Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
~ 2o.o6.2oo8 ~ Ciąg dalszy ćwiczeń BY SARA

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> ARCHIWUM / Pearl Harbour / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
naut
Pensjonariusz
PostWysłany: Śro 16:13, 06 Kwi 2011 Powrót do góry


Dołączył: 04 Kwi 2011

Posty: 213
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Trener: Sara
Koń: Pearl Harbour
Data: 20.06.2008
Czas trwania: 10.00 - 12.00
Miejsce: roundpen, teren
Pogoda: słonecznie, +25st. C

Czas mija szybko i szybko Pearl dorasta. Z nieporadnego, niewierzącego w siebie źrebaka wyrósł na młodego, silnego ogierka, który często próbuje już mieć własne zdanie. Chyba trzeba już zacząć z nim typowo naturalne zabawy. Przez ostatnie miesiące ich nie stosowałam, tylko cały czas ćwiczyłam prowadzenie na uwiązie, na ujeżdżalni i w terenie. Wszystko szło dobrze, źrebol był posłuszny jak zwykle, jednak jakiś miesiąc temu coś się zmieniło. Chyba Pearl zaczął myśleć czy by dało się iść tam gdzie on chce i tak szybko jak on chce. No i od tego czasu pozwala sobie na coraz więcej. Zawsze jakoś go opanowywałam i na koniec wychodziło na moje, jednak cały czas widziałam w jego oczach ten dziki błysk, mówiący mi że jak tylko spuszczę go z oka to zacznie się rodeo... Trochę mnie to martwi, jednak myślę że z czasem mu przejdzie. Muszę go tylko bardziej karać. Dotychczas stosowałam coś takiego że np. wyprzedza mnie, to ściągam jego głowę w bok i pozwalam mu chodzić wokół siebie na bardzo małym kole. Jego to nie rusza, ostatnio potrafił tak przejść z 20 okrążeń. Gdzie się podział mój słodki, mały Pearluś? Zamiast niego mam teraz dzikiego, chytrego, bezczelnego i kombinującego ile wlezie młodego ogierka. Jak problem nie będzie znikał to zacznę poważnie myśleć o kastracji, ale wolałabym tego uniknąć. Jednak coraz ciężej mi się z nim pracuje. Są co prawda lepsze i gorsze dni, ale tych gorszych dni jest już więcej i wybryki Pearla są bardziej niebezpieczne.
Dzisiaj położę temu kres.
Muszę być bardziej stanowcza.
Ja mu pokażę kto tu rządzi, a co!
Weszłam do stajni w bojowym nastroju.
-Cześć, mój mały diable!
Pearl spojrzał na mnie niewinnie z boksu. Zmusiłam się żeby rozluźnić mięśnie i wyglądać na przyjazną i łagodną jak zawsze. Wyprowadziłam go z uśmiechem na ustach i przywiązałam do słupka. Przyniosłam szczotki i stanęłam naprzeciw niego uzbrojona w różne narzędzia do czyszczenia. Dzisiaj mu zrobimy pierwsze mycie. Jest ładna pogoda, więc szybko wyschnie gdy będziemy już biegać.Wzięłam szczotkę z dozownikiem do szamponu i dałam mu ją powąchać. Zachrapał zdziwiony gdy poczuł nieznany mu zapach szamponu. Pogłaskałam go.
-Dzisiaj ja będę górą, Pearl. Jeśli będziesz chciał współpracować to daj znać, a będzie świetnie. Jednak na razie... - mówiłam tajemniczo, biorąc do ręki wąż z wodą - ... przekonasz się ze lepiej mieć we mnie przyjaciela... gdy zaatakuje się TO! - dramatycznym gestem podsunęłam mu pod nos koniec węża. Spojrzał na niego obojętnie, spokojnie przeżuwając trawę.
-Taki jesteś mądry? A wiesz, że z tego leci WODA? MOKRA WODA?
Lekko nacisnęłam rączkę na końcu węża i mały strumień wody zmoczył szyję Pearla. Podskoczył i spojrzał na mnie ze zdumieniem. Wreszcie uzyskałam jego uwagę.
-Nie bój się, to cię jednak nie zje... - mówiłam, powoli mocząc szyję źrebaka - ... ale zjem się ja jeśli nie będziesz później grzeczny...
Źrebak stopniowo się uspokajał, aż w końcu po jakichś 5 minutach cały był mokry i dość spokojny. Ale nadal jakby czujny. Pogłaskałam go spokojnie, odkładajac wąż na bok. Pozwoliłam mu tak stać kilka minut aż sięgnęłam po szczotkę z szamponem rozcieńczonym wodą. Jeszcze raz dałam mu powąchać i zaczęłam czyścić jego szyję. Cofnął się, uciekł. Ehh. Z 5 minut musiałam go powoli przyzwyczajać do obecności szczotki na jego ciele, aż pozwolił się czyścić stojąc nieruchomo.
-Wreszcie będziesz zupełnie czysty.. Jak nowy, Pearl, jak nowy.
Z 10 minut go szorowałam tą szczotką z szamponem, aż cały był pokryty pianą, lecz nie robiło to na nim wrażenia. Był nadal zaciekawiony, ale już się nie bał. Odłożyłam szczotkę i znów sięgnęłam po wąż ogrodowy. Kilka minut głaskałam go nim po całym ciele i wreszcie zaczęłam z niego spłukiwać pianę. Trochę to trwało, zwłaszcza że co chwila musiałam Pearla uspokajać, ale wreszcie stał przede mną czysty i lśniący, z idealnie wyczesaną grzywą i ogonem, ale niezbyt zadowoloną miną.
-No już mi nie strój fochów tutaj.
Zaniosłam szczotki i wróciłam go niego. Odwiązałam mokry uwiąz i poszłam z nim na roundpen, na chwilę. Chciałam, żeby się do niego przyzwyczaił, bo zaczniemy tu powoli pracować. Parę minut spokojnego stępa. Poczekałam, aż wyrówna krok i będzie stąpał pewnie. Wtedy poprosiłam o kłus. Ku mojej ponurej satysfakcji źrebak zrobił to niechętnie, a po chwili zatrzymał się i zadarł głowę. "No, kochany, ostatni raz to robisz" - pomyślałam i od razu skoczyłam do niego z sykiem, wysoko unosząc ręce. Zaskoczony i ogłupiały Pearl zaczął się szybko cofać. Po
10 metrach pozwoliłam mu się zatrzymać. Postałam z nim chwilę, pogłaskałam go żeby widział że nie jestem na niego zła i jeszcze raz poprosiłam o kłus. Zrobił to niepewnie i po jakichś 2 okrążeniach jeszcze raz spróbował zwolnić. Błyskawicznie się odwróciłam, źrebak zachrapał i szybkim kłusem mnie ominął. Pobiegłam za nim i pogłaskałam go po szyi.
-No widzisz, Pearl, właśnie o to chodzi.
Równym kłusikiem przebiegliśmy 6 okrążeń i stęp. Źrebak wyciągnął w dół szyję, parsknął i otrząsnął się. Pogłaskałam go i po minucie znowu poprosiłam go o kłus. Tm razem bez zarzutu. Po dwóch okrążeniach przyspieszyłam bardzo i po kolejnych dwóch poprosiłam o galop. Już tu było ładnie, nawet musiałam go lekko wstrzymywać. Po chwili zwolniłam do stępa i skierowałam się z nim do wyjścia z roundpenu. Tu nagle źrebak włączył hamulec i stanął dęba, próbując mnie zastraszyć. Znów odwróciłam się gwałtownie i ruszyłam na niego z sykiem, machając rękami. Pearl zaczął się tak cofać że aż przysiadł na zadzie. Gdy po drugiej stronie roundpenu się zatrzymał, jego wzrok był już inny. Jakby wreszcie spoważniał. Pogłaskałam go lekko i znowu
ruszyliśmy stępem. Tym razem już był posłuszny.
Wyszliśmy z roundpenu i z terenu stajni już bez problemów. Miałam przed sobą wspaniały widok - pola i łąki ozłocone promieniami słońca, szczyty gór w podobnym kolorze... A niebo miało kolor głębokiego błękitu. Z zadowoleniem pogłaskałam Pearla po mokrej jeszcze szyi, dałam mu cukierka i ruszyliśmy drogą w kierunku naszych ulubionych łąk. Nie spieszyłam się, dlatego zajęło nam to wyjątkowo dużo czasu. Na łące pochodziłam z nim kilka okrążeń i spróbowałam zakłusować. Przyspieszył bardzo chętnie, popisywał się stawiając jak najdłuższe kroki i podnosząc nogi jak wysoko się da. Tym pięknym kłusem przebiegł jakieś 200 metrów i zaczęłam z nim robić serpentyny. Źrebak nie miał ochoty do spokojnego wchodzenia w zakręty, raz nawet bryknął ale jakoś nam to poszło. Dalej w kłusie małe wolty i półwolty, koła, a gdy uznałam że już się wybiegał i skupił na tym co robi, poprosiłam o galop. Piękny, wesoły galop, z długą fazą zawieszenia. Jeśli taki ruch mu zostanie na zawsze to będzie się na nim fantastycznie jeździć. Zrobiłam z nim w galopie kilka ósemek, podczas których 2 razy zmienił na środku nogę przez krzyżowanie, natomiast za 3 razem zrobił lotną w połowie zakrętu. Wydaje mi się, że robi to bez wysiłku i nie będzie miał z tym problemów w przyszłości. Uradowana zatrzymałam go i pochwaliłam. Na razie jest naprawdę grzeczny. Po chwili ruszyłam z nim stępem znowu na drogę. Zachowanie na łąkach już mamy opanowane, teraz trzeba popracować w lesie, a później może nawet przejdziemy się wzdłuż strumienia nad jezioro. Przy wejściu między drzewa trochę się zawahał, ale po paru minutach szedł już pewnie, rozglądając się ciekawie dookoła. Gdy uznałam że nie ma zamiaru zrobić czegoś głupiego, trzymałam tylko sam koniec uwiązu. Źrebak wyciągnął głowę w dół i szedł spokojnie. Po jakichś 10 minutach spaceru po lesie postanowiłam zakłusować. Najpierw Pearl wyrwał do przodu, zadreptał niespokojnie w miejscu, szedł jakoś dziwnie bokiem... "Oho, zaczyna się" - pomyślałam, marszcząc brwi.
-Uspokój się Pearl... uspokój... - mówiłam łagodnym, cichym tonem, obserwując co źrebol wyprawia.
Sama nie wiedziałam o co mu chodzi. Nie chce iść szybciej, chociaż sprawia takie wrażenie. Zatrzymałam się. Źreb chwilę pocaplował i też stanął w miejscu. Dałam mu marchewkę, pogłaskałam go i ruszyliśmy ostrożnie dalej. Przyspieszyłam tak, że musiał bardzo wyciągnąć stęp by za mną nadążyć, aż po jakichś 100 metrach z ochotą przyjął moją propozycję do zakłusowania. Człapał powoli, ale bez tych nerwów co ostatnio. Po jakichś 200 metrach uznałam że już całkiem się rozluźnił i zwiększyłam tempo. Wydawało mi się przez chwilę, że Pearl zrobił się przestraszony, ale zaraz się uspokoił i szedł w miarę normalnie. Jednak las jest ciągle dla niego nowością. Po paru minutach wyraźnie się zmęczył. Schylił głowę i biegł już niechętnie. Nie w głowie mu teraz były koniożerne drzewa i krzaki. Wykorzystując sytuację, przyspieszyłam do galopu. Źrebak był trochę ociężały, ale nagle gdy minęliśmy zakręt i wybiegliśmy na pola to
podniósł głowę, postawił uszka do przodu i dawaj do przodu! Nie miałam nic przeciwko, jednak żeby nie miał wątpliwości że to moja decyzja, przyspieszyłam jeszcze bardziej od niego, nakazując mu biegnąć szybciej niż tego chciał. Po jakichś 100 metrach pod górkę oboje mieliśmy dość. Przeszłam z nim do wolnego stępa, dysząc jak po maratonie. Spacerkiem skierowałam się z nim na prawo od stajni skrytej gdzieś za drzewami. Szliśmy w stronę strumienia, do którego był niezły kawał drogi, jakieś 1,5 kilometra. Cały czas idąc stępem doszliśmy do niego. Był trochę dalej w lesie. Źrebak już z daleka usłyszał szelest wody i stał się bardzo czujny. Wreszcie stanęliśmy przed strumieniem. Bardzo go lubiłam, krystalicznie czysta woda z przyjemnym szmerem przelewała się po gładkich, okrągłych kamieniach. Pearl na początku nie chciał podejść na odległość bliższą niż 10 metrów, ale po długich namowach przekonałam go żeby stanął nad samym strumienim.
-Popatrz, głuptasie, to tylko woda!
Zanurzyłam rękę w wodzie i zmoczyłam Pearlowi chrapki. Parsknął zaskoczony, ale zaciekawiony. Spróbował się schylić żeby powąchać wodę, ale prysnęła mu na głowę i odskoczył. 'Bawił się' tak dobre kilka minut, aż uznałam że już się ze strumieniem poznał i zaczęłam iść wzdłuż niego, do jeziora. Na szczęście ubrałam dzisiaj sportowe sandały, więc mogłam je zmoczyć. Wlazłam do wody. Była lodowata, ale mi było za gorąco więc nie przeszkadzało mi
to zbytnio. Teraz szłam brzegiem strumienia. Pearl przez chwilę chrapał i odskakiwał gdy woda głośno szeleściła, lesz przyzwyczaił się po jakimś czasie. Pogłaskałam go i dałam kawałek jabłka. Szliśmy do jeziora jakieś 10 minut.
Do niego Pearl podszedł zdecydowanie spokojniej, pewnie dlatego że o tej porze dnia tafla wody była równa jak lustro. Wiedziałam, że przy brzegu jest taki obszar, nawet do 20 metrów w głąb jeziora, gdzie jest bardzo płytko - dochodzi tam tylko do 80 cm wody. Na dnie leżą duże, płaskie kamienie, a woda jest taka czysta, że patrząc dalej w jezioro prawie cały czas widzi się dno. Weszłam do wody, zachęcając łagodnie Pearla by poszedł za mną. Przez 5 minut łaził wzdłuż brzegu, mocząc się zaledwie po pęciny, aż w końcu wszedł głębiej. Bardzo powoli przyzwyczajał się od wody, ale po kolejnych 10 minutach miał zanurzone prawie całe nogi. Wtedy wyszłam z nim z jeziora o woda była wciąż dość chłodna. Pogłaskałam go i pochwaliłam, ruszając kłusem w drogę powrotną.
Szliśmy przez pola. Długo kłusowaliśmy żeby się rozgrzać, później chwilka galopu i stęp, już na naszych starych, znajomych łąkach. Bieg przez prawie 2 kilometry kompletnie mnie wykończył. Siedziałam na łące z 10 minut, podczas gdy Pearl łaził wokół mnie i pasł się. Gdy się podniosłam, całą drogę do stajni przeszliśmy już stępem.
-No było pięknie, Pearl, naprawdę byłeś dzisiaj grzeczny i odważny - przytuliłam się do źrebaka. Już dawno cały wysechł i sierść miał cudownie jedwabistą.
Po chwili wypuściłam go na pastwisko. Deltic od razu przybiegła chcąc się bawić, ale Pearl nie miał chyba już siły bo najpierw się wytarzał, a później zaczął się paść i nie zwracał uwagi na zaczepki klaczki.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> ARCHIWUM / Pearl Harbour / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare