Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Deidre Właściciel Stajni
|
Wysłany:
Pon 16:42, 22 Lis 2010 |
|
|
Dołączył: 21 Gru 2009
Posty: 676 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Dzisiejszego ponurego poranka jak zwykle zresztą zeszłam na dół do stajni, chowając zmarznięte ręce w kieszenie. Słyszałam, jak z korytarza dobiega miarowe przeżuwanie - kilka koni zostało w stajni na życzenie właścicieli. W tym Wiekiera - dzisiaj miałam w planie zająć się nią porządnie.
Weszłam prosto do siodlarni, prostując się i rozglądając po pomieszczeniu. Muszę przyznać, że jak w mało której stajni akurat w Deandrei w siodlarni panował porządek. A to dlatego, że strasznie drażnił mnie chaos w sprzęcie i sama pilnowałam ładu. Szybko zlokalizowałam skrzynkę Wiekiery i wyjęłam z niej potrzebny sprzęt. Zaniosłam wszystko, łącznie z niemal nowym kobyłkowym siodłem w okolice myjki. Zgarnęłam z myjki szczotką pozostałości po kimś, po czym udałam się w stronę boksów.
Wiekiera przywitała mnie entuzjastycznym, spokojnym rżeniem, i podeszła w stronę drzwi. Odsunęłam lekko jej łeb, żebym mogła otworzyć drzwi, po czym wsunęłam się do środka i przywitałam z srokatą. Niuńka wsunęła mi różowe chrapki w dłonie i wtuliła we mnie łeb. Uśmiechnęłam się, gładząc ją spokojnie, kulistymi ruchami po szyi. Wi zmrużyła oczy i odetchnęła głęboko.
Och, jak ja kochałam to łaciate stworzenie. Z troską odgarnęłam grzywkę z jej oczu, po czym zacmokałam cicho. -Hej, niunia. Pora popracować. -powiedziałam do niej, wsuwając rękę pod pasek w kantarze i otwierając boks szerzej. Wielkopolanka bez oporów podążyła za mną, rytmicznie stawiając kopyta. Pogładziłam kojąco jej siwą, umięśnioną szyję.
Poszłyśmy razem na myjkę, tam przypięłam klacz, tak dla zasady. Ufałam jej bezgranicznie, ale poco kusić los.
Poklepałam jej łopatkę i westchnęłam cicho, zabierając się za czyszczenie. Bolała mnie świadomość, że Wiekiera nieuchronnie się starzeje .. Nie mogłam wyobrazić sobie stajni bez tego pogodnego ryjka.
W 10 minut ogarnęłam jej siwą sierść, miejscami pomagając sobie wodą i szamponem. Podsuszyłam ją na solarium, po czym wyprowadziłam na korytarz i zabrałam za siodłanie. Na nogi ochraniacze, na grzbiet futro, czaprak pełny konik, siodło skokowe. Na ryjku Ogłowie z nachr. meksykańskim, gumowe wędzidło. Podciągnęłam popręg, wrzucając na łeb toczek, po czym wyszłyśmy przed stajnię. Tam wskoczyłam na klacz jednym gładkim susem, po czym siedząc już w siodle skrzywiłam się nieco. Plecy mi dokuczały. Przyłożyłam łydki, kierując kroki klaczy w stronę hali. Na miejscu zapaliłam światło, zamykając drzwi z grzbietu Wi i wyjmując z kieszeni komórkę. Rozstępowując klacz po dużym kole zadzwoniłam po Maksa. Po chwili chłopak wpadł na halę, odrzucając włosy z oczu. Uśmiechnęłam się uroczo, wymuszając tym na nim ustawienie parkuru. Chłopak westchnął, jednak bez sprzeciwu zaczął targać stojaki i drągi w odpowiednie miejsca. Podziękowałam mu, i w tym czasie dodałam łydki do kłusa, uprzednio nabierając wodze i stosując intensywną pół paradę. Srokata zebrała się, kuląc uszy w skupieniu i ruszyła nieco nieskładnie. Po chwili jednak wpadła w ładny rytm, wyrzucając nogi przed siebie ochoczo. Naparła nieco na wędzidło, chciała przyśpieszyć, była chętna do pracy i denerwowało ją wolne tempo. Uspokoiłam ją głosem, utrzymując żądane tempo, i po kilku kółkach wyjeżdżając wolty w narożnikach. Zacieśniałam je co i raz, pilnując wygięcia u klaczy. Ładnie, intensywnie pracowała zadem, ruch wydawał się płynny i pewny. Pochwaliłam ją, żałując, że nie mamy więcej czasu. Zabrałabym ją też na jakieś ujeżdżeniowe treningi, fajnie się ruszała.
Maks zasygnalizował ukończenie dzieła. Uśmiechnęłam się do niego i podziękowałam, po czym ruszyłam klacz galopem. Kilka kółek na rozgrzewkę, wolty, wężyki, rozciąganie. Musiałyśmy się dobrze rozgrzać, bo czekało nas kilka ciasnych zakrętów i zawiłych kombinacji. Jak znam Maksa, na pewno nam nie pobłażał. Lubił patrzeć, jak konie wychodzą z różnych opresji. I tym razem zasiadł dla trybunach, w skupieniu wpatrując się w nas. A może we mnie..? Odwróciłam wzrok, czując że się czerwienię, po czym pokierowałam kroki srokatej w stronę pierwszej przeszkody. Kawał stacjonaty czekał na nas, srokata jednak, jak to przystało na doświadczoną klacz, pokonała ją bez wahania i oddając obszerny skok, z pięknym baskilem i mocno pracującym zadem. W locie dałam jej sygnał do zmiany nogi, po czym jedziemy kolejną przeszkodę. Okser. Nabrałam pobudzoną klacz na siebie. Kiedy się zbliżałyśmy, oddałam lekko wodze. Wiekiera uniosła głowę wyżej, intensywnie pracując nogami i stawiając uszy na sztorc. Zaatakowała z werwą przeszkodę, dosłownie przefruwając nad nią. Skróciłam lekko wodze, po czym pokierowałam ją w stronę szeregu stacjonat. Były między nimi dwie krótkie fule odstępu. Za pierwszym razem wyszło świetnie, przy kolejnym skoku jednak nie zdążyłam odpowiednio skrócić klaczy i zrzuciłyśmy jeden drąg. Poprawiłam to jednak przy kolejnym, tak więc w sumie zaliczyłyśmy 2/3 przeszkody. Zebrałam niuńkę i zakręciłyśmy ostro, po czym ustabilizowałam nieco kroki kobyłki i dopiero 4 fule przed przeszkodą posłałam ją dosiadem. Pokonałyśmy doublebarre'a gładko, Wi strzeliła lekkiego baranka po skoku. Następnie kolejno jechałyśmy stacjonatę, dwa oksery, kolejną stacjonatę, rów z wodą oraz tripplebarre. Przy ostatnim musiałyśmy się skupić, jednak bardzo podobał mi się skok młodej. Czysto, z ładnym baskilem, ekonomicznie, pewnie, z energią.
Jeszcze tylko szerego stacjonata-okser, i już popuściłam wodze zadowolona. Poklepałam klaczkę obficie, stając w strzemionach i powoli wytracając prędkość. Usiadłam w siodło i zwolniłam klacz do kłusa.
-No no, ładnie. Staruszka się stara. -rzucił Maks z widowni, chłonąc nas wzrokiem.
-Ehm, dzięki -wymruczałam tylko, uśmiechając się zadowolona z rezultatów. Rozkłusowałam rozbudzoną wielkopolankę, aż nie ustabilizowała oddechu i nie przestała mieć chęci na galopowanie. Potem do stępa. Popuściłam jej popręg, i rozstępowałam na luźnej wodzy. W miedzy czasie wymieniałam zdania z chłopakiem, śmiejąc co i raz. Potem razem wyjechaliśmy z hali. Maks wyręczył mnie i zgasił lampy, po czym zamknął halę za nami. Poczekałam na niego, następnie razem wróciliśmy do stajni.
Chłopak pomógł mi przy rozsiodłaniu klaczy. Odniosłam sprzęt, a kiedy wróciłam, klaczy już nie było. Maks odprowadził ją na padok, a teraz czekał przy drzwiach do mieszkania.
-To co, może dasz się zaprosić na herbatę, hm? Taki trening trzeba obgadać -Blondyn nie ustępował. Westchnęłam cicho, odgarniając włosy z twarzy.
-Ehh, no dobra, niech Ci będzie -wystawiłam do niego język, wrzucając toczek do siodlarni, po czym podążyłam w stronę schodów. Mijając chłopaka dźgnęłam go palcem w ramię. -Berek! -zaśmiałam się, pędząc na górę, i po chwili zniknęłam na następnym piętrze. Chłopak kręcąc głową z uśmiechem podążył za mną, nie pozostając dłużnym.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Deidre dnia Pią 2:07, 24 Gru 2010, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|