Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
naut Pensjonariusz
|
Wysłany:
Śro 16:12, 06 Kwi 2011 |
|
|
Dołączył: 04 Kwi 2011
Posty: 213 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Trener: Sara
Koń: Pearl Harbour
Data: 08.05.2008
Czas trwania: 08.00 - 10.00
Miejsce: teren, sad
Pogoda: słonecznie, lekki wiaterek, +20st. C
Tydzień minął spokojnie. Dałam Pearlowi aż 3 dni całkowicie wolne. Co prawda musiał znosić moje codzienne, kilkugodzinne wizyty na pastwisku, ale nie zmuszałam go do myślenia Wink Zawsze spokojnie się pasł w mojej obecności, czasem przychodził żeby go pogłaskać i dalej szedł skubać trawę. Zawsze jednak był w pobliżu mnie. Najwyraźniej mnie lubi ^^ Czasem wstawałam i spacerowałam od niechcenia po pastwisku, a on wtedy ruszał za mną, nie odstępując mnie ani na krok. Czasami częstowałam po jabłkiem lub cukierkiem, wtedy był po prostu zachwycony Smile Czwartego dnia już wzięłam go na spacer po ujeżdżalni. Trwał może godzinkę i było bardzo sympatycznie - prowadziłam go na luźnym uwiązie i nie stawiałam takich wysokich wymagań jak zwykle. Mógł sobie iść swobodnie, byle tylko spokojnie i takim tempem jak chcę. Żadnych kół i innych ćwiczeń. Bardzo mu się to podobało. Był pełny energii ,wiec musiałam go trochę wymęczyć w kłusie zanim odważyłam się zagalopować. Później poszłam z nim na łąkę zaraz obok stajni, gdzie pozwoliłam mu się paść. Wiedziałam, że w najbliższej okolicy nie ma trujących roślin, bo często to sprawdzam. Pearl z radością buszował w dość wysokiej trawie, pobiegał trochę wokół mnie i wróciliśmy do stajni, kończąc dzień porządnym czyszczeniem. Następnego dnia wycieczka w teren - na łąki, z kłusem i stępem, już znacznie poważniejszy trening niż dnia poprzedniego. Pearl spisywał się znakomicie, był rozluźniony i skupiony na mnie. Poszłam z nim do lasu, ale tylko w odległości jakichś 50 metrów od łąk. Też minęło to spokojnie, chociaż raz nagle się odsadził i wtedy powtórzyłam mój numer z poprzedniego opisanego treningu. Już nie w głowie mu były takie wybryki. Parskał i prychał, czasem aż caplował, lecz pozostawał w mojej kontroli. Po takim 30-minutowym spacerku na granicy lasu wróciliśmy na pola i tam z jakieś 600 metrów bardzo szybkim kłusem. Zmęczyłam się chyba bardziej od niego, ale co tam. I tak już mam kondycję lepszą od tego ciągłego biegania z moim źrebolem Smile Właściwie to już duży z niego chłopak, ma 10 miesięcy! xD Po tym terenie wróciliśmy stępem do stajni i znowu czyszczenie, lecz tym razem Pearl pasł się spokojnie na pastwisku a ja go czyściłam, ewentualnie chodziłam za nim gdy przeszedł w inne miejsce. Na koniec mojej ciężkiej pracy się wytarzał, a jakże. W przedostatni dzień była okropna pogoda - było szaro i smutno, ciężkie chmury wisiały na niebie. Mimo to wzięłam go znów w teren, na odmianę czyszcząc przed wyjściem. Pearl był jak zwykle nieco niespokojny przy tej pogodzie, więc zostałam z nim tylko na łąkach. Mało kłusowaliśmy, bo przy każdej próbie zmiany chodu Pearl brykał, a raz nawet wysoko się wspiął. Wróciliśmy do tajni w nie najlepszych humorach, ale cóż, są lepsze i gorsze dni Smile Wypuściłam go na pastwisko i dałam kilka jabłek żeby zakończyć ten trening bardziej pozytywnie. Oczywiście wygłaskałam go i wytuliłam jakbym nie widziała się z nim miesiąć. Następnego dnia pogoda już zupełnie się zepsuła - padał deszcz i wiał mocny wiatr. Chwilami nawet zacinało drobnym gradem. Biegiem wpadłam na pastwisko i zobaczyłam ubłoconego od końca ogona po czubek nosa, zafuczałego i zniecierpliwionego źrebaka. Szybko ściągnęłam go z pastwiska, wpadając prawie po kolana w kilka błotnistych kałuż. Pearl kilka razy podrzucił głową w czasie tego biegu, ze skulonymi uszami, pokazując mi wyraźnie co o tym wszystkim myśli. Szybko wpadliśmy do stajni i pozostawało teraz pytanie - co z nim zrobić? Wymyć go nie wymyję bo jest zimno. Słomą ściągnęłam z niego większość błota i wzięłam go na jasną, przytulną halę i zaczęłam zwykły trening. Dużo kłusowaliśmy żeby trochę wysechł. Po kołach, serpentynach w kłusie, a także z 10 okrążeniach galopu ustawiłam 8 stojaków od przeszkód i ćwiczyłam z Pearlem slalom Wink Najpierw w stępie i gdy po kilku minutach załapał o co chodzi i nie zwalniał przy każdym zakręcie, spróbowałam przejść to kłusem. Z przerwami ćwiczyliśmy to 10 minut aż byłam z niego zadowolona. Posiedziałam z nim spokojnie 5 minut, poszerzyłam odstępy między stojakami i próba przejechania tego galopem. Na początku się nie udało, bo co chwila przechodził do kłusa. Za drugim razem już było więcej galopu, ale za trzecim dopiero się udało całe to przegalopować. Bryknął sobie radośnie, pogłaskałam go i przejechaliśmy to jeszcze 5 razy. Na koniec było już całkiem dobrze. Niestety krzyżował gdy chciał zmienić nogę w galopie, ale mogę mu to w tym wieku wybaczyć Wink
Po tym miłym w gruncie rzeczy tygodniu dziś przyjechałam do stajni w jeszcze lepszym humorze. Była wreszcie ładna pogoda, a ziemia byłą miękka i wilgotna więc bieganie po tym stanowiło czystą przyjemność. Uśmiechnięta wysiadłam z samochodu i od razu usłyszałam głośne rżenie. Pearl już cwałował do mnie z drugiego końca pastwiska. Podeszłam szybko akurat wtedy, gdy Pearl wyhamował tuż przed ogrodzeniem.
-Cześć mój skarbieee!
Pearl zarżał jeszcze raz swoim wysokim, źrebięcym głosikiem, biegając wzdłuż bramy by się do mnie dostać. Teraz gdy Sunny'ego nie ma Pearl czuje się bardzo samotny i szaleje wręcz na widok opiekunów.
-No już idę do ciebie, już idę....
Otworzyłam z trudem bramę i wślizgnęłam się do środka. Od razu zaczęłam głaskać Pearla. Podreptał jeszcze trochę w miejscu i wreszcie się zatrzymał. Przytuliłam się do niego i dałam mu buziaka w chrapki.
-Tęskniłeś za mną? - zaśmiałam się - Mi bardzo cię brakowało przez te kilkanaście godzin, mój mały!
Stałam tak z nim z 5 minut, głaskając go i mówiąc do niego. Zaczęłam iść wzdłuż ogrodzenia i Pearl ruszył za mną. Szliśmy tak już przez połowę pastwiska. Pearl kłusował co chwila, zarzucając ogon aż na grzbiet. Wyraźnie proponował mi zabawę. Zatrzymałam się patrząc mu w oczy z psotną miną, po czym nagle zerwałam się i pobiegłam najszybciej jak mogłam na drugi koniec pastwiska. Za sobą usłyszałam szybki stukot małych kopytek. Zakręciłam w rogu i Pearl minął mnie. Galopował w jakimś umiarkowanym tempie, a wzrok miał szalenie radosny. Zaczęłam się śmiać i biegłam dalej. Zrobił małe kółeczko, popatrzył na mnie i nagle schylił głowę i ruszył cwałem w moim kierunku. Wtedy ja szybko zawróciłam, wznoszą ręce nad głową i biegnąc na niego pod kątem, głośno uderzając nogami w ziemię. Błyskawicznie zmienił kierunek, podrzucił głową, wierzgnął w moją stronę i odbiegł dalej, a ja za nim. Bawiłam się z nim tak z 10 minut. Naprawdę było bardzo miło i wesoło Smile Na koniec oczywiście ja go pogoniłam i zatrzymałam się na środku, rozluźniając mięśnie i patrząc gdzieś w dół. Z trudem uspokajałam oddech. Pearl zatrzymał się jakieś 20 metrów ode mnie i chwilę patrzył nam nie. Zawsze wie kiedy jest koniec zabawy. Opuścił głowę i powoli podszedł. Pogłaskałam go spokojnie po szyi i dałam mu kawałek jabłka. Po paru minutach ruszyłam w stronę bramy.
-Chodź, Pearl, pójdziemy dziś w teren!
Źrebol oczywiście ruszył za mną, otrząsając się i parskając. Wyszedł za mną przez bramę, wszedł nawet do stajni, przed siodlarnią tylko sie zatrzymał, rozglądnął wokół i spojrzał pytająco na mnie.
-No czekaj, już idę do ciebie.
Wzięłam uwiąz, szczotkę z miękkim włosiem, zgrzebło i kopystkę. Przypięłam uwiąz do jego kantarka i zaprowadziłam go na plac stajni. Przywiązałam do jak zwykle słupka podtrzymującego wiatę z różnym sprzętem typu taczki i wiadra (dalej były drzwi do pomieszczenia z paszą, sianem i słomą, więc wszystko jest pod ręką) Pogłaskałam go po szyi i zaczęłam czyścić. Po wczorajszym dniu był trochę ubłocony, ale szybko się tego pozbyliśmy. Wyczesałam mu pięknie ogon i grzywę, wyczyściłam szczotką kopystki kopytka i był gotowy do treningu. Czyszczenie zajęło nam z 15 minut, bo czasem zapominałam że mam czyścić tylko stałam i mówiłam coś do niego xD
Odwiązałam uwiąz.
-Na miejscu zrobimy rozgrzewkę, co? - zapytałam z uśmiechem.
Wyszliśmy ze stajni i ruszyliśmy żwawym stępem po znanej nam już drodze. Dałam mu jeszcze kawałek jabłka i przez następne 100 metrów był zajęty szukaniem po moich kieszeniach innych smakołyków xD Doszliśmy do końca naszej drogi i weszliśmy w inne, prowadzące między łąki i dalej do lasu. Po jakichś 100 metrach skręciłam z nim na łąkę. Zatrzymaliśmy się w cieniu wielkiego dębu.
-Odpoczniemy chwilkę i zaraz sobie pobiegasz - powiedziałam do Pearla który miał najwyraźniej za dużo energii.
Nawet nie chciał się paść. Posiedziałam z nim kilka minut i znowu ruszyliśmy stępem, a po chwili kłusem. Pearl wyrwał do przodu.
-Ej, hola, holaaa!
Szybko wrócił do normalnego tempa, rozglądając się wokół z błyskiem w oku. Pokręciłam dezaprobata głową. Po kilku okrążeniach kłusa znowu stęp, do którego mały przeszedł z lekkim oporem. Bardzo szybkim stępem zrobiliśmy jeszcze 3 okrążenia, tak że następny kłus był wręcz ulgą. Średnim tempem kłusowałam z nim 5 minut i stęp. Parsknął z zadowoleniem.
-Co, już ci lepiej, tak? Pewnie nic cię nie obchodzi to że tak dyszę i ledwo co idę, pewnie, ty to masz w zadku... - mówiłam, spoglądając na niego z ukosa - Poczekaj tylko, dojdę do siebie to dam ci taki wycisk że popamiętasz i odechce ci się ciągnąć!
Po 5 minutach chodzenia poczułam znów że mogę biec. I kłus. Z początku wolny, ale po jednym okrążeniu bardzo szybki. Mało brakowało a źreb przeszedł by do galopu.
-Teraz... to cię... wymęczę... - wydyszałam ze złośliwym błyskiem w oku.
Ciężko mi się biegło w tej jednak grząskiej ziemi, natomiast na Pearlu podłoże nie robiło żadnego wrażenia. Biegł lekko jak motylek.
-Taki jesteś cwany? - powiedziałam, mrużąc oczy. Pearl skulił na chwilę uszy i podrzucił głową w moją stronę - No nie pokazuj mi tu fochów, jeszcze nie masz powodu!
Biegłam z nim tak szybko 5 minut. Padałam już z wyczerpania, Pearl też chciał zwolnić bo jednak taki szybki kłus jest wyczerpujący, ale gdy tylko machnęłam uwiązem za nim od razu przyspieszał. Po tych 5 minutach zmusiłam się do przyspieszenia. Zacmokałam na źrebaka i ruszył galopem. Trzy wielkie okrążenia i zwolnienie do stępa. Pogłaskałam słabo źrebaka po szyi. Wyglądał na zmęczonego, ale nie miałam złudzeń - szybko mu to przejdzie. Miałam tylko nadzieję że nie za szybko. Pochodziłam z nim 3 minutki po łące i skierowałam sie w stronę lasu. Eh, te biegi mnie kiedyś wykończą. Najchętniej wlokłabym się noga za nogą, ale nie chciałam na to pozwolić Pearlowi. Ma być ładny, żwawy stęp.
To wybieganie go okazało się jednak dobrym pomysłem. Spacerowałam z nim 20 minut po lesie, czasem zapuszczając się tam nawet na kilometr w głąb, a nie było żadnego problemu. Rozglądał się czujnie, ale nie płoszył się, nie stawał i nie wyrywał do przodu. Las jest teraz naprawdę piękny. Liście są jeszcze młode i pięknie przez nie słońce prześwituje. Spacerowaliśmy spokojnie tą niemal baśniową krainą, aż na prostej drodze zdecydowałam się zakłusować. Wyszło nam to zdecydowanie mniej lekko niż poprzednio na początku, ale jak już się rozruszaliśmy to nie było problemu z tymi 200 metrami. Ścieżka była miła i szeroka, wiec za zakrętem zagalopowanie. Byłam z Pearla dumna - stawiał długie, rytmiczne kroki, z wyraźną fazą zawieszenia. Cudnie się biega obok galopującego konia Smile Przebiegliśmy tak też jakieś 200 metrów i stęp. Pospacerowaliśmy jeszcze w stępie po lesie z 15 minut i wyszliśmy na pola.
Zaczęłam z nim wracać powoli do stajni, ale od jej 'tyłów' - czyli od strony sadu. Pearl szedł już tak grzecznie jak tylko mogłam sobie wymarzyć. Dałam mu kawałek jabłka.
-Niestety to ostatni jaki mam przy sobie, mój drogi - powiedziałam, gdy zaczął z nadzieję szukać innych jabłek z mojej bluzie. Prowadziłam go powoli na całkiem luźnym uwiązie, aż do sadu - czyli jakieś 2 kilometry.
W sadzie było pięknie. Jest duży, jakieś 200m x 200m. Brzoskwinie już nie kwitły, śliwki i nektarynki też nie, ale na czereśniach i wiśniach było jeszcze dość trochę kwiatów. Grusze i jabłonie były nimi całkiem obsypane. Niedawno skoszona trawa była cała w białych płatkach. Wpadliśmy tam z Pearlem kłusem. Cudnie było biegnąć z nim pod gałęziami tylu drzew, po części kwitnących Smile Zrobiłam z nim parę slalomów między drzewami - wyszło świetnie. Miałam wrażenie że Pearlowi też się tu podobało. Zagalopowaliśmy i pognaliśmy szybko 100 metrów pomiędzy drzewami, potem zakręt i dalej galop między borówkami, malinami i wielkimi krzakami aronii. Śmiałam się z radości i miałam ochotę śpiewać ze szczęścia! Na końcu rzędu roślinek zwolniliśmy do stępa. Pogłaskałam Pearla i przytuliłam się do niego.
-Wiesz co, Pearl... Wspaniały z ciebie przyjaciel.
Podniosłam się z ziemi i wolnym krokiem weszliśmy na plac stajni.
Przyniosłam mu kilka cukierków i wypuściłam na pastwisko Smile Chwilę obserwowałam jego brykanie, ale niestety musiałam już wracać do domu.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|