Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Sayuri Właściciel Stajni
|
Wysłany:
Sob 21:04, 10 Kwi 2010 |
|
|
Dołączył: 02 Lut 2010
Posty: 498 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Przyszłam dzisiaj, aby zostać połamaną przez klacz Say. Postanowiła mnie wsadzić na tego swojego dzikusa. W sumie to sama miałam się na niego wsadzić i wymęczyć na hipodromie. Na początek miałam taki trochę inny problem. Mianowicie miałam wejść na biegalnię Diablicy i ją złapać. Podobno jest to zupełnie wręcz niemożliwe. Postanowiłam to sprawdzić z czystej, nienormalnej ciekawości. Zaopatrzyłam się w uwiąz i powoli otworzyłam drzwi, zza których dochodziły dziwne dźwięki. Okazało się, że tymi niepokojącymi odgłosami było obgryzanie ogrodzenia przez karą kobyłę. Dobrze jej szło, a robiła to z taką złością, że aż strach. Kiedy usłyszała otwierane drzwi podniosła energicznie łeb i spojrzała na mnie. Przez chwilę widziałam w jej oczach zainteresowanie, lecz potem ustąpiło ono wściekłości. No też racja. Przecież ktoś zupełnie obcy pojawił się przed jej oczami i miał uwiąz w ręku i zamierzał ją złapać. Chwilę po tym, kiedy w jej oczach się zagotowało od złości rzuciła się w moim kierunku, lecz ja wykorzystałam okazję i tuż przed jej oczami strzeliłam uwiązem. Ruffian stanęła jak wryta (rzeczywiście kopytami wbiła się w ziemię), a ja szybko złapałam jej kantar i przypięłam uwiąz. Karuska jeszcze tylko chciała mi się wyrwać szarpiąc silnie do tyłu i wspinając się lekko, lecz dałam jej do zrozumienia, że nie robi to na mnie wrażenia, stojąc przed nią i patrząc w oczy. Po chwili dała spokój, lecz otworzyły się drzwi... Kiedy ona to zobaczyła od razu szarpnęła mnie za sobą i poleciała w tamtym kierunku, lecz ja też się nie poddawałam. Wbiłam się nogami w ziemię i obiema rękami trzymałam mocno linkę. Kiedy poczuła opór chciała się wywalić do mnie zadem, lecz tylko...
- RUFIAN!!!!!!!!! TY WARIATKO!!!! – wydarłam się na nią.
Po raz kolejny koń ten spojrzał na mnie, ale tym razem ze zdziwieniem, gdyż chyba czegoś takiego się nie spodziewała. Mnie wystraszyło tylko to, jak się wydarłam. Było mnie słychać chyba ze dwadzieścia kilometrów dalej. Wcale się nie dziwię Ruff, że patrzyła na mnie jak na wariatkę. Uspokoiłam się i przywiązałam klacz do pierścienia. Nie była na razie agresywna, ale nie była też uległa. Patrzyła na mnie podejrzliwie, jakbym naprawdę uciekła z psychiatryka. Zabrałam się do czyszczenia od zgrzebła gumowego. Tą szczotką wyciągnęłam kurz z sierści i wyłażące zimowe futro. Trochę tego było, ale Ruff tylko się kręciła i nie miała na razie zamiaru mnie kopać czy gryźć, czym byłam zadziwiona. Po prostu łaziła, żeby mieć na mnie cały czas oko. Później wzięłam miękką szczotkę i szybko wyszczotkowałam jej futerko. Na zakończenie zostawiłam kopyta, które mi wyrywała i próbowała kopać, ale jakoś się udało. A jeszcze grzywa i ogon. Grzywę rozczesałam grzebieniem, a ogon jednak zostawiłam w nieładzie, gdyż nie chciała mi dać go wyczyścić. Jeszcze tylko ogłowie, siodło i won na tor.
Wyszłyśmy na tor i podciągnęłam popręg. Ruffian pozwoliła mi wsiąść na siebie. Ruszyłyśmy stępem, ale Ruff chciała już lecieć galopem. Nie dałam jej jakimś cudem i zrobiłam w stępie jedno pełne koło po torze. Po tym zmieniłam kierunek i poczułam, że klacz ma słabą równowagę, gdyż kiedy robiłyśmy mały zakręt potykała się i bujała na boki. Będzie musiała nad tym pracować. W każdym razie po zmianie kierunku ruszyłam kłusem. W tym chodzie Ruf od czasu do czasu miała zamiar brykać, lecz wtedy opierałam się jej na tylnej części siodła i nie mogła walić baranów, gdyż straciła by równowagę, a że szłyśmy wyciągnietym kłusem, to jeszcze bardziej utrudniało jej zabawę. Po pewnym czasie mogłam zagalopować. Kiedy tylko czarna małpa dostała sygnał do galopu, poleciała do przodu jak wariatka i nie było możliwości jej zwolnić. Próbowałam jedynie utrzymać ją na tyle, aby nie leciała pełnią sił. Po jednym kole takiego galopu, puściłam jej wodzę i dodałam łydek. Ruf wyciągnęła nogi i szyję ruszając pełnią sił. Planowałam trzymać ją w takim galopie jak długo się da. Miała po prostu „paść” po tym treningu. Nie kombinowała nic, bo też jak można coś robić w pełnym galopie, w takim pędzie. Prędkość to ona ma niezłą. I wolno mi się męczyła szczerze mówiąc. Po chyba pięciu kołach dała za wygraną i już tak nie pędziła. Powoli zaczęłam ją ściągać, aż przeszłyśmy do kłusa. Pełne kółeczko w kłusie wyciągniętym, chwila na długich wodzach i stęp. Poklepałam Ruff, bo jakby nie patrzyć ma cholernica potencjał. Występowałam ją długo bez derki, gdyż było cieplutko. Trochę trwało, zanim wyschła, a gdy obie byłyśmy zrelaksowane, zaprowadziłam karą do biegalni. Tam zdjęłam z niej sprzęt i wyczyściłam kopyta. Teraz już się nie buntowała, gdyż była zbyt zmęczona. Zmierzwione futro wygładziłam miękką szczotką i poczęstowałam kobyłkę cukierkiem. Poszłam do domu żegnana wzrokiem Ruff, już nie tak pełnym złości.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|