Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
skokowy by ja

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Sonador [*] / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ev
Pensjonariusz
PostWysłany: Pią 18:21, 25 Mar 2011 Powrót do góry


Dołączył: 07 Mar 2011

Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Wyszłam z siodlarni obładowana od stóp do głów. Na ramieniu przewieszone miałam ogłowie, siodło trzymałam w rękach, w zęby złapałam palcat. Wodze gdzieś tam ciągnęły się za mną, na nagarstku drugiej ręki powiesiłam siateczkę ze szczotkami, niedopity toczek opadał mi na oczy ograniczając pole widzenia do tego poruszanie się w zaciasnych butach nie należało do najprzyjemniejszych. Lekko się kiwając i rozpaczliwie walcząc o zachowanie równowagi, doszłam do stanowiska gdzie pozbyłam się wszystkich bambetli. Do ręki wzięłam jedynie uwiąz i pognałam do boksu kasztanki.

Kiedy mnie zobaczyła zarżała wesoło i rzuciła łbem. Uśmiechnęłam się na jej widok i pogłaskałam ją po chrapkach. Dzisiaj miałam zamiar z nią trochę poskakać. Zanim poszłam do sprzęt podałam kochanej Ani karteczkę ze schematem czegoś co miało posłużyć nam jako parkur i poprosiłam ją żeby ustawiła przeszkody mniej więcej tak jak na tym rysunku. Miały to być bardziej ćwiczenia niż jakiś niewiadomo jak ważny i ciężki trening. Po prostu, zanim zacznę na niej biegać postanowiłam, że sprawdzę ją we wszystkich dyscyplinach.

Otworzyłam bramkę boksu i dopiełam uwiąz do kantara. Pogłaskałam klacz po szyi i wyprowadziłam ją z boksu. Po drodze na myjkę usiłowała skubać mnie w bluzę, ale zawsze zdążyłam się w porę obrócić i skarcić ją wzrokiem. Może głodna była?
Jak zawsze pozwoliła się przypiąć do ściany (jak to głupio brzmi XD). Podczas czyszczenia stała grzecznie i nie wierciła się, więc w spokoju mogłam ją wytrzepać z kurzu (haha, jak dywan na trzepaku XD), rozczesać grzywę, sprawdzić kopyta oraz dokładnie założyć treningowe ochraniacze. Przy zapinaniu popręgu nie trochę się cofnęła i spojrzała na mnie jakbym co najmniej operowała przy jej brzuchu trzymając nóż w ręce. Ale w końcu skończyłam głupie, nieodzowne czyszczenie i siodłanie. Wcisnęłam sobie na łeb toczek, tak żeby nikt się nie czepiał, bo w końcu lubię spadać w najmniej oczekiwanych momentach i zwykle wyglądają te upadki groźnie, wiec dostałam nakaz jeżdżenia w tym czymś na łepetynie. Dopięłam porządnie paski, złapałam wodze i podreptałam z kasztanką w stronę hali.

Na miejscu wszysko było już poustawiane. Kilka niskich stacjonat, dwie kopertki i może ze dwa szeregi stacjonatek różnej długości. Do tego po obwodzie można było się spotkać z normalnie ustawionymi drągami oraz z drągami ustawionymi po kole. To będzie nam potrzebne do rozgrzewki.
Ustawiłam sobie strzemiono jakbym była niewiadomo jaką księżniczką w niewiadomo jak długiej suknii i spokojnie wdrapałam się na grzbiet Sonador. Kiedy już sobie wszystko poustawiałam tak jak należy dałam lekką łydkę i ruszyłyśmy powolnym stępem po obwodzie, żeby się rozgrzać.
Podczas kręcenia trzech kółek omijałam drągi i ćwiczyłam skręty jadąc wężykiem i robiąc co jakiś czas wolty i koła. Po tych kilku minutach przeszłyśmy do kłusa. Sońka ładnie zareagowała na sygnał i pomiędzy chodami może zrobiła ze trzy kroki przejściowe. Jechałam w kłusie ćwiczebnym, bo mam za leniwe dupsko, żeby je z siodła niepotrzebnie podnosić. Znowu przerobiłyśmy stały punkt programu jakim są wolty, koła i wężyk, ale do tego najechałyśmy też na drągi. Pierwszy szereg poszedł łatwo, jakby to było zupełnie normalne na każdej jeździe. Mi się nawet półsiad udał! A przynajmniej tak mi się wydaje…Potem przyszedł czas na te na kole. I tu się zaczęły schody, a raczej zrzutki i problemy ze skręcaniem. Oczywiście kilka razy wyrzuciło nas z tego koła, bo albo ja się zagapiłam i zapomniałam dać sygnału, albo Sonador strzelała focha i szła prosto zamiast skręcać.
Po jakiś piętnastu minutach pogoniłam ją do galopu. Musiałam jednak uważać, żeby nie zaczęła mi się wyrywać, gdyż to nie tor tylko hala i kto wie na której bandzie byśmy wylądowały.

Tor zaczynał się od stacjonaty. Zrobiłyśmy ładny najazd, klacz wybiła się poprawnie i bez problemu pozostawiłyśmy za sobą pierwszą przeszkodę. Teraz ostry skręt w prawo i koperta. Prze moment obawiałam się czy kasztanka mi się nie wyłamie, jednak po chwili zachwiania odbiła się od ziemi. Jednak zahaczyła nogą o belkę, która jakimś cudem nie raczyła upaść na piasek. Poklepałam Sonador po szyi i przejechałam przy ścianie. Znowu skręt i najazd na szereg składający się z trzech takich samych stacjonat. Pierwsza została pokonana bez problemu. Jednak przy drugiej zabrakło nam czasu na porządne wybicie i zaliczyłyśmy zrzutkę. Jednak co się będziemy tym przejmować XD Jedziemy dalej. Miałyśmy do pokonania jeszcze dwie koperty. Wszystko poszło gładko, oprócz tego, że przy ostatniej przeszkodzie oczywiście musiała mi wypaść noga ze strzemienia i zleciałam z grzbietu Sonador w locie. Ja to mam szczescie. Podniosłam się, otrzepałam, złapałam szalejącą po hali klacz i znowu jej dosiadłam. Anka poustawiała znowu przeszkody i przejechałyśmy jeszcze raz cały przejazd. Tym razem zaliczyłyśmy kolejną zrzutkę w szeregu. Nie miałam jednak siły na ciągłe powtarzanie dzisiaj dzisiaj uznałam, że nad szeregami będziemy pracować kiedy indziej.

Rozstępowałam zmęczoną klacz. Byłam z niej zadowolona. W zasadzie mało ze sobą pracowałyśmy, ale już wiedziałam, że razem możemy wiele


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Sonador [*] / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare