Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Deidre Właściciel Stajni
|
Wysłany:
Nie 9:00, 18 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 21 Gru 2009
Posty: 676 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Dzisiaj, jakoś z przyzwyczajenia, zerwałam się koło 6 tuż przed tym jak zadzwonił budzik. Wyłączyłam go, zanim swoim dźwiękiem zdążył mi popsuć dzień, po czym powlekłam się do łazienki. Ogarnęłam się jako tako, po czym wróciłam do pokoju. Zebrałam moje robocze ciuchy do kupy i ubrałam się nieszczególnie śpiesząc. Podeszłam do okna, odsłoniłam rolety i wyjrzałam na dwór. Mmmmm, jak pięknie! Przez uchylone okno sączyło się do pokoju wiosenne ciepło i nieustający śpiew ptaków. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem, po czym zeszłam na dół. Nie było czasu na moje śniadanie, hmh.
Po drodze, na półpiętrze założyłam buty, po czym zeszłam do końca i weszłam do stajni.
-Ahoj, kompani! xD - rzuciłam w stronę bloku stajennego. Odpowiedziało mi kilka rżeń, parsknięć i niecierpliwych pomruków. Weszłam tylko do stajni i otworzyłam drzwi, żeby wiosenny nastrój dostał się i tu. Potem bezzwłocznie do paszarni .. Po ok. 20 minutach wszyscy zadowoleni przeżuwali swoje porcje. Ja z braku laku, poszłam na padoki coś sprawdzić. Uzupełniłam wodę w poidłach, przeszłam się kawałek czy nic dziwnego nie wyrasta czy nie leży.
W myślach stwierdziłam, że dzisiaj przepasiemy konie na innych pastwiskach. W końcu trawa minimalnie odpocznie, będziemy miały jakieś uatrakcyjnienie. Mało inteligentny pomysł, patrząc na to po tym, co stanie się później, no ale nie wyprzedzajmy faktów.
Po rozplanowaniu gdzie kto stoi, wróciłam do stajni. Zostało jeszcze 15 minut do wypuszczenia koni, tak więc zdążyłam zrobić sobie jakieś szybkie kanapki. Wróciłam jako tako nasycona, i zabrałam się za rozdzielanie kopytnych na odpowiednie pastwiska. Po ok. 10 minutach większość stała tam gdzie powinna. W stajni została jedynie Wi, z którą miałam dzisiaj zamiar przetestować nasz nowy tor crossowy.
Przywitałam się serdecznie ze srokatą, gładząc jej ciekawski łebek pieszczotliwie. Wyprowadziłam ją na korytarz, gdzie czekały już szczotki, i podpięłam na dwa uwiązy. Wi, tam gdzie była siwa, czyli praktycznie na 95% swojej powierzchni, odbiegała trochę od ideału śnieżno białości. Nie miałam już jednak czasu na porządne pucowanie, wolałam nie zostawiać stajni samej sobie długo. Oj, przyda się ten stajenny, przyda. Niedługo ma przyjechać na rozmowę, dzięki bogu.
Kiedy skończyłam czyścić srokatą, przytargałam jej sprzęt. Oj było tego trochę. Na początek ochraniacze, na przód i na tył. Potem wytrzasnęłam skądś kalosze (jak pożyczyłam od kogoś to przepraszam xp). następnie żel od Lady, niebieski bawełniany czaprak, siodło skokowe i popręg z fartuchem. Na łepetynę ogłowie z nachrapnikiem meksykańskim + gumowe wędzidło. Potem ja założyłam toczek - w crossie wszystko się zdarzyć może - i wyszłyśmy przed stajnię. Tam podciągnęłam popręg i wsiadłam lekko na grzbiet Wiekiery. Nabrałam wodze i ruszyłyśmy w stronę lasu. Po drodze wpadłam już na pomysł dla mojego nowego niedoszłego stajennego - poprzybijać tabliczki wskazujące, którędy dojechać do crossu. Ja może i trafię, ale nie wiadomo jak tam pensjonariuszki.
Była dzisiaj śliczna pogoda, ptaki świergotały jak szalone. Jechałam z błogim uśmiechem, chłonąc słońce padające na mą twarz. Po ok. 5 minutach ruszyłyśmy kłusem. Zebrałam wielkopolankę i Pobudzałam łydką do aktywnego chodu. Szła rozluźniona, przeżuwając wędzidło, bacznie strzygąc uszami na boki. Pogładziłam ją po szyi. Dużo jechałyśmy w kłusie, zdążyłyśmy zagalopować tylko chwilę i już byłyśmy na torze.
Dociągnęłam popręg jeszcze na wszelki wypadek, po czym przejechałyśmy stępo-kłusem cały tor, żeby srokata mogła obejrzeć każdą przeszkodę. Potem dodałam łydki i ruszamy galopem. Wolta, i na pierwszą przeszkodę.
Na pierwszy ogień była zwykła hyrda, o wysokości 50 cm. Wi trochę niepewnie, acz ze sporym zapasem przeskoczyła przeszkodę. Pochwaliłam ją głosem i jedziemy dalej. Następny był sheep feder 80/120. Dodałam porządnie, żeby skok wyszedł wystarczająco długi. Udało się, znów pochwaliłam srokatą. Kolejny wjazd pod górkę i na jego szczycie kłoda 50 cm. Następnie grzybek 50 cm. Była to dość dziwna przeszkoda, wyczułam zawahanie klaczy. Mocna łydka i moje zdecydowanie skłoniły ją jednak do skoku. Następnie stół 100/100. Czegoś zabrakło, bo klacz wyłamała. Usiadłam w siodło i zwolniłam ją do stępa, wróciłyśmy do przeszkody. Dałam jej ją jeszcze raz porządnie obejrzeć. Potem dodajemy łydki, zagalopowanie na prawą po czym wolta i najazd z dużym impulsem. Lekko zahaczone przednim ochraniaczem, jednak dałyśmy radę.
Kolejny był zeskok. Zwolniłam mocno klacz, dałam luźniejszą wodzę, odchyliłam się do tyłu jednocześnie dociskając łydki. Wiekiera niemalże zatrzymała się w pół fuli nad zeskokiem, po czym płynnie wylądowała na dole. Pochwaliłam ją obficie, uśmiechając się. Następnie był szereg "zielono mi" i "kolorowanki". Pierwszą przeczesała nogami, nie było to jednak groźne gdyż górna część była miękka. Druga czysto. Potem kawałek nic, kilka ostrzejszych zakrętów. Następny był krasnoludek. Dałam jej łydkę tuż przed przeszkodą. Wylądowałyśmy z drugiej strony, zawadzając kopytami o wodę. Po chwili kolejny zeskok, tym razem do wody. Tym razem może nawet lepiej niż poprzednio, z impulsem. W wodzie potknęła się, jednak opanowałyśmy sytuację i wio dalej.
Galop przez wodę, susami.
W wodzie skok przez sheep feder 50/100. Już myślałam, że się wykąpiemy xp Jednak zaufałam Wi, a srokata jak przystało na sportowca wyratowała się przyzwoicie.
Następnie wyskok z wody, galop pod górkę i skok przez kłodę 80 cm. Dalej zjazd z górki, nie taki stromy, dobrze poszło chociaż trochę nam się podkowy ślizgały po trawie (zapomniałam o hacelach ..). Dalej, już a równym terenie czekała na nas przeszkoda drewniana. Mierzyła 100 cm, lecz była całkiem szeroka. Wi jako doświadczony skoczek i z tym sobie poradziła. Kolejna hyrda, tym razem 80 cm i kawałek za nią kłoda 120.
Wstrzymywałam oddech za każdym razem, jak klacz się wybijała.
Cross trochę mnie przerażał, był zbyt ryzykowny. Ufałam jednak mojej klaczy do tego stopnia, że trenowałam z nią ten sport.
Jeszcze tylko jeden sheep feder, 130/140 oraz hyrda 130, i widać koniec. Obawiałam się, bo nawet w skokach nie skakała jeszcze tak wysoko. Dałam jej jednak "wolne kopyto" i Wiekiera przeprowadziła nas obie szczęśliwie do końca trasy.
-Jeee, brawo Wi! ^^ -wyklepałam ją obficie, zadowolona, poluźniając wodze i zwalniając ją dosiadem. Klacz chyba również była usatysfakcjonowana, bo parskała co i raz, stawiając uszy na sztorc. Ruszyłyśmy trasą do stajni, bo było już coś koło 11. Musiałam zająć się resztą obowiązków, hm.
Podczas drogi powrotnej rozprężyłam srokatą, pod koniec popuściłam popręg. Wjechałyśmy na dziedziniec, spojrzałam na parking - oho, Av przyjechała. ^^
Dojechałam do pustej stajni, zsiadłam i wprowadziłam Wi do środka. Zdjęłam jej ogłowie i siodło, zostawiłam przypiętą w kantarze na korytarzu i odniosłam sprzęt. Potem wróciłam, przeczesałam zgrzebłem spoconą klaczkę i sprawdziłam kopyta. W tym momencie do stajni wpadła Av.
-Dei! Boiling chyba ma kolkę! -wysapała, najwyraźniej biegła.
-Co?! -Wytrzeszczyłam oczy. - O matko, czekaj .. mogłabyś go pooprowadzać stępem? Na round penie, gdziekolwiek? Ja zadzwonię po Miś i weta - powiedziałam, wprowadzając pośpiesznie Wiekierę do boksu.
-Jasne, nie ma sprawy - dziewczyna wyszła z lonżą w stronę padoków ogierów, a ja skoczyłam na górę po komórkę. Najpierw telefon do Rust, potem bez chwili zwłoki od razu do Misiaczek. Sama poleciałam na dół, zobaczyć jak tam trzyma się nasz kasztan. Po chwili wszyscy byli na miejscu, Rust dała Boilingowi zastrzyk rozkurczający, potem dostałyśmy od niej wskazówki, po chwili sytuacja była opanowana.
Wszystkim nam ulżyło, na szczęście nic złego się nie stało. -Narobiłeś nam stracha .. -mruknęłam, patrząc na oprowadzanego wciąż oldenburga.
-Oj narobił .. - Na twarzy Miś było widać niesamowitą troskę i ulgę.
-Zostawię was na chwilę, moja bestyja się upomina -rzuciłam, idąc w stronę boksu Wiekiery. Srokata nieustępliwie domagała się wyjścia na padok, tak więc bez chwili zastanowienia wyprowadziłam ją na zewnątrz. Tak jak zwykle puściłam ją na padok 1,25 ha, po czym ruszyłam z powrotem do stajni, odpocząć chwilę.
Kiedy przekroczyłam próg budynku, wryło mnie.
-1,25 ?! -dotarło do mnie, co zrobiłam. Usłyszałam dobiegające z padoku kwiki, ruszyłam tam co sił w nogach.
-O, cholera o.O - Zupełnie nie wiedziałam co zrobić, kiedy dostrzegłam, co dzieje się na padoku. Mianowicie, niedaleko bramki rozpętała się bójka. Ruffian z zaciekłością atakowała Wi, która chcąc nie chcąc musiała się bronić. Kara była większa od srokatej, miała też nad nią przewagę jeśli chodzi o charakter. Nie miałam wyboru, musiałam coś zrobić.
-Ej! -krzyknęłam niskim głosem, wchodząc na padok z uwiązem. Strzeliłam nim w powietrzu tuż przy klaczach, zwracając ich uwagę na mnie. Na szczęście Misiaczek z Av usłyszały że coś się dzieje i przyszły mi pomóc. Jakimś cudem udało nam się rozdzielić obie walczące. Pospiesznie wyprowadziłam Wi z padoku, Ruff triumfalnie kłusowała wzdłuż ogrodzenia. Kara nie ucierpiała, Wiekiera za to kulała na przednią nogę i miała małą ranę na szyi.
-Cholera jasna, jaka ja jestem głupia! - warknęłam do siebie, wprowadzając klacz do stajni i patrząc z troską na nogę klaczy. Trzymała ją w powietrzu. Bez wahania zadzwoniłam po weta, żeby określił stopień kontuzji , czekając na niego z kolei nie opuszczałam boksu srokatej ani na chwilę..
***
Rys by Sayu
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Deidre dnia Nie 13:31, 18 Kwi 2010, w całości zmieniany 3 razy |
|
 |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|