Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ev Pensjonariusz
|
Wysłany:
Pią 18:20, 25 Mar 2011 |
|
|
Dołączył: 07 Mar 2011
Posty: 70 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Jak mnie tu dawno nie było! Tak, wiem, że zawsze tak mówię, kiedy powracam do aktywności, jednak teraz jest trochę inaczej. Zawsze pracowałam dlatego, że bałam sie mieć własnego konia. Teraz przychodzę po to, żeby pomóc kogoś wyprowadzić w świat. Z resztą, kto z pracujących tu ludzi nie ma takiego celu?
Kiedy zajechałam do stajni zostałam przywitana zdziwionym spojrzeniem Nojki. Kurczę, przecież mieszkam u niej, a ta zrobiła minę jakby mnie sto lat nie widziała!
Dostałam rozpiskę. No cóż, tym razem nie trafił mi się koń trudny do opanowania i zrzucający jeźdźca co pięć minut. Cud miód i orzeszki.
Weszłam do stajni klaczy. Tutaj to w ogóle chyba od wielu lat nie postawiłam mojej czcigodnej stopy. Zwykle zajmowałam sie narwanymi ogierami usiłującymi pokazać swoją wyższość nad resztą świata. Dzisiaj zatrzymałam się dla odmiany, przy boksie pięknej kasztanki z tabliczką "Sonador". Oparłam się o bramkę i zacmokałam wesoło. Po chwili pokazał się rudawy łeb domagający się pieszczot. Na początku się zdziwiłam, jednak potem roześmiałam się i pogłaskałam klacz po chrapach. Tradycyjnie się przedstawiłam i uznałam, że trzeba konisko trochę przepędzić, chociaż z tego co słyszałam, ruch miała cały czas zapewniony.
Wzięłam jej szczotki wiszące w siateczce przy boksie. Weszłam do środka. Nie spotkałam się z żadnym sprzeciwem więc uśmiechnęłam się tylko szeroko i zaczęłam czyszczenie. Trochę się wierciła, ale nawet tego nie zauważyłam. Przy czyszczeniu kopyt wyrwała mi prawą, przednią nogę, ale to tak, jakbym po prostu wzięła ją z zaskoczenia. Po chwili bez zbędnych przepychanek pokazała mi swoje kopyto od spodu i pozwoliła se je wyczyścić.
Zabrałam sie za siodłanie. Zero problemu. Pozwoliła wszystko dokładnie pozapinać, normalnie przyjęła wędziło, mogłam w spokoju zapiąć popręg...marzenie mieć takiego konia!
- No to kochana, dzisiaj pojedziemy w teren - powiedziałam ochoczo wyprowadzając ją przed staję. Śnieg jeszcze leży, mróz szczypie i jakoś wyjątko, chyba pierwszy raz w moim krótkim życiu, nie miałam wogóle ochoty na bieganie. Może mi się przejadło?
Sprawnie wskoczyłam jej na grzbiet i zaczęłam ustawiać ostrożnie strzemiona. Przez tą cholerną temperaturę zabrało mi to chyba pięć razy więcej czasu niż normalnie. Do tego musiałam jeszcze uważać, żeby znając moje szczeście, nie urwać żadnych pasków ani sprzączek. Po chwili byłam gotowa do drogi.
Dałam mocną i wyraźną łydkę - przyzwyczajenie głupie.
Poszłyśmy stępem w kierunku szerokiej drogi prowadzącej do lasu. Nie miałam zamiaru dzisiaj wariować. Conajwyżej jakiś kłus. Ale galopowi mówimy stanowczo nie - moje gardło nie wytrzymałoby tego.
Tak wiec wlokłyśmy się jak te krowy na pastwisku w stępie. W między czasie robiłam młynki, rozciągałam się i machałam nogami wyciągniętymi ze strzemion. Dosłowne opierdalanie się.
Po jakiś 15 minutach wjechałyśmy do lasu gdzie mogłam dać sygnał do kłusa. Przyjemnie mi się nawet tak jechało. Potem kilka wolt, tam gdzie znalazłam trochę więcej miejsca. Ładnie skręcała i była cierpliwa. Potem przejścia kłus - stęp i na odwrót. Łatwiej było z kłusa przejś do stępa....
Byłyśmy w trasie jakąś godzinę. Dłużej się nie dało bo zgonił nas mróz Very Happy
Ale obiecałam,że kiedyś zabiorę Sonador na trening, a kto wie, może przejmę nad nią opiekę? Życie pokażę Very Happy
Post został pochwalony 0 razy |
|
 |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|