Dzisiaj postanowiłam pojeździć z siwą bez siodła i ogłowia. Tylko ja i ona, bez rzędu i jakich kolwiek pomocy. Zabrałam ją z pastwiska na halę. Zdjęłam kantar i zwinnie wskoczyłam na jej grzbiet. Była nieco zaskoczona brakiem wędzidła w pysku i popręgu na brzuchu. Chyba była zadowolona. Kierowałam nią przy pomocy głosu i łydek. Była już do tego przyzwyczajona. Na początku właśnie tak się porozumiewałyśmy. Siwa stępowała z wyciągniętą szyją. Zrelaksowała się i ja też. Spacerowałyśmy sobie tak spokojnie aż na dworzu nie zaczęło padać. Deszcz uderzał w szyby hali. Klacz pierwszy raz słyszała ten dźwięk i trochę się zdenerwowała. Miałam problem z uspokojeniem jej. Do tego jeszcze ugrzęzłyśmy na hali dopóki nie przestanie padać. Siwa nie znosiła deszczu. Udało mi się popędzić ją do kłusa i zmusić do skoncentrowania się. Na ziemi były jakieś drążki, więc postanowiłam przez nie poprzejeżdżać żeby arabka nie skupiała się na hałasie. Zgrabnie podnosiła nogi do góry. Nie było tam niestety żadnych przeszkód a ujeżdżeniowcem to ona nie jest. Jeździłyśmy tak przez te drążki, ale ona przestała się nimi interesować. Postanowiłam, więc przejść z nią do galopu. Robiłyśmy ósemki, koła, wolty i inne takie żeby tylko nie myślała o tym co się działo na zewnątrz. Ucieszyłam się kiedy ulewa dobiegała końca. Ten trening niestety nie udał się za dobrze. Zwolniłyśmy kroku i czekałyśmy aż krople przestaną spadać. Trochę się naczekałyśmy, bo im się wcale nie spieszyło. Zostawiłam ją na chwilę samą i cała mokra przyniosłam zestaw do pielęgnacji. Podczas czekania wyczyściłam ją dokładnie. Zrobiłam jej masaż i przytuliłam mocno. Właśnie wtedy ku naszej uciesze wyszło słońce. Zabrałam rzeczy i odprowadziłam klacz do boksu. Dość ciekawy był to trening.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach