Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
11.08 - samotnie na torze

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> ARCHIWUM / Samantha / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ev
Pensjonariusz
PostWysłany: Czw 8:32, 11 Sie 2011 Powrót do góry


Dołączył: 07 Mar 2011

Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Otworzyłam leniwie oczy i jęknęłam. Dlaczego to durne słońce musi wstawać tak wcześnie i mnie budzić?
Wylazłam z łóżka i wlokąc się do łazienki uznałam, że Sam nie będzie zbytnio zadowolona jazdą o tej porze. Ale trudno, niech się przyzwyczaja. Przynajmniej nikt nam nie będzie przeszkadzał.
Po jakiejś godzinie poczłapałam niechętnie do stajni. Kto to widział tak wcześnie jeździć? I to bez śniadania...Już widzę jak się wszyscy na mnie wkurzają.

Tak jak myślałam w stajni panowała całkowita zamuła. Wszyscy smacznie sobie spali, a ja zaczęłam się trzaskać w siodlarni. Potknęłam się o jakiś leżący na podłodze bat i wpadłam na skrzynię, a raczej do skrzyni i nie za bardzo potrafiłam z niej wyjść.
Klnąc pod nosem wygrzebałam się z kufra i zaczęłam grzebać w poszukiwaniu za moim kuferkiem ze szczotkami. Byłam pewna, że samo czyszczenie zajmnie mi dzisiaj kolejną godzinę. Ma-sa-kra.

Kasztanka zaczęła kręcić się niespokojnie w boksie. Kiedy skrzypnęła zasuwka, odruchowo wystrzeliła w moją stronę z tylniej nogi. Cofnęłam się odrobinę, ale nie wyszłam z boksu, tylko pewnie podeszłam do jej łba, żeby znowu nie usiłowała mnie kopnąć.
Szybko i energicznie zaczęłam machać rękami i wytrzepywać klacz z wszelkiego kurzu. Miała kupę zaklejek na zadzie, a mi tak bardzo nie chciało się ich czyścić...No cóż.

Jak zawsze w samym ogłowiu wyprowadziłam ją ze stajni.
-No wiem kochana, mi też się nie chce – mruknęłam kiedy podmaszerowałyśmy pod stopnie. Niestety nie trafiłyśmy za pierwszym razem i stanęłyśmy chyba metr od podestu. Więc trzeba było zawrócić i podejść jeszcze raz.
-No to gdzie jedziemy? - spytałam dość entuzjastycznie kiedy poprawiałam sobie wodze. Dałam łydkę i wolniutkim stępem skierowałyśmy się w stronę toru.
Przykładałam rytmicznie raz jedną raz drugą łydkę, bo myślałam, że zaraz zasnę. Wlokła się jak krowa na pastwisku, sama by mi tam zaraz przysnęła.
-Dobra kochana – skróciłam wodze i dałam mocniejszą łydę i zakłusowałam.
Jakoś udało mi się pozwijać i ten kłus ćwiczebny nie był aż taki zły. Trochę trzęsło, ale dałam radę. Zrobiłam woltę w prawo. Przeszła mi do stępa. Mocniejsza łyda, ale nie, bo po co. Wyszłam na prosto i znowu kłus. Teraz wolta w drugą stronę. Tym razem się udało.
-To jak, idziemy pobiegać? - spytałam z uśmiechem kiedy żwawym stępem wchodziłyśmy na tor. Dzisiaj piasek, żeby nie było. Jakoś tak lepiej czułam się na tej nawierzchni.

Sanantha odruchowo przyspieszyła, jednak musiałam natychmiastowo odchylić się do tyłu i przychamować.
-Ni tak prędko – zaśmiałam się i niespokojnym kłusem zrobiłyśmy całe okrążenie.
Trochę się zmachała i rzucała łbem. Strasznie się jej się spieszyło do tego galopu.
Wychamowałam. Niechętne przejście do stępa i kłócąc się ze sobą dodreptałyśmy do startu na 1600m. Ok, dzisiaj sprint. Znaczy, krótki dystans, żeby nie było, że konia przemęczam.

-To jak? - spytałam niczego się nie bojąc.
Tak, głupie zagranie, biegać na koniu wyścigowym bez siodła. Ale co tam. Usadowiłam się wygodnie na jej grzbiecie i tak jak kasztanka wbiłam wzrok w tor.
-Raz... - przesunęłam lekko nogę po jej boku – dwa... - minimalnie odsunęłam ją, bo moje napinanie mięśni rzadko się udawało – TRZY! - ledwo co ją przycisnęłam, klacz wyskoczyła galopem.
Nie miałam jak zrobić półsiadu, a babunia tak popylała, że musiałam coś z sobą zrobić. Nie chciałam zwalniać. Obie czułyśmy się wspaniale. Skuliłam się więc na jej grzbiecie i położyłam na szyi. Gdyby patrzył ktoś na nas z boku, uznałby że właśnie mnie poniosła. Jednak jej ufałam. Pierwszy raz chyba od początku naszej znajomości poczułam więź. Wodze miałam napięte, żeby poczuła się chociaż troszkę jak na wyścigach, ale nic z nimi nie robiłam. Nawet nie widziałam gdzie biegniemy, bo zacisnęłam mocno powieki. Za bardzo wiało.

Nagle się potkneła. Czar prysnął natychmiastowo. Na szczęście wyratowała się i jakoś udało jej się utrzymać na nogach, jednak przy okazji ja wylądowałam na ziemi zwijając się z bólu. Nie fajnie jest zlecieć z cwłującego konia. Przywaliłam barkiem i teraz byłam niemalże pewna, że coś sobie z nim zrobiłam.
Lewą ręką zawinęłam jakoś dół bluzki robiąc z niej prowizoryczny temblak i poszłam łapać Samathę, która zataczała kłusem kręgi naokoło mnie dziwiąc się, dlaczego się z nią nie bawię.

Złapałam jej wodze, uśmiechnęłam się krzywo i podeszłam do studzienki, która posłużyła mi za podest. Z tródem wdrapałam się na kasztanowy grzbiet, złapałam wodze jedną ręką – śmiejąc się, że wyglądam jak niepełnosprawny kowboy – i spokojnym, ostrożnym stępem wróciłam do stajni.
Sam chyba wyczuwała, że coś mi się dzieje. Ostrożnie stawiała nogi, starała się nie kołysać na boki i co chwilę przystawała, żeby się oglądnąć do tyłu, albo trącić mi stopę nosem.

Po powrocie do Dean kochana Gniada pojechała z umierającym Evem do lekarza, który ma ostatnio z nami same problemy. Zostawiono mnie w szpitalu i wciśnięto w kość gwoździe, potem do gipsu i zakaz jazdy przez najbliższy miesiąc. Po prostu wspaniale. Ale nie zabronił mi się na szczęście zbliżać do koni Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> ARCHIWUM / Samantha / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare