Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
naut Pensjonariusz
|
Wysłany:
Śro 16:16, 06 Kwi 2011 |
|
|
Dołączył: 04 Kwi 2011
Posty: 213 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
~2o.o6.2o1o~
Wysiadłam z samochodu i zobaczyłam Seia na pastwisku. Pearl skubał trawę nieco dalej, ale już był cały w błocie. Perlik był w kantarze, co było wielkim plusem - szybciej go złapię ;p! Poszłam po jego uwiąz i znów na pastwisko. Kiedy maluch mnie zobaczył, ruszył sprężystym kłusem, przyglądając mi się. Kiedy był już przy mnie, dostał jabłko. Podpięłam mu uwiąz i wyprowadziłam z pastwiska, do stajni, na stanowisko do czyszczenia. Poszłam po szczoty i wróciłam ze skrzynką. Najpierw zgrzebłem grzbiet, brzuch, zadek, szyja. Potem włosianką ogólnokształt, grzebyczkiem grzywa i ogon. Chrapy przetarłam nawilżoną szmatką i do ręki wzięłam kopystkę. Podeszłam do nogi i od razu dostałam kopytko ;D. - Dobry konik.. - Pochwaliłam go i po wyczyszczeniu wszystkich kopyt jabłucho x3. Potem poszłam po nauszniki i ogłowie. Nauszniki na uszy, z tym nie było problemu, jedynie skulił uszka po założeniu. Zdjęłam kantar i ujęłam jego łeb, żeby nie mógł zwiać. Założyłam wodze na szyję i spróbowałam włożyć mu wędzidło do pysia. Pearl zacisnął zęby i ani myślał przyjąć wędzidło. - Maaaluch... - Mruknęłam cicho i wsadziłam palce w kąciki warg. Otworzył pysk, a ja wsunęłam wędzidło. Ogłowie umieściłam na swoim miejscu, pozapinałam wszystkie paseczki i dałam kostkę cukru ogierasowi. Poszłam po siodło z czaprakiem i podkładką. Nałożyłam mu na grzbiet, wyrównując czaprak i dopasowując wszystko na swoim miejscu. Popręg narazie na pierwszą dziurkę z obu stron. Pearl wyglądał na obrażonego . Poszłam po ochraniacze i kalosze. Ochraniacze założyłam na 4, kaloszki na przody. Zrobiłam sobie strzemiona i założyłam kask i rękawiczki, do ręki wzięłam palcat. Podeszłam z nim do schodków, zebrałam wodze żeby się nie ruszył, podciągnęłam popręg i wsiadłam. - Dobrze bobrze, jedziem .- Powiedziałam do kasztana i łydka i wypchnięcie od krzyża na parkur. Tam, były ustawione różne przeszkody i drągi, ale ja nie zamierzałam nic z nim dziś więcej robić niż stęp. Dałam mu dość luźną wodzę, jedynie lekki kontakt. Co jakiś czas dodawałam łydki, bo chciał się zatrzymywać. Jak na taką długą przerwę, chodził wprost genialnie! Nie płoszył się, tylko szastał ogonem bo bokach bo muchy się naprzykrzały. Mnie już zdążył ugryźć komar, więc też już miałam dość dzisiejszego stępowania, ale żeby jutro móc już kłusować, trzeba było konika rozruszać trochę. Ogólnie to już wylonżowany był i niby mogłabym z nim kłusować, ale wolałam to zrobić jutro, żeby mieć pewność że wszystko idzie w dobrym tempie. Widziałam, że czekał na jakieś polecenia, więc zmiana kierunku przez przekątną i zaczęłam z nim kręcić jakieś wolty, wężyki, serpentyny, ósemki... Nie wymagałam niewiadomo czego, tylko żeby szedł grzecznie tam gdzie JA chcę . Nie sprawiał problemu, był trochę mało skrętny ale jeszcze mu to wybaczę x3. W końcu na pierwszym chodzeniu pod jeźdźcem od... kilku miesięcy, nie można za dużo wymagać. Jednak na za dużo nie można pozwolić, a mały już po chwili spróbował się położyć. Wtedy sprzedałam mu mocną plombę, kilka baciorów i łydek. Od razu się podniósł, zaczął stawiać i odskakiwać. Dopiero teraz przekonałam się, że to będzie ostra jazda... Kilka kół stępem i już nawet nie próbował się położyć. - Oj, Perluś, Perluś... - Mruknęłam i występowałam z nim do stajni na luźnej wodzy. Po drodze spotkałam Karuchnę na Valku. Pearl od razu zarżał do kolegi, widać go kojarzył jeszcze z SC. Porozmawiałam chwilę z Karuchną, podziwiając ogierka. W końcu rozeszłyśmy się, bo obu już zaczynało się nudzić x3. Ja do stajni, a Karr w teren. W stajni, zsiadłam, zdjęłam z niego siodło z czaprakiem i podkładką i podałam jabłko pod nos. Kasztek zjadł go z zadowoleniem, najwyraźniej to wynagrodziło mu to,że musiał pochodzić ze mną na grzbiecie. Zdjęłam ogłowie i na łepek założyłam kantar. Przypięłam uwiązem żeby nigdzie nie poszedł i umyłam wędzidło. Odwiesiłam ogłowie na haczyk i zdjęłam kalosze, potem ochraniacze. Na myjce zlałam nogi, załozyłam owijki i derkę i puściłam na pastwisko.
~21.o6.2o1o~
Przyjechałam do stajni i od razu poszłam po Pearl'a, żeby było szybciej. Okazało się to nie takie proste, ponieważ kiedy tylko podeszłam, ten uciekał kłusem do Seig'a, a ten myśląc tylko o zabawie, galopował przed siebie. Wiedziałam, że jabłko nie przerwie zabawy więc nawet nie próbowałam. Zdecydowałam się jednak pójść po uwiąz. Kiedy ogry zobaczyły, że wychodzę, zdziwiły się i nawet pokłusowały do bramy. Wróciłam po chwili z uwiązem i od razu odkłusowały od bramy, dalej się ganiając. W końcu jednak prawie na mnie wpadli. - Hej! - Powiedziałam głośno, stanowczym tonem, tak że aż stanęły zdziwione. Podeszłam do Pearl'a nic nie mówiąc, podpięłam uwiąz i uśmiechnęłam się lekko. Pogłasakłam go po szyi i obu dałam po jabłuszku x3. - Aaj, małe małe dzieciaki :lol2:... - Mruknęłam z uśmiechem, a Sei pogalopował sobie do jeziorka, bo było dziś nieźle gorąco. Perlik chciał oczywiście pobiec za nim, ale nie puściłam, tylko prowadziłam do bramy pastwiska. Szedł więc za mną grzecznie. W stajni wyczyściłam go, osiodłałam i wyprowadziłam w ręku na parkur. Wsiadając, zebrałam wodze na kontakt delikatny, bo ostatnio nie był to dla nas problem, ale okazało się, że nigdy nie należy do końca ufać konikowi. Mały zaczął się zniżać kiedy przerzucałam nogę na drugą stronę i od razu dostał plombę, kilka batów. Zaczął dębować i strzelać wysokie barany, uciekać w bok. To były jego bunty, musiałam wygrać tą walkę, żeby nie myślał że on rządzi. Strzemiona gdzieś mi się poplątały i nie mogłam ich złapać. Trzymałam wodze krótko, nie przestając trzepać batem w łopatkę dopóki nie przestanie brykać. Pearl schylił łeb, a ja poleciałam do przodu ciałem, zupełnie zdziwiona tym, że przestał. Koń przestał się buntować, ja przestałam go karać. Podniósł łeb, jednocześnie wsuwając mnie znów do siodła. Stał grzecznie, czekając aż ja się usadowię. Na mój sygnał ruszył żwawym stępem po śladzie. Przejechaliśmy dwa koła w obie strony i zmiana kierunku przez przekątną. Dwa koła na tą stronę i kręcimy sobie wolty, ósemki, serpentyny, wężyki na obie strony. Już teraz wymagałam lekkiego zebrania i było super. Teraz dostrzegałam jaki to cudowny koń, posłuszny, mądry, kochany. Po wjeździe na ślad, poklepałam go po szyi i zatrzymałam. Podciągnęłam popręg i łydka do stępa. Na długiej ścianie zakłusowanie. Trzymałam na wodzy delikatnie, żeby za bardzo nie pędził, bo wiedziałam że jest taka możliwość po takiej przerwie. Jednak Perlik szedł spokojnym kłusem. Mimo tego, że nie był zbyt wysoki, tak miękko nosił, że zastanowiłam się czy nie zacząć z nim kiedyś ujeżdżenia. Szedł lekko, z gracją, widać było że sprawia mu to przyjemność! Anglezowałam, wczuwając się w jego ruchy. Po chwili do stępa i poklepałam w nagrodę po szyi. - Doobry koń... - Mówiłam i zmiana kierunku przez przekątną. Tam ponowne zakłusowanie i 2 koła kłusikiem. Potem wjazd na woltę, wężyk, serpentynę po kolei. Potem zmiana kierunku w kłusie + zmiana nogi w anglezowaniu. Kilka woltek, serpentynek i do stępika. Był już troszkę spocony na szyi i zadku, jednak ciągle się starał. Na dziś koniec. Rozkłusowałam i rozstępowałam kuniorka i do stajni. Tam rozsiodłałam i na grzbiet od razu derkę. Ochraniacze zostawiłam, kalosze zdjęłam. Kantar na łepek ogłowie umyć i na haczyk. Dostał jabłko i poszliśmy na myjkę. Tam zlałam mu nogi i założyłam owijki. Puściłam go na pastwisko gdzie od razu się wytarzał ;D.
~22.o6.2o1o~
Przyjechałam i poszłam na pastwisko, gdzie konie teraz przebywały częściej niż w boksach czy biegalniach, ze względu na bardzo ładną pogodę. Planowałam dziś trochę pogalopować na Perliczku, nie powinno być problemu chyba . Poszłam z uwiązem na pastwisko a Pearl pogalopował do mnie, ciągnąc za sobą Seia. Oboje dostali po połówce jabłka. Podczepiłam uwiąz do kantara kasztana i wyprowadziłam go do stajni, na stanowisko. Poszłam po szczotki. Zdjęłam derkę i owijki. Maluch miał za długie pęciny więc podcięłam. Na grzywie zaplotłam warkoczyki *-*! Ale je rozplotłam bo wyglądał jak klaczuch . Zrobiłam kopyta, zgrzebłem i włosianką ogólnokształt i osiodłałam. Zrobiłam parę fotek, no bo bez tego nie da rady x333! Wyprowadziłam go w ręku na parkur i tam wsiadłam. Już nie było prób kładzenia się, chociaż wodzy nie zbierałam. Poklepałam go po szyi i na ślad stępem. Kilka kółek stępem i usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Perluś postawił uszy na sztorc i szedł niepewnie. Dodałam łydki i znów wszystko było dobrze. Okazało się, że dzwoniła Kana, żeby spytać czy jestem u koni bo do mnie jedzie ;D. Powiedziała że będzie lada chwila żeby porobić mi zdjęć i zająć się Seiciem bo mam dwa konie teraz pod opieką a wie ile to roboty z jednym. Zgodziłam się i rozłączyłam. Zmiana kierunku przez przekątną i stępujemy 2 koła. Potem zakłusowanie i w kłusie anglezowałam tradycyjnie. Po kilku kołach wjazd na woltę w każdym rogu. Usłyszałam że jakis samochód jedzie, ale jeśli to Kana to się domyśli że w taką ładną pogodę nie tłukę się na hali. I moje przypuszczenia się sprawdziły! Na parkur weszła kana z uśmiechem na twarzy. Od razu zaczęła ględzić i pstrykać zdjęć. Potem poszła do Seia żeby się z nim pobawić. Ja na chwilę do stępa. Koło stępem, zakłusowanie i zagalopowanie. Jechałam w pełnym siadzie naszczęście bo przy pierwszym kroku od razu mały baranek. Przegalopowałam go 2 koła w dwie strony i do kłusa. Był cały mokry i zmęczony, rozkłusowałam go bez strzemion. Po rozkłusowaniu do stępa i rozstępowałam też bez strzemion. Po rozstępowaniu wyjechałam do stajni. Po drodze Kana do nas dołączyła, żeby pomóc mi rozsiodłać ogieraska. Gadałyśmy trochę. Przed stajnią zsiadłam i już w ręku wprowadziłam ogra na stanowisko. Tam od razu zdjęłam ogłowie i założyłam kantar, siodło kana już odnosiła z osprzętem a ja założyłam derkę. Kana wróciła więc ona go trzymała a ja zlałam nogi, potem założyłam owijasy. Puściłyśmy go na pastwisko i pojechałyśmy do mnie.
~22.o6.2o1o~
Przyjechałam z Kaną, bo koniecznie chciała mi pomóc . Było dość chłodno, w dodatku zaczynało kropić. Kiedy doszłyśmy z uwiązami do pastwiska, nieźle już lało. Pomogłyśmy Nojce spuścić wszystkie konie oprócz naszych, bo je wzięłyśmy w ręku do stajni. Wyczyściłyśmy je szybko, na Perliczka założyłam derkę z kapturem i owijki i kalosze, na Seiczka dereczka x33. Wyprowadziłyśmy je szybko, ja od razu wzięłam lonżę i bat do lonżowania. Weszłyśmy na halę, zapaliłyśmy światło i zamknęłyśmy drzwi. Perlicz stał zaciekawiony, a ja puściłam go luzem, to samo zrobiła Kana. Muszą się zapoznać z halą. Ustawiłyśmy drążki na stęp i kłus. Pearl akurat niuchał trybuny, kiedy rozpętała się burza. Błysnęło i huknęło, a Perlik odskoczył i stał przerażony. Sei zwiał czym prędzej w moim kierunku, ale ja pobiegłam do Perliczka. Stał przerażony, aż dygotał! Objęłam jego mokrą szyję, gładząc go rękoma po łopatkach. - Peerluś, Peerluuś... - Mówiłam do niego cicho, po chwili doczepiając mu uwiąz do kantara i prowadząc do kany. - Chodźmy do stajni bo nic nie damy rady dziś zrobić... - Mruknęłam i wyprowadziłyśmy do stajni ogry korzystając z tego, że przez chwilę nie grzmiało. Zdjęłam kalosze Perliciowi i puściłyśmy obydwóch na biegalnie. Tu nie słychać było grzmotów więc odjechałyśmy do mnie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|