Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
naut Pensjonariusz
|
Wysłany:
Śro 16:11, 06 Kwi 2011 |
|
|
Dołączył: 04 Kwi 2011
Posty: 213 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Trener: Sara
Koń: Pearl Harbour
Data: 30.04.2008
Czas trwania: 09.00 - 10.00
Miejsce: teren
Pogoda: słonecznie, lekki wiaterek, +20st. C
Wciąż trenujemy z Pearlem prowadzenie na uwiązie. Efekty są coraz mniejsze, to jasne, ale przynajmniej dopracowujemy drobne szczegóły. W końcu to jeszcze dziecko i nie będę od niego zbyt wiele wymagać. Byłam z nim 3 razy w terenie, lecz tylko na łąkach. Był pełen energii i aż go roznosiło, ale był posłuszny. Nie mam do niego zastrzeżeń - możemy dziś wejść do lasu. Reszta strachu przed łąkami zniknęła całkowicie. Pearl czasem się płoszy, ale już zupełnie nie ma obaw przed wyjściem na łąki.
Zaplanowałam teren na rano, bo zawsze jakoś jest weselej niż wieczorem.Pogoda była cudna, niebo było oszołamiająco błękitne, a wszędzie ptaki ćwierkały jak szalone. Wysiadłam z samochodu i spojrzałam w tą kuszącą dal za płotem stajni. Uśmiechając sie do siebie poszłam na padok. Z jakiegoś nieznanego mi powodu stajenny wpuścił tu konie, wrzucając im siatkę z sianem. Zajrzałam do stajni i zobaczyłam, że zmienia ściółkę w boksach bo po południu nie będzie miał czasu. Poszłam więc do koni.
-Cześć, moje dwa maluchy... Albo raczej jeden mały i jeden bydlak, co?- zażartowałam, mierzwiąc grzywkę Sunny'emu który dość niedelikatnie rzucił się na kostki cukru w mojej dłoni - Ty chyba masz dziś znowu wolne, ale ty, Pearl, idziesz na spacerek.
Postałam z końmi 10 minut aż skończyły jeść i poszłam do siodlarni po uwiąz. Wróciłam na padok i wypuściłam Sunny'ego na pastwisko, a Pearla zaprowadziłam na plac przed stajnią. Uwiązałam go do specjalnego kółka w niskim murku i zaczęłam czyścić przygotowanymi wcześniej szczotkami.Był czysty, bez żadnych zaklejek, tylko odrobinę zakurzony.
-Nareszcie prawdziwa wiosna, co? Już nie będziesz mógł się taplać wbagnie - paplałam wesoło, szczotkując grzywę źrebaka - Dziś pójdziemy trochę dalej - do lasu. Nie za daleko, no chyba że będziesz grzeczny.Wiesz jak tam jest fajnie? Tak pięknie światło pada przez te młode,zielone listki... Byłam tam wczoraj i wierz mi, naprawdę jest tam teraz ślicznie...
Czyściłam go spokojnie, nie przerywając 'rozmowy'. Uwielbiam z nim 'rozmawiać'. Potrafię robić to godzinami - siadać obok niego na pastwisku i rozprawiać o różnych sprawach.
Po 10 minutach skończyłam go czyścić i jak zwykle, podniosłam mu nogi.Pearl nigdy nie stracił jeszcze równowagi, co ogromnie mnie cieszy. Na dodatek jego noga z czasem coraz mniej mi ciążyła - źrebak zaczął sam ją trzymać. Nie wiem czemu, może było mu tak wygodniej? Delikatnie oczyściłam kopytka z ziemi szczotką od kopystki. Pogłaskałam źrebaka,odwiązałam uwiąz i poprowadziłam go wokół placu. Chciałam tu zrobić rozgrzewkę. Najpierw z 15 okrążeń placu w stępie, następnie wolty,koła, zmiany kierunku, jakieś zygzaki i dziwny ciąg zakrętów.Improwizowałam, tworząc dziwaczny układ kroków. Po ok. 10 minutach źrebak już ładnie chodził, wydłużył krok, stał się bardziej uważny.Rozglądał się, ale jedno ucho miał wciąż skierowane w moją stronę.Trochę sie już rozgrzał, więc weszłam z nim znów na koło i zachęciłam go do kłusa. Po 10 okrążeniach zwolniłam do stępa, zrobiłam z nim kilka ósemek i znów kłus, tym razem po kołach i serpentynach. Ładnie reagował na moje polecenia, bez problemu dał się prowadzić w tym wolnym kłusiku.Wciąż jednak wręcz tryskał energią, więc postanowiłam trochę go ostudzić przed wyprawą do tego lasu, gdzie nie wiadomo jakie upiory na nas wyskoczą.
Pogłaskałam go po szyi, a on parsknął z zadowoleniem i otrzepał się z kurzu. Pochodziłam z nim jakieś 5 minut dla odpoczynku, a gdy uznałam że jest gotowy, wyprowadziłam go z terenu stajni. Źrebak od razu nastawił uszy, wpatrując się intensywnie w drogę przed nami. Przeszłam z nim jakieś 100 metrów stępem.
-No dobrze, Pearl, spróbujemy trochę się wysilić, co? Kłus, kłus!
Cmoknęłam. I tak niepotrzebnie, bo Pearl wyczuwając ton mojego głosu iwidząc zmianę w moich ruchach, sam przeszedł do kłusa. Przyspieszyłam z nim do średniego tempa i utrzymywałam go. Pearl dawał mi do zrozumienia że chętnie zerwałby się galopem po drodze, ale szedł w miarę grzecznie.Nawet nie wyprzedzał za bardzo. Po jakichś 350 m Pearl stracił zapał do wyprzedzania mnie, ale nie wyglądał na zmęczonego. Natomiast ja już zaczynałam dyszeć. Utrzymywałam dzielnie przyzwoite tempo, a chociaż mięśnie mnie nie bolały, to po prostu traciłam oddech. Nie przywykłam do takich biegów. Biegałam naprawdę jakieś 4 lata temu i wyraźnie straciłam kondycję. Muszę to nadrobić, będę chodziła z Pearlem na takie spacerki przynajmniej raz w tygodniu. Tymczasem biegliśmy dalej,mijając skrzyżowanie, gdzie jak wiedziałam było 700 m od stajni. Czyli600 mamy już za sobą. Pearl parsknął kilka razy, rozglądając się bystro. Biegłam dalej i po jakichś 200 metrach wreszcie dałam za wygraną i zatrzymałam się. Pearl dyszał dość mocno, ale nie wyglądał na specjalnie zmęczonego. Westchnął tylko, otrzepał się znów i przymkną łpowieki. Ja byłam w gorszym stanie. Miałam ochotę rzucić się w tąpachnącą, świeżą trawę, ale wiedziałam że lepiej się poczuję gdy będę szła. Wolnym stępem prowadziłam Pearla do piętrzącej się przed nami ściany lasu.
Gdy wreszcie uspokoił mi się oddech mogłam usiąść na wysokim kamieniu.Pearl parsknął i rozejrzał się wokół roziskrzonym wzrokiem, po czym utkwił wzrok w lesie. Wyciągnął szyję, zachrapał, podskoczył w miejscu i znów spróbował się przyjrzeć drzewom. Pogłaskałam go po szyi. Miałam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Najwyżej z nim wybiegnę i uspokoję go na zewnątrz. Źrebak uczy się, że gdy się boi to pozwalam mu odejść tak daleko jak on chce i uspokoić się, więc nie ma potrzeby ucieczki przede mną w takich sytuacjach. Wie, że go zrozumiem i niczego nie będę robić na siłę. Posiedziałam tu z nim jakieś 5 minut.
-To co, Pearl, idziemy? - powiedziałam cicho, głaskając go po nosie - Chodź.
Wstałam. Nogi ugięły się pode mną, byłam bardzo zmęczona, jednak też pewna że Pearl szybko mnie rozbudzi. Tak też się stało. Weszłam z nim na szeroką ścieżkę prowadzącą w głąb lasu. Drzewa rosły dość gęsto, pod nogami szeleściło kilka zeszłorocznych liści. Źrebak chodził jak na szpilkach - podskakiwał, prychał, tańczył w miejscu. Miał tak dużo energii... Nie wyglądał na przestraszonego, ale był czujny i ostrożny.Chętnie poznawał nowy teren. Prowadziłam go powoli po drodze, czasem się zatrzymując żeby się trochę uspokoił. Wyrwać się nie próbował, ale wyglądał jakby mógł teraz zrobić wszystko, a jak już ruszy w pełnym galopie z powrotem na łąki to mogę go nie zatrzymać. Tym sposobem doszliśmy do końca prostej drogi, czyli jakieś 80 m. Dalej był zakręt.Stwierdziłam że chyba nie zginiemy i poprowadziłam go tam. Idziemy dalej, jakieś 100 metrów. Źrebak był coraz bardziej pobudzony.Doszliśmy do czegoś w rodzaju ronda - droga miała teraz wiele rozgałęzień, ale tworzyła takie dość duże owalne pasmo okalające niewielką grupkę drzew. Ile mogło mieć jedno okrążenie? Jakieś 60 m?Poprowadziłam go tym 2 razy żeby się opanował wreszcie. Trochę przycichł. Chciałam z nim skręcić w jedno odgałęzienie drogi, gdy źrebak oszalał. Zarżał głośno i pociągnął do przodu. Cofnęłam go,próbując zachować zimną krew, a on wspiął się wysoko. Znów opadł na cztery nogi i zaczął się niespokojnie kręcić.
-O nie, mój panie. Tego nie będę tolerować.
Zaczęłam iść z nim znowu po tym 'rondzie'. Źrebak dalej chodził nerwowo, z jakąś dziką wesołością w oczach. Zmarszczyłam brwi i przyspieszyłam, by zakłusował. Biegłam szybko, tak że Pearl z trudem nadążał w kłusie. Próbował się wspiąć jeszcze dwa razy, a wtedy jeszcze bardziej przyspieszałam. Gdy po jakichś 5 okrążeniach zaczął iść równym krokiem i przestał się rozglądać, pozwoliłam mu przejść do stępa.Zrobiłam jeszcze 3 kółka i znów próba wejścia w jedno odgałęzienie. Po10 metrach kwik i odskoczenie do tyłu, wierzgnięcie. Widziałam ze się nie bał, po prostu na głupie zabawy mu się zebrało. Zawróciłam w mgnieniu oka i pociągnęłam go w szybkim tempie znów wokół drzew. Nie podobało mu się to, po dwóch okrążeniach zaczął fikać i próbować się zatrzymywać. Machnęłam końcem uwiązu za jego zadem i ruszył do przodu,nieco przestraszony. Gdy po 6 okrążeniach z jego oczu zniknęła dzikość a pojawiło się zmęczenie i skupienie, zwolniłam do stępa. Pogłaskałam go i spróbowałam wejść do tej dróżki z którą mamy problem. Teraz wszedł nawet na jakieś 80 metrów i znów próba samowoli, brykania. Zawróciłam i jak strzała pomknęłam do 'ronda'. Źrebak był zmęczony. Szybko zrozumiał, ze bieganie teraz wcale nie jest przyjemne, na dodatek z nieprzyjaźnie nastawioną właścicielką. Po 2 kółkach uspokoił się.Pogłaskałam go, rozluźniłam mięśnie i poszłam do tej drogi. Znowu jakieś 100 metrów. Źrebakowi wróciło trochę sił, już widziałam w jego oczach że coś kombinuje. Napięłam mięśnie i zatrzymałam się, odwracając się znów z powrotem. Źrebak podskoczył słabo, jakoś bez przekonania,jakby mnie sprawdzał. Znów ruszyłam biegiem jak na wyścigu. Źrebak przekłusował ze mną do końca drogi, do ronda i wtedy zobaczyłam jego przepraszający wzrok. Szedł już spokojnie, kuląc się jak przed zwycięzcą i okazując mi jaki to on mały i bezbronny. Postałam z nim chwilę pozwalając moim mięśniom się rozluźnić. Pogłaskałam go łagodnie po szyi i dałam mu kawałek marchewki który miałam w kieszeni. Spojrzał nieco śmielej. Głaszcząc go, pomyślałam że najgorsze za nami -ustaliliśmy zasady, które oboje rozumiemy i teraz tylko trzeba postępować zgodnie z nimi. Źrebak wie że przeciwstawiając mi się naraża się na nieprzyjemną i męczącą pracę. Poprowadziłam go powoli do odgałęzienia i zaczęliśmy nim iść. Źrebak rozluźniony, ze schyloną nieco głową, a ja zadowolona z jego postępów. Ostatecznie nie było tak źle.
Droga którą szliśmy była węższa od poprzedniej i bardziej dzika. Słońce pięknie padało na ziemię przez jasnozielone listki. Dróżka zaczęła prowadzić nieco w dół. Doszliśmy do jej końca i skręciliśmy w prawo,tym razem pod górkę. Spacerowanie z grzecznym źrebakiem, PRZYJACIELEM,po tym pięknym górskim lesie to coś wspaniałego. Źrebak już nie próbował fikać. Odpoczywał, rozglądając się ciekawie, ale bez strachu.Raz spłoszył się lekko wiewiórki, drugi raz odskoczył bardziej gdy tuż obok drogi mysz przebiegła po szeleszczącym liściach. Pół godziny kluczyliśmy po lesie, nie oddalając się zanadto ale też nie chodząc wciąż przy jego granicy. Na jednej prostek, szerokiej drodze zaproponowałam Pearlowi przyspieszenie kroku. Źrebak nie był już zmęczony i chętnie zakłusował. Podniósł wysoko głowę i rozglądał się dumnie, parskając. Jedno ucho miał cały czas skierowane w moją stronę.Pogłaskałam go i na końcu tej długiej drogi dałam mu marchewkę.Postałam z nim chwilę i postanowiłam wracać.
Wyjście z lasu zajęło nam jakieś 15 min, a jeszcze trzeba było wrócić na łąki. Szliśmy skrajem lasu. Pearl ożywił się trochę, jednak pozostał posłuszny. Wreszcie wróciliśmy na tą naszą główną drogę prowadzącą do stajni. Przeszłam do kłusa. Pearl zarżał cicho na widok odległej jeszcze stajni. A może by tak...
-To co, galopik? - zapytałam psotnie źrebaka - DALEJ!
Zerwaliśmy się do szybkiego biegu. Źrebak bryknął kilka razy z radości.Był cały czas kontrolowany przeze mnie, nie próbował nigdzie przyspieszać. Pięknie było! Jakieś 100 metrów przed stajnią przeszłam z nim do kłusa, a potem do stępa. Zamknęłam za nami bramę i przytuliłam się do źrebaka.
-Cudowny jesteś, Pearl - szepnęłam radośnie - Cudowny.
Odpięłam uwiąz i poszłam z nim na pastwisko. Chodził za mną z własnej woli Smile
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|