Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
naut Pensjonariusz
|
Wysłany:
Śro 16:57, 22 Cze 2011 |
|
|
Dołączył: 04 Kwi 2011
Posty: 213 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Dzisiaj wstałam o godzinie ósmej i od razu wyjrzałam przez okno. Słońce wpadało do mojego pokoju i oświetlało go namiętnie. Już myślałam, że gdy wyjdę na zewnątrz, umrę śmiercią męczeńską w zabójczych promieniach ognistej planety. Popatrzyłam na termometr, po czym aż krzyknęłam ze zdziwieniem, radością, a może nawet strachem? W każdym razie, było siedemnaście stopni! Wczoraj o tej godzinie było ich ze dwadzieścia pięć, więc zapowiadał się idealny dzień na teren.
Cała w uśmiechach ubrałam się w nowe, szare bryczesy i białą koszulkę polo. Zbiegłam na dół i przywitałam się z Kaną. Przygotowała nam pyszne śniadanie, więc wzięłam jedną kanapkę i oznajmiłam, że dzisiaj nie zjemy wspólnie, bo jadę do Sun'a. Kana jakby zmarniała, ale zagroziła mi, że jak nie zjem z nią kolacji, to nie pozwoli mi wychodzić z domu. Zaśmiałam się i obiecałam jej, że na kolacji będę, po czym pożegnałam się z nią i pobiegłam do samochodu z kanapką w paszczy.
Do Deandrei zajechałam po godzinie. Niestety tak jesteśmy od siebie oddaleni, ale cóż na to poradzić. u.u Jako, że jestem przewrażliwiona na punkcie pogody, spojrzałam na termometr, który zamontowałam sobie w samochodzie. W środku było dwadzieścia jeden stopni, a na zewnątrz dziewiętnaście!
-"Oh my god! Dzisiaj będzie chłodno!" - pomyślałam i wysiadłam z samochodu.
-Tiarcu przyjechała! Ludzie, wyłazić z kryjówek, nie bójta się mnie! Pierwsze trzy osoby, które do mnie podejdą, jadą ze mną w teren! - wykrzyczałam na całe Deandrei.
Już po chwili zobaczyłam Sayuri pędzącą w moim kierunku. Gdy już była wystarczająco blisko mnie, zwolniła i objęła mnie ramieniem.
-No czeeeeść Tiaaaaruuuuś! - uśmiechnęła się radośnie. -Co tam u Ciebie, kochanie? - zaświergotała.
-Dobra, jedziesz. - gdy to powiedziałam, Say od razu się ode mnie odkleiła i szepnęła pod nosem "Yes!". Uśmiechnęłam się mimowolnie i powolnym krokiem szłam w stronę stajni. Gdy już miałam wchodzić do środka, wyskoczyła na mnie Deidre.
-Jadę, jadę?! No powiedz, że jadę! Jestem pierwsza, jestem, jestem?! – Dejszu zaczął wymachiwać łapkami i szczerzyć do mnie swoje pikne, białe ząbalki.
-Nie jesteś pierwsza… – odparłam, na co Deisz posmutniała. –…ale jesteś druga i jedziesz! – poklepałam ją po ramieniu z uśmiechem.
Na sam koniec zaskoczyła mnie Nautika, która z wielkim bananem na twarzy dała mi marchewkę i powiedziała, że przygotowała ją specjalnie dla Sun’a. Poczochrałam ją po włosach i chwyciłam jej rękę.
-Gratuluję! Jesteś szczęśliwcem, który załapał się na teren ze mną! – potrząsłam jej ręką i podeszłam w końcu do mojego kasztanowatego potwora.
Sun groźnie łypał na mnie okiem, bowiem trzymałam w ręku warzywo zagłady – marchewkę, która potrafiła odmienić niejednego milutkiego konika salonowego w zwierzę do zabijania. Popatrzyłam na niego równie groźnie, po czym kucnęłam i podeszłam do jego boksu. Sun schylił się tak, że jego paszcza była dokładnie przy moich włosach. (Cholera, a myślałam, że mnie nie dosięgnie.) Dancer wpatrywał się w marchewkę, pomlaskiwał, kulił uszy, parskał, kopał w drzwi boksu, zaczynał rżeć. W końcu wepchnęłam mu do pyska marchewkę, która była równie pomarańczowa jak on. Gdy tylko ją schrupał, parsknął z zadowoleniem, machnął głową i odwrócił się do mnie tyłem.
-A NIECH CIĘ, SUN, PANIE KONIKU! – krzyknęłam na niego i wmaszerowałam do jego boksu, jednak sekundę później wymaszerowałam z niego jeszcze szybciej, bo zapomniałam szczotek.
Wróciłam szybko do Dancerka podskakując przez cały korytarz. Wszystkie konie patrzyły na mnie z ironią, ale kij z tym. XD Wlazłam z powrotem do boksu i myślałam, że zabiję tą rudą kulkę, która położyła się na ziemi i drzemała. u.u Ja to nie mogę zasnąć przez godzinę, a to to śpi już po dwóch minutach. Usiadłam więc na ściółce i zaczęłam dźgać paluchem szyję Sun’a. Rudy w końcu zdenerwowany wstał i popatrzył na mnie z politowaniem. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha i zaczęłam go czyścić.
Chwilę później wyszłam z boksu, jedną ręką prowadząc konia, w drugiej trzymając pudełko ze szczotkami. Moja mina wyglądała mniej więcej tak: -.-‘ bo skapnęłam się, że w boksie dokładnie go nie wyczyszczę, bo się tam kurzy. Przywiązałam go więc na stanowisku i zaczęłam czyścić po raz drugi. Młody nie był bardzo brudny, więc uporałam się z nim szybko. Potem jednak coś mi nie pasowało w jego grzywie, więc zaczęłam się w niej babrać, przerywać, podcinać, rozczesywać i wgl. Wyglądało to co najmniej dziwnie.
Po kilkunastu minutach Sun już cały lśnił. Poszłam więc do samochodu po sprzęt, który zakosiłam Hidalgowi. Było to bowiem siodło wszechstronne, ogłowie i czapraczek. Zaczęłam siodłać rudego, który był niewiarygodnie spokojny przez cały ten czas. Na koniec założyłam mu ogłowie, ale wtedy zaczęły się schody. Dancer zaczął mnie dziobać swoim białym dziobem. Trzepnęłam go w szyję, więc na chwilę się ode mnie odczepił. Potem zaczął mnie skubać, bo jest takim małym, rudym, chudym, wysokim skubańcem. x.x Westchnęłam więc tylko, pogłaskałam go i dałam mu kostkę cukru. Sun delektował się tym przysmakiem, a potem zaczął mnie ciągnąć za włosy. W końcu się wkurzyłam i zaczęłam się żalić Deicowi, że boję się Sun’a. Deisz zaczął się śmiać, na co ja się fochnęłam i powiedziałam jej, żeby sama poszła do niego i zobaczyła jaki to potwór. Dei zrobiła więc to, o co ją prosiłam, a raczej kazałam. Stanęła przed Sun’em i popatrzyła na niego. Rudy momentalnie chwycił ją za włosy i zaczął memlać. Dei odskoczyła od niego ze smutną miną i powiedziała, że przed chwilą skończyła czesać swoje loczki, które czesała pół godziny. Pomyślałam, że to prawie tak, jak ja i Sun – w końcu najdłużej guzdrałam się z jego uczesaniem. Powiedziałam Deiszowi, żeby poszła przyszykować Zenkę, ale ona odparła, że już dawno to zrobiła i gniada czeka tylko na osiodłanie. Stwierdziłam, że jestem leniem, który przez godzinę nie osiodłał konia, tylko bawił się z nim, prowokując go marchewką do zabijania. Zameldowałam więc, że jestem już gotowa i możemy ruszać.
Say przywędrował do nas z Don’tem, który zaczął rżeć i kłaść po sobie uszy, gdy zobaczył Sun’a. Rudy natomiast tylko odwrócił się w stronę dźwięku i zaczął bacznie przyglądać się kasztanowatemu ogierowi z wykrzyknikiem na głowie. Trochę to komicznie wyglądało, gdy Don’t wychodził z siebie, skakał, parskał, rżał, żeby przestraszyć i odgonić stąd Sun’a, a Dancer tylko stał i ze spokojem się na niego patrzył. Chwilę później dołączyła do nas Deidre z Zenką i Nautika z Seiguent’em. Gdy tylko Zenia znalazła się w pobliżu Hurt’a, ten zaczął jeszcze bardziej świrować. Seig położył uszy po sobie i mlasnął z niezadowoleniem, a Sun zaczął ziewać, po czym odwrócił się, wyraźnie znudzony zachowaniem ojca. My już też byłyśmy znudzone – była już dziesiąta, a my nawet nie wyjechałyśmy z Deandrei. Poleciałam jeszcze zobaczyć ile jest stopni i ku mojej uciesze było ich nadal dziewiętnaście. Nie powinno być ich więcej niż dwadzieścia pięć, więc spoko. ^^ Wróciłam do dziewczyn, które gadały o wszystkim i o niczym i w końcu wsiadłyśmy na rumaki. Pierwsza ustawiłam się ja z Sun’em. Za mną jechała Naut z Seigiem, za nimi Dei z Zenią, a na końcu Say z Gwałtem. Z pewnością i tak ta kolejność się pozmienia, albo będziemy jechać obok siebie.
No i nareszcie ruszyliśmy. Sun szedł spokojnym stępem, dałam mu długą wodzę, więc miał spuszczoną szyję, lecz i tak rozglądał się na boki. Seiguento najpierw szedł spokojnie, potem przyspieszał i nie chciał zwolnić, potem znowu się uspokajał, a później na nowo zaczął napierać na wędzidło i pruć szybkim stępem do przodu. Wyglądał trochę jak kucyk, który tak megaszybciuteńko przebiera nóżkami. XD Deidre na Zence miała jako taki spokój, bo jej klacz szła pewnym krokiem przed siebie, nie wahając się, nie zwalniając i nie przyspieszając. Jedynym problemem było jej machanie głową, które było reakcją na zachowanie Seiga. Don’t natomiast był zachwycony widokiem, jaki roztaczał się przed nim. Oczywiście nie chodzi tu o piękne lasy, niebieskie niebo, rzekę itp. Konkretniej chodzi o tył Zenyatty.
Stępowaliśmy sobie spokojnie, rozmawiając o tym i o tamtym, przez około dwadzieścia minut. Konie, o dziwo, nie sprawiały przez ten czas żadnych, dużych problemów. Sun szedł skupiony i słuchał moich poleceń, Seig przestał przyspieszać i zwalniać, Zeniszcz już prawie przysypiała, a nawet Doncisz przestał odwalać szopki. Jednak to co miłe, szybko się kończy. Cała nasza czwórka ruszyła żwawym kłusem. Na początku wszystko było w porządku, ale potem Sun stanął na gałązce, która pękła z głośnym hukiem. Dancer zareagował na to momentalnie i zatrzymał się, przez co Seiguento wjechał mu w zad. Wtedy Seig się cofnął, Zenia oburzona prychnęła i machnęła ogonem, którym rozproszyła Don’ta, a ten znowu zaczął podniecać się klaczą idącą przed nim. Wyglądało to jak reakcja łańcuchowa, a wszystko przeze mnie. u.u Pomyślałam, że musimy zmienić układ. Zaproponowałam następującą kolejność: Say z Don’tem, ja z Sun’em, Naut z Seig’iem, a na końcu Dei z Zenią. Nikt nie był poszkodowany, w związku z tym, że jest ostatni czy pierwszy, każdemu to odpowiadało, a nawet każdy tak wolał, żeby konie znowu nie denerwowały siebie nawzajem.
W końcu zakłusowaliśmy na dobre, każdy prowadził konia w skupieniu, ale od czasu do czasu rozmawiałyśmy ze sobą o pięknych widokach i zachowaniach koni. Chwilę później wyjechałyśmy z lasu, na wielką, otwartą przestrzeń. Wydawać by się mogło, że każda z nas uśmiechnęła się pod nosem na myśl o tym, co będzie za chwilę. : D W każdym razie, ustawiłyśmy się tak, żeby cała nasza czwórka szła obok siebie. Było tak przyjemniej i łatwiej się w ten sposób rozmawiało. xd Jechałyśmy dość długo, raz anglezując, a raz wysiadując kłus. Gawędziłyśmy cały czas i ogólnie było bardzo miło. ^ ^ Po kilku minutach kłusa stwierdziłyśmy jednogłośnie, że to odpowiednia pora na galop. Ustawiłyśmy się równo obok siebie, w większych odległościach niż wcześniej, by konie miały więcej przestrzeni wokół siebie. Ja i Dei dociągnęłyśmy jeszcze popręgi, Naut poprawiła strzemiona, a Say tylko przełknęła ślinę i chwyciła mocniej wodze Doncisza.
Dałyśmy koniom sygnał do galopu – zacmokałyśmy parę razy i ścisnęłyśmy ich boki łydkami. Don’t wystrzelił galopem jako pierwszy, za nim pobiegła Zenyatta, potem Sun, a na końcu Seig. Hurt pędził przed siebie bez obaw, wyciągnął się jak tylko mógł najbardziej i przeszedł do cwału. Say zrobiła półsiad i prowadziła go przed siebie, omijając zwinnie większe kamienie leżące na ziemi. Zenobia również zaczęła cwałować, prychając przy tym cicho. Dei w półsiadzie kierowała nią tak, żeby nie wjechać w zad Gwałtkowi, żeby nie wjechać w kamienie i żeby nie wlecieć do rzeki. Sun oczywiście nie byłby Sun’em, gdyby nie zrobił tego, co pozostałe konie, tylko że dziesięć razy szybciej. Przyspieszył do mega szybkiego cwału i nie mogłam go utrzymać i opanować. u.u Wyprzedził Zenię, potem biegł łeb w łeb z Don’tem, ale w końcu zmęczony tym szaleńczym biegiem zwolnił tak, że zrównał się z Seig’iem. Dancer niby umie szybko biegać, ale na krótkich dystansach. Za to zaraz im pokażemy jak biegają długodystansowce. ]:> Oczywiście byłam świadoma tego, że również Hurt jest świetnym biegaczem długodystansowym, no ale co z tego. XD Wracając do pędu naszych koni – Seiguento oczywiście biegł jako ostatni, ale co się dziwić, skoro konkurował z folblutami. Szczerze mówiąc na tym tle i tak wypadł dość dobrze, no bo ostatecznie biegł na równi z Sunikiem.
Gdy Dancer już trochę odpoczął po szybkim cwale, przyspieszyliśmy nieco, ale nie tak, by pędzić niewiadomo jak szybko, tylko tak, żeby pokonać jak największy dystans. Don’t cały czas prowadził, a Say nie zatrzymywała go. Dei na Zeni walczyły zacięcie, bo gniada również jest długodystansowcem. Sun robił duże susy i stopniowo zostawiał Seig’a w tyle. Zenyatta nie jest już młoda, więc powoli zaczęła wytracać prędkość. Dancer zrównał się z nią, a Dei kiwnęła do mnie głową z uznaniem. Byliśmy już bardzo blisko Don’ta, a prosta powoli nam się kończyła. Zaczęłam więc spowalniać Sun’a. Gdy już przeszedł do stępa, poklepałam go i pochwaliłam, bo bardzo dobrze się spisał. Say na Gwałcie również się zatrzymali. Odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam jak stępem doganiają nas Dei i Naut. Seiguento był spocony i zmęczony, ale widać było, że jeszcze by pobiegał. :p Zenyatta oddychała równo i spokojnie, nie była bardzo zmęczona, ale pot wstąpił jej na łopatki i grzbiet pod czaprakiem. Say z Don’tem zawróciła i podjechała do nas. Hurt wyglądał wręcz na odprężonego i dumnego ze zwycięstwa. Sun natomiast był cały mokry, ale nie dyszał, więc mimo wszystko było dobrze. ^ ^ Nasz mini wyścig wyszedł nam bardzo fajnie, wszystkie byłyśmy zadowolone.
Zawróciłyśmy więc i wolnym stępem szłyśmy w drogę powrotną. Dałam Sun’owi długą wodzę, więc wyciągnął szyję i prychał co jakiś czas. Don’t rozglądał się dookoła, a potem kilka razy zarżał, wpatrując się w Zenyattę, która szła spokojnie, z podniesioną głową. Seiguento również opuścił głowę i kiwał nią na boki. Musiałyśmy przestępować przez całą prostą, na której cwałowałyśmy dość długo, więc do lasu wjechałyśmy dopiero po dziesięciu minutach. Tam ustawiłyśmy się ponownie w zastęp, w takiej samej kolejności jak poprzednio: Don’t, Sun, Seig, Zenia. Konie szły spokojnie, były już nieco zmęczone, więc nie dokazywały tak jak wcześniej. Nawet gdy Dancer stanął na gałązce, lub gdy w niebo wzbiło się stado ptaków, konie tylko spojrzały w daną stronę i kontynuowały marsz.
Byłyśmy już niedaleko stajni, a konie odsapnęły. Sun sam z siebie podniósł głowę, mimo, że miał długą wodzę, a Don’t znowu zaczął prychać i odwracać się w stronę Zeni. Zakłusowałyśmy więc, by szybciej dojechać na miejsce. Konie kłusowały w skupieniu i względnym spokoju. My natomiast rozmawiałyśmy o tym, gdzie i kiedy pojedziemy w następny taki teren, a także umówiłyśmy się na folbluci trening i wypad na całodniowy rajd.
Do Deandrei zajechałyśmy na jedenastą dwadzieścia i od razu zeskoczyłyśmy z koni. Rozsiodłałyśmy je i zaprowadziłyśmy na karuzelę, by trochę postępowały. My poszłyśmy odnieść sprzęt i przygotowałyśmy szczotki, żeby mieć później wszystko gotowe. Po dziesięciu minutach poszłyśmy na karuzelę i zabrałyśmy swoje konie. Każda zaczęła czyścić swojego rumaka, a potem po kolei szłyśmy do myjki, by ochłodzić im wodą zmęczone nogi i grzbiety. Potem wypuściłyśmy konie na pastwiska, a same poszłyśmy do domu by trochę się ochłodzić. Deisz znów poczęstował nas lodami, więc siedziałyśmy w zimnej kuchni, jedząc zimne lody i rozmawiając o dzisiejszych przeżyciach
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|