Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Cochise Pensjonariusz
|
Wysłany:
Śro 18:32, 22 Lut 2012 |
|
|
Dołączył: 12 Mar 2011
Posty: 40 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Postanowiłam, że zabiorę dzisiaj Secretariata na tor. Rano zjadłam lekkie śniadanie, trochę potrenowałam z Shastą, zabrałam z domu rzeczy i wsiadłam do samochodu. Od razu skierowałam się do stadniny w której stał mój kochany rudzielec - WSR Deandrei. Droga do stajni była dość długa, straszne korki jak na tą porę. Wreszcie mym oczom ukazał się wjazd na teren Dean. Po chwili moje auto stało już na parkingu, a ja szłam w stronę stajni. Przechodziłam obok boksów, głaskając ich mieszkańców którzy wychylali się ponad drzwiami. Po kilku krokach dotarłam wreszcie do swojego kochanego łobuziska - Secretariata. Ogierek jak zwykle zarżał na mój widok i od razu zaczął przeszukiwać moje kieszenie. Postanowiłam trochę go odchudzić i wszelkie smakołyki zostawiłam w torbie, a mój rudzioch nie skapnął się gdzie ma szukać. Poklepałam go po szyi, położyłam rzeczy przy drzwiach i ruszyłam do siodlarni. Zabrałam stamtąd rząd i zestaw toaletowy Sec'a. Kiedy miałam już wszystko co niezbędne do treningu, wróciłam znów do kasztana. Położyłam wszystko przy boksie i chwyciłam kantar. Przypięłam go rudzielcowi do kantara i wyprowadziłam go z boksu. Wyszedł dość leniwie. Przywiązałam go szybko i zajęłam się czyszczeniem. Dokładnie wyszczotkowałam jego sierść, wyczesałam grzywę i ogon oraz wyczyściłam kopyta. Nogi podawał nieco niezadowolony. Kiedy był już czysty, założyłam mu ogłowie i osiodłałam go. Popręg zapięłam dość luźno. Nogi owinęłam mu niebieskimi owijkami.
Gdy był już gotowy, chwyciłam wodze i wyprowadziłam go z budynku. Poszliśmy od razu na tor. Tam, zatrzymałam go i podciągnęłam popręg. Niezadowolony ogier usiłował skubnąć mnie zębami. Przechodzący akurat chłopak, pomógł mi dosiąść mego rudzielca. Gdy znajdowałam się już na jego grzbiecie, zebrałam wodze i dałam mu łydkę. Od razu ruszył stępem, jechaliśmy wzdłuż ogrodzenia. Robiliśmy dużo wolt i ósemek. Ogier był bardzo grzeczny. Po jakimś czasie
postanowiłam ruszyć kłusem. Nie chciało mi się anglezować w tych krótkich strzemionach, dlatego nie włożyłam nóg do strzemion i wysiadywałam chód. Zrobiliśmy sobie jedną rundkę dookoła toru wzdłuż płotu. Potem zatrzymaliśmy się na jednym z zakrętów i robiliśmy wolty i ósemki w kłusie. Tutaj szło rudemu trochę gorzej. Przebiegające obok nas konie, rozpraszały go. Robiliśmy coraz mniejsze wolty. Sec wreszcie zaczął się trochę skupiać. Po wielu woltach, ósemkach i innych, zmieniliśmy kierunek półwoltą i przejechaliśmy kłusem jeszcze jedno okrążenie toru. Zwolniliśmy na chwilę i przejechaliśmy 50 metrów stępem. Dałam ogierowi łydkę. Przez chwilę się szarpał, po czym ruszył szybkim kłusem. Po 100 metrach, dałam mu kolejną łydkę. Tym razem się nie zawahał i od razu ruszył galopem. Zapomniałam włożyć stopy w strzemiona i musiałam wysiadywać. Po chwili zatrzymałam go. Szybko poprawiłam strzemiona, włożyłam w nie stopy i cmoknęłam. Przejchaliśmy kawałek stępem, potem kłusem. Wystarczyło tylko dotknąć jego szyi batem, a już zaczął galopować. Musiałam mocno go przytrzymywać. Strasznie rwał się do przodu. Próbowałam zrobić kilka wolt, ale udało mi się zrobić tylko jedną. Potem rudy już nie chciał skręcać. Zamiast wolt po prostu robiłam zakręt o 180 stopni co kawałek. Po przejchaniu w ten sposób dwóch okrążeń, zwolniłam do kłusa. Porobiliśmy wolty i ósemki. Potem pozwoliłam mu chwilę odpocząć. Podczas stępowania, poluźniłam mu trochę wodze. Lekko wyciągnął szyję. Kiedy przebiegał koło nas jakiś inny koń, Secretariat od razu stawiał uszy i chciał pędzić za nim. Trochę ciężko było go przekonać, aby tego nie robił. Po kilkuminutowym odpoczynku, znowu dałam mu łydkę. Rudy od razu pobiegł galopem. Po kilku metrach udało mi się go zatrzymać. Ruszyliśmy szybkim kłusem, po kilku woltach, przyspieszyliśmy do galopu. Zrobiliśmy jedno pełne ogrodzenie. Zatrzymaliśmy się na równi z bramkami startowymi. RAZ.... DWA.... TRZY.... START! Cmoknęłam i puknęłam ogiera batem. Od razu pocwałował przed siebie. Na początku trochę go przytrzymywałam. Nie walczył ze mną, tylko biegł takim tempem jak ja mu kazałam. Ale wtedy niedaleko nas pojawił się inny koń. Natura Rudego wzięła górę. Popędził przed siebie jak szalony. Oczywiście wyprzedził tego konia. Dopiero potem trochę zwolnił. Ciągle jednak patrzył jak daleko za nami jest ten drugi koń, aby przypadkiem nie udało mu się nas wyprzedzić. Na szczęście nigdzie przed nami nie było już żadnych koni i miałam 100% kontrolę nad Secretariatem. Na ostatniej prostej, wreszcie pozwoliłam mu pokazać na co go stać. Poluźniłam wodze i puknęłam go patem. Od razu zrozumiał o co mi chodzi i popędził przed siebie co sił w nogach. Mój ulubiony moment podczas przejeżdżania okrążenia. Nie ma to jak pędzić z zawrotną prędkością i czuć wiatr we włosach. Gdy minęliśmy słupek z napisem "3000", ściągnęłam wodze. Ogier zwolnił do wolnego galopu, a potem do kłusa. Poklepałam go po szyi i pochwaliłam. Dobrze się spisuje. Trzeba jednak jeszcze trochę popracować nad jego reakcją na widok innych koni biegnących przed nim. Zwolniliśmy do stępa. Czas na chwilę odpoczynku. Przytuliłam się do jego szyi. Ogier zarżał cicho. Pogłaskałam go i usiadłam prosto. Rozejrzałam się po torze. Nie było na nim zbyt wiele koni. Po chwili odpoczynku, znów ruszyliśmy kłusem. Przejechaliśmy tak 200 metrów. Potem cmoknęłam i ruszyliśmy spokojnym, równym galopem. Kasztanek postawił uszy. Spodziewał się już tego co miało zaraz nastąpić. Zbliżaliśmy się do bramek startowych. Gdy tylko znaleźliśmy się obok nich, pozwoliłam ogierowi robić swoje. Tym razem jednak trochę go chamowałam podczas startu. Ruszyliśmy bardzo szybkim galopem. Później trochę zwolniliśmy. Chciałam, aby przez chociaż połowę trasy, ogier utrzymywał równe tempo. Na horyzoncie jednak pojawił się jakiś koń. Wiedziałam już, co to oznacza i skróciłam wodze. O dziwo, Secretariat tylko trochę się ze mną poszarpał, a potem dał za wygraną. Przyspieszył jednak trochę. Wchodząc w zakręt przed ostatnią prostą, byliśmy zaledwie kilka metrów za tym drugim koniem. Gdy przed nami była już tylko ostatnia prosta. Puknęłam ogiera batem i poluzowałam wodze. Postawił uszy i od razu ruszył cwałem. W ciągu kilku sekund wyprzedziliśmy drugiego konia, zostawiając w go daleko w tyle. Tego się można było po Secretariacie spodziewać. Nie zatrzymaliśmy się jednak przy znaku, co trochę zdziwiło ogiera. Zwolniliśmy tempa, ale nadal jechaliśmy dość szybkim galopem. Starałam się go mocno trzymać, aby nie przyspieszył. Stopniowo zwalnialiśmy. Po 1000 metrów, gdy galopowaliśmy już naprawdę bardzo wolno, zaczęliśmy powolutku przyspieszać.Z każym krokiem, osiągaliśmy coraz większą prędkość. Chciałam powoli go rozpędzić. Po przejechaniu kolejnych kilkuset metrów, pędziliśmy już naprawdę bardzo szybko. Wreszcie nadszedł ulubiony moment ogiera. Tradycyjnie, poluzowałam wodze i puknęłam go bacikiem. Jego reakcja była natychmiastowa. Nie wyczuwało się po nim żadnego zmęczenia. Pędził z taką samą prędkością, jaką osiągał wcześniej. Po 300 metrach mocno ściągnęłam wodze. Zwolnił do bardzo powolnego galopu, a zaraz potem do kłusa. Zrobiliśmy parę ósemek i wolt. Przeszliśmy do stępa. Poluzowałam mu wodze i znów pochwaliłam. Coraz lepiej radził sobie na torze. Pojawiło się trochę więcej koni. Co chwilę ktoś koło nas przejeżdżał. Stwierdziłam, że nie ma sensu na razie męczyć Sec'a wstrzymywaniem go przed wyprzedzaniem innych koni. Pojeździliśmy jeszcze chwilę kłusem, a potem stępem ruszyliśmy do stajni. Wyciągnęłam stopy ze strzemion i przytuliłam się do szyi mojego kochanego rudzielca. Po jakimś czasie, znaleźliśmy się przed stajnią. Zeskoczyłam z grzbietu ogiera i poluźniłam mu popręg. Chwyciłam wodze i wprowadziłam go do środka. Gdy znaleźliśmy się przy jego boksie, od razu zmieniłam ogłowie na kantar. Zaraz potem zdjęłam mu siodło i owijki. Wyniosłam cały rząd do siodlarni. Pochwaliłam kasztanka i zajęłam się czyszczeniem go. Wyszczotkowanego z wyczesaną grzywą i czystymi kopytami, odstawiłam do boksu. Dałam mu też jedną marchewkę w nagrodę. Schrupał ją ze smakiem. Pożegnałam się jeszcze i poszłam do mojej siwej walijki Gracji.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|