazetę. Szybko nastawiłam sobie wodę i sprintem pobiegłam z powrotem do pokoju, żeby włożyć na siebie coś cieplejszego.
- Orientuj się – stojąc na schodach rzuciłam Gniadej kurtkę dżokejską, która trafiła ją perfekcyjnie w łepetynę i zasłoniła tym sposobem widok.
- Spalę cię na stosie – syknęła dziewucha ściągając ją sobie ze łba.
- No weź się pośpiesz! – zatarłam łapki i zalałam swoją herbatę.
- I tak wrządku nie będziesz piła – zauważyła przewracając stronę.
- A skąd ty to możesz wiedzieć – mruknęłam. Ale faktycznie, trochę czasu upłynęło zanim wypiłam tą herbatę.

Wyciągając mocno nogi dobiegłam do stajni. Było tak strasznie zimno, pomimo tego, że świeciło mocno słońce. Okropność!
Wytargałam z siodlarni sprzęcior i zaniosłam go na myjkę. W taki ziąb nie miałam zamiaru męczyć się na dworze z czyszczeniem rudej bestii.
Kiedy przechodziłam obok boksów oczywiście musiałam się ze wszystkimi koniskami przywitać. Sonador wystawiła łeb przez bramkę i natarczywie domagała się cukierka, którego oczywiście dostała. Coś kłapło mi przy łokciu. Obróciłam się gwałtownie głowę i zobaczyłam ciemny łeb wciskający mi się do kieszeni. Jak to bydle otworzyło sobie boks? No ale cóż, stała sobie Zenka spokojnie i również chciała cukierka. Bez namysłu dałam jej go po czym jakoś udało mi się wcisnąć z powrotem do boksu i zamknąć porządnie zasuwkę. Potem mogłam spokojnie pójść do Sonadorki i zacząć naszą poranną gimnastykę.
Była siódma rano z groszami. Nie noszę zegarka więc dokładnie wam nie powiem. Sońka ładnie się naciągała, widać było, że ma dobry humorek i całkiem możliwe, że będzie ładnie i lekko dzisiaj biegać. W pewnym momencie przypadkiem podniosłam gwałtownie rękę do góry. Nawet nie wiem już dlaczego. Po chwili paszczak podniósł prawą przednią nogę i zarżał wesoło. Zaśmiałam się z niej i dałam tego cukierasa, którego pewnie przez to chciała dostać. Przytuliłam się do jej rudej szyi po czym podpięłam uwiąz do kantara i wyprowadziłam ją z boksu.

Upięłam ją na jednym uwiązie i zaczęłam czyszczenie. Widać było, że nie była jeszcze na padoku, bo przez noc dużo się nie zakurzyła i nie musiałam męczyć się zbytnio przy machaniu szczotą ryżową. Kiedy przeszłam do usuwania zaklejek, które prawdopodobnie wieczorem pominęłam, ruda zaczęła mocno rzucać łbem i wiercić się jak nigdy. Pierwszą myślą było to, że Dejem ruszył dupę z łóżka i przylazł teraz na myjkę obok z rozradowaną Zenką. Jednak na moje nieszczęście to nie one. Obok męczyła się Gniadoszka z przypięciem na stanowisko Demonica.
- Głupol – warknęłam na Sońkę mocując się z jej nogami.
W końcu dała mi je wyczyścić, jednak cały czas stała z położonymi po sobie uszami.
- dzisiaj też trawa? – spytała Gniadoszka przechodząc na drugą stronę swojego siwego cosia.
- Nie mów, że też idziesz biegać – zaśmiałam się sztucznie i założyłam rudej ogłowie. Nie miałam nic przeciwko, ale tak bardzo lubiłam droczyć się z Gniazdkiem.
- A co myślałaś? Że na halę idę? – spytała gniewnie.
- Nie, nie myślałam tak – mruknęłam nakładając siodło na rudy grzbiet.
- Ale jak nie chcesz ze mną biegać, to masz piaskowy do dyspozycji – powiedziała wzruszając ramionami. Kurdę, przecież wszystkie gonitwy teraz są na trawie, dlaczego to akurat mnie spycha na piasek? Eh…
- No dobra już dobra – prychnęłam zapinając popręg i wychodząc z Sonador przed stajnię.

Wiosenne słońce raziło mnie w oczy, a ten cholerny mróz zmusił mnie do zapięcia zamka w mojej jakże stylowej czarnej kurtce dżokejskiej w ostro różowe koła i kropki. Nie ma to jak gust. Nie zwracając uwagi na to, że idę na trening, włożyłam na nochal ogromne okulary przeciwsłoneczne, w których normalnie wyglądałam dziwnie a co dopiero w połączeniu konia, toczka i tej kurteczki. No ale cóż, słoneczko przestało być największym problemem. Po chwili dreptania w kółko wdrapałam się niezgrabnie na grzbiet paszczaka paszczęka jak zawsze musiałam się poprawić, żeby usiąść w siodle. Ja nie wiem co ja mam z tym nietrafianiem dupą w normalne miejsce. Dziwna jakaś jestem.
Ruszyłyśmy stępem w kierunku toru. Nie czekałam na Gniadka uznając, że pewnie pójdzie z siwym na karuzele, albo na hale się rozgrzać trochę. Poza tym nie miałam zamiaru użerać się z buntującą się Sonador tylko dlatego, że w pobliżu jest jakiś ogr. Kiedy sama się porządnie rozciągnęłam pogoniłam rudą do kłusa. Wysiedzieć z dyndającymi nogami nie jest aż tak łatwo, musiałam wyglądać jak jakiś klown, ale pomińmy to. Przecież czarno-różowe coś, w okularach przeciwsłonecznych, telepiące się jak paralityk na koniu, wcale nie jest dziwnym zjawiskiem, prawda?
Wyjątkowo Sońka nie usiłowała wyrwać do galopu. Chyba zrozumiała wreszcie, że nie trzeba zawsze biegać, a najpierw trza się dobrze rozgrzać.
- A ty co, emo jesteś? – obok mnie pojawiła się Dei z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Jak się ścigam ciągle z tobą, to trudno emo nie zostać – mruknęłam przytrzymując wyrywającą się Sońkę. Skąd ta cała Deju się wzięła? A gdzie Gniadu? Eh…Znowu mnie w kompleksy wciągną.
- Przesadzasz – zaśmiała się.
- Ej pały jedne, może by się tak rozgrzać, co? – Gniadu była pierwsza na torze. Jak ona to zrobiła? Na około jechała czy jak? A może na rowerze i Demona za sobą ciągnęła? A nie wiem.
- Jasne, jasne – Deju była dzisiaj w naprawdę dobrym humorze. Może to to słonko na nią tak działało?
Ruszyłyśmy wolnym kłusem, w czymś na rodzaj zastępu. My trzymałyśmy się na końcu, żeby paszczak nie uszkodziła siwka, bo by źle się to skończyło. Dobrze, że obsługa toru jest przyzwyczajona do dziwnych widoków i trójka dziewczyn z dyndającymi nogami i telepiącymi się jak babcie z Parkinsonem nie zrobiły na nikim większego wrażenia. Po zrobieniu całego okrążenia zatrzymałyśmy się i powciskały stopy w strzemiona. Ruszyłyśmy galopem. Nie było łatwo utrzymać stabilne tempo i nie pozwolić diabłom się rozpędzić, jednak dobrze poszło. Potem przejścia między chodami. Sońka mocno się denerwowała, ale kiedy widziała, że Zen spokojnie wykonuje ćwiczenia przestała się buntować. Kilka wolt w kłusie, szeroki wężyk w galopie. Oczywiście każda jechała tak, żeby zablokować tą jadącą z tyłu. Trzeba przyznać, że Gniadowi to się doskonale udawało.
- To ile dzisiaj? – spytała Deidre kiedy zmierzałyśmy stępem w stronę bramek.
- 2000m? – zapytała spokojnie Gniadu.
- Ileż można na dwa kilosy biegać? – mruknęłam kładąc się na szyi paszczaka.
- W zasadzie wczoraj tyle było. Może dzisiaj 1800m? – rzuciła propozycję Dei.
Zgodziłyśmy się i już po chwili ładowałyśmy się z bólem do bramek startowych(oczywiście wcześniej zgubiłam gdzieś moje kochane bryle i zmieniłam je na gogle).

Zen stanęła dęba mimo mocnych sprzeciwów jej dżokejki. Demon lekko się spłoszył widząc zachowanie klaczy, a Sońka jakby na wszystko lała, po prostu weszła ospale do bramki i dała zamknąć za sobą kratki. Nie zwracała już na nic uwagi. Wiedziałam, że właśnie we wnętrzu przechodzi pomiędzy światami. Skupiła się jedynie na torze. Nic już więcej nie było ważne.
Trzasnęły bramki. Wystrzeliłyśmy jak z procy. Od razu skuliłam się nad jej szyją, żeby oporów dużych nie robić. Rozkręcała się doskonale na pierwszej prostej. Byłyśmy na prowadzeniu, jednak wiedziałam, że zaraz tą pozycję komuś oddamy. Przed zakrętem tradycyjnie zwolniłyśmy. Wyprzedziła nas Gniadoszka drąca się na Demona. Trzeba przyznać, że oni na prostych też byli mocni. Zenka turlała się gdzieś z tyłu.
Wyszłam na prostą. Ruda wyciągnęła nogi i mocno podstawiała zad. Widać było, że bardzo się stara, żeby dogonić siwego, co też po chwili się stało. Szliśmy łeb w łeb. Chrapy w chrapy. Gniadu obróciła się na ułamek sekundy w moją stronę. Jednak nie miałam maniery gapienia się na boki. Przycisnęłyśmy ich do bramki. Widziałam kątem oka (taa…mam rozbieżnego zeza), że dołączyła do nas Zenka. Teraz nie byłam na dobrej pozycji. Ściśnięta między dwoma, pędzącymi czołgami.
Zakręt. Zwolniłyśmy i weszłyśmy poprawnie. Zenka wyszła na prowadzenie. Demon zamachał nam ogonem przed chrapami, co wkurzyło mocno rudą. Wybiła się przy wyjściu na prostą tak mocno, że oczywiście nogi jej się poplątały i się potknęła. Jednak po tym przyspieszyła. Wyprzedziłyśmy siwka i rzuciłyśmy się w pogoń za ciemnym zadem Zenki. Celownik zbliżał się zoraz bardziej. Zobaczyłam jak ciemna odrobinę zwalnia. Albo nie, ona szła cały czas jednym tempem, to my przyspieszałyśmy. Demon zaszedł nas z lewej strony. Toczyliśmy doskonałą walkę. Nawet nie wiedziałam, że on potrafi tak biegać. Wpadliśmy na celownik i oczywiście przejechaliśmy go prawie nie zauważając. Wyglądało tak, jakby wyścig wciąż trwał. Odchyliłam się do tyłu, żeby zwolnić. Cała nasza trójka wykonała ten ruch prawie w tym samym momencie. Po połowie okrążęnia przeszłyśmy do kłusa i zaczęły się śmiać.

- No i z czego się śmiejesz? – spytała Gniada patrząc zła na Dei.
- Bo śmiesznie wyglądasz kiedy wypinasz się do mnie tyłkiem – powiedziała zatykając sobie buzię ręką.
- Myslisz, że oglądanie twojego wypiętego dupska na każdym wyścigu jest fajne? – odgryzła się i popatrzyła na zdjęcie z fotokomórki. Wygrała! No, o chrapy. W zasadzie, nawet Zenka załapała się na wspólną fotę.
- No i nie marudź mi już więcej – klepnęła ją Dei w plecy.
Wyciągnęłam nogi ze strzemion i położyłam się na spoconym zadzie Sonador (fuuuu….). I tak sobie stępowałyśmy.
- Zaraz spadniesz – mruknęła Gniada stępując żwawo obok nas.
- Cicho siedź. Nie widzisz, ze się opalam? – syknęłam nie otwierając oczu.
- Heja! – no i Sońka mi wyrwała kłusem, a po chwili galopem. Podniosłam się momentalnie, złapałam wodze, ale nie zatrzymałam jej. Demon zaczął kłusować koło nas. Ruda poderwała się i stanęła dęba w czego wyniku ja wylądowałam na trawie.
- Śmiejcie się wy głupie jedne – warknęłam.
- Oj przestań – wiedziałam, że to Deiu mi takiego kawała wyciął.
- mamo, mamo! Ja się TURLAM! – zaczęłam się turlać po torze.
- Głupia – zaśmiała się Gniada przyprowadzając mi fuczącą kasztankę.
Podniosłam się z ziemi i władowałam się znowu w siodło.
- Nic ci nie jest? – ocho, Deja wzięły wyrzuty sumienia chyba.
- Nic, a nic – zaśmiałam się i ruszyłam stępem do wyjazdu z toru.
- Masz brudną kurtkę – dodała Gniada i wróciłyśmy spokojnym stępem do stajni.

Tam rozsiodłałyśmy, wciąż się śmiejąc, konie, wytarły porządnie, oblały kopyta wodą i nakryły derkami. Po sprawdzeniu czy wszystko ok., odstawiłyśmy je do boksów, a same poszły zjeść śniadanie. Wszystkim burczało w brzucholach


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Sonador [*] / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare