Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
30.03.11 - teren by Destiny

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Sonador [*] / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ev
Pensjonariusz
PostWysłany: Czw 15:59, 31 Mar 2011 Powrót do góry


Dołączył: 07 Mar 2011

Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Już rano nie mogłam się doczekać dzisiejszej przejażdżki. Ev poprosiła mnie, żebym potrenowała trochę w terenie kondycję jej pięknej klaczy Sonador. Zabrałam z salonu swoje rzeczy, wsiadłam do samochodu i ruszyłam do WSR Deandrei. O klaczy wiedziałam mało, jej właścicielka podała mi tylko najważniejsze informacje. Jak się zachowuje, czy boi się czegoś itp. Ruda kobyłka wyglądała ponad drzwiami boksu i strzygła uszami. Kiedy do niej podeszłam domagała się pieszczot. Nie miałam serca jej nie pogłaskać. Poklepałam ją po szyi i ruszyłam raźnym krokiem do siodlarni. Zabrałam zestaw do pielęgnacji i wróciłam do Sonador. Wyprowadziłam ją przed boks i uwiązałam. Była bardzo grzeczna. Dokładnie wyszczotkowałam jej rudą sierść, sprawiając jej tym wyraźną przyjemność. Czesząc grzywę i ogon zauważyłam, że są jak z jedwabiu. Bardzo przyjemne w dotyku. Czyszczenie kopyt poszło równie szybko co reszta czyszczenia. Stała grzecznie, podała wszystkie nogi bez sprzeciwów. Odniosłam zestaw i zabrałam rząd. Na ich widok ruda zarżała z radości. Chętnie wzięła wędzidło i cierpliwie czekała aż wszystko pozapinam. Kiedy położyłam siodło na jej grzbiecie zaczęła się nieco niecierpliwić. Popędzała mnie wzrokiem, gdy zapinałam popręg. Jakby chciała krzyknąć „Rusz się! Ja chcę już mój trening!”. Szybko założyłam swój sprzęt do jazdy i wyprowadziłam kobyłkę na zewnątrz. Cały czas musiałam mocno trzymać wodze, bo bardzo rwała się do przodu. Planowałam prowadzić ją aż dojdziemy do ścieżki, ale to było wręcz niemożliwe. Zatrzymałam ją i zwinnie dosiadłam. Ustawiłam sobie strzemiona, skróciłam nieco wodze i dałam Sonador delikatną łydeczkę. Zastanawiałam się czy od mocnej łydki nie zacznie mi galopować, więc zdecydowałam się na delikatną. Kasztanka ruszyła szybkim stępem. Próbowała przyspieszać, żeby sprawdzić czy podczas tej jazdy może rządzić jeźdźcem. Ja pokazałam jej, że musi się słuchać, co zbytnio jej nie zachwyciło. Szła i radośnie żuła wędzidło. Rozejrzałam się dookoła. Przed nami był zakręt, a tuż za nim długa prosta widoczna pomiędzy drzewami. Za zakrętem dałam jej kolejną lekką łydeczkę, ale ona nie zareagowała. Przypomniało mi się, że ona przecież nie znosi kłusa, no tak.. Dałam jej więc mocną łydkę. Klacz natychmiast przyspieszyła i już po chwili galopowałyśmy po prostej. Przeszłam do półsiadu i po ponad 10 minutach takiego żwawego galopu dałam rudej łydkę. Wystrzeliła jak szalona. Pędziła na łeb na szyję jakby to był jakiś wyścig z wiatrem. Ale podobało mi się to. Dawno nie jeździłam na koniu wyścigowym. Sonador też była wyraźnie zadowolona. Jazda po prostej była dla niej dziecinną igraszką, ale na zakrętach ciągle nieco zwalniała. Kiedy przed nami wyrosło przewrócone drzewo, zajmujące pniem całą drogę, dałam klaczy łydkę żeby przeskoczyła. Ona zrozumiała o co mi chodzi i tuż przed samą przeszkodą zahamowała. No tak… Musiałyśmy stępem objechać drzewo dookoła. Będąc znów na drodze popędziłam Sonador do szybkiego galopu a po kilkunastu minutach dałam jej pocwałować. Kiedy na jej bokach pojawiły się krople potu ściągnęłam wodze i klacz przeszła do stępa. Klacz parsknęła radośnie. Wydłużyłam wodze, żeby mogła się zrelaksować i wyciągnąć szyję. Po wielu minutach spaceru wyjechałyśmy na piękną, podłużną polankę. Sonador na jej widok wyrwała do przodu i zaczęła raźnie galopować. Szybko skróciłam wodze, przeszłam w półsiad i dałam jej mocną łydkę. Momentalnie przyspieszyła i po kilku sekundach pędziłyśmy jak szalone. To miejsce pewnie skojarzyło jej się z torem wyścigowym. Ścigała się z wiatrem. Linia drzew zbliżała się w niesamowitym tempie. Tuż przed nią zwolniłyśmy do spokojnego galopu. Powoli zbliżałyśmy się do stadniny. Ruda patrząc na drogę domyśliła się dokąd jedziemy i przyspieszyła kroku. Nie chciałam żeby poniosła, więc przeszłyśmy do stępa. Po chwili wyjechałyśmy z lasu i przed nami rozciągała się stadnina WSR Deandrei. Widok był zachwycający. Przed stajnią zsiadłam z klaczy. Rozsiodłałam ją i dokładnie wyczyściłam. Zrobiłam jej jeszcze masaż T-Touch i zaprowadziłam do boksu. Pożegnałam się i ruszyłam do domu.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Sonador [*] / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare