Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Skrzydlata Pensjonariusz
|
Wysłany:
Czw 17:15, 29 Gru 2011 |
|
|
Dołączył: 27 Cze 2010
Posty: 152 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Jako, że Suniszcz długo nie chodził tak naprawdę, uznałam, że dzisiaj wezmę go na mały dystans, przelecimy go z dwa razy i będzie fajnie.
Natenczas jednak uznałam, że trzeba się przeczyścić i dopiero można będzie wsiąść i pędzić przed się.
Ogier jak zwykle wywalał na mnie swoje żółte zębiska, ale miałam go w nosie i wyprowadziłam go bez problemu. Przywiązałam już zwyczajowo na dwa łańcuszki i wyczyściłam tę merdającą dupcię. Po tym go osiodłałam i poszedliśmy na tor.
Były tam jeszcze dziewuszki z Zenyattą. Gniadzio mnie podrzuciła i patrzyła jak sobie daję radę z koniem, który po drodze na tor już mnie próbował zdominować. Nie dałam się, ale teraz chciał mnie skubany gryźć! Dałam mu po ryjku, kiedy się odwracał i pogoniłam lekko do stępa. Ten człapał noga za nogą, jak nie koń wyścigowy, a westernowy. Dodałam jeszcze troszkę i dopiero poczułam trochę energii i chęci. Chyba konisko zobaczyło inne koniki, które również biegały. Aż mu się żaróweczka zapaliła, że może mnie by tak zrzucić? Ale to już później, najpierw rozgrzewka i bieganko.
Oczywiście rozgrzeweczka polegała na jednym kółeczku w stępie, dwóch w kłusie i jednym w galopie, skróconym, o tyle o ile się dało. Bo to był wulkan energii.
Gdy już najmniej przyjemna część treningu była za mną, stanęliśmy sobie na setnym metrze, bo z tego miejsca dziwnym trafem dobrze widziałam sześćsetny.
Sun aż się spinał pode mną, kiedy chciałam wydać mu sygnał do galopu. Nie trzymałam go więc zbyt długo tylko puściłam pędem przed siebie. Ogier ruszył z kopyta, niemal tracą równowagę na samym starcie. Udało mu się jednak postawić przednie kończyny dość szybko i tym samym uniknęliśmy spotkania z ziemią. Dystans pokonaliśmy w szaleńczym tempie. Prędkość wytraciliśmy już za sześćsetnym metrem, gdzie przysiadłam konia, który z buntem walnął baranka. Cudem tylko nogi wyskoczyły mi ze strzemionek i przytrzymałam się kolanami.
- Ty cholero jedna! – powiedziałam do niego i zawróciłam go na nasz setny meterek. Łajza.
Wsadziłam ostrożnie nogi w strzemiona i znowu puściłam konia pełnym galopem. Sun pędził, nie patrzył i kulił się skubany na mnie. Zwolniłam go po pięciuset metrach i znowu otrzymałam bardzo buntowniczy bryk razy dwa. Odpłaciłam się kopniakiem z łydki i zawróciłam stawiającego się konia znowu na setny metr. Tym razem pozwoliłam mu się puścić aż do tysięcznego metra, po czym zwolniłam go do kłusa.
- Kondycji to ty za grosz nie masz. – wsłuchiwałam się w urywany oddech konia, ponoć stworzonego do biegania. Po takim dystansie to nawet Sonata nie rzęzi.
- Trza pracować, niestety. – pogłaskałam go po spoconym karczychu.
Rozstępowałam konia dokładnie, po czym zaprowadziłam do stajni. W boksie zdjęłam sprzęt i poczęstowałam cukierkiem, którego niemal połknął razem z moją ręką.
- Osioł.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|